Zapraszam do zapoznania się z sylwetką Andrzeja Iwana. Legendarnego piłkarza Wisły Kraków i Górnika Zabrze. Najmłodszego reprezentanta na mundialu rozgrywanym w Meksyku w 1978 roku. Wieloletniego alkoholika i hazardzistę. Mojego nowego faworyta w prywatnym rankingu utracjuszy…
Ostatnio przybliżyłem Wam sylwetkę Rubina Cartera. Zdaję mi się, że wiele tych panów łączy. Obaj są urodzonymi fighterami, którzy odnaleźli swój wentyl w sporcie. Obu wróżono ogromne kariery. Byli czystej wody talentami. Ale coś poszło nie tak. Coś okropnie poszło nie tak. Zarówno Carter, jak i „Ajwen” urodzili się i żyli w podobnym czasie. Po dwóch stronach żelaznej kurtyny byli ofiarami panujących ówcześnie systemów politycznych i ideologii. Pierwszy narażony był na prześladowania na tle rasowym, drugiego toczyła zgnilizna PRL’u.
Na tym jednak podobieństwa się kończą. O ile Rubin „Huragan” Carter był jedynie bezwolnym człowiekiem bezradnie przyglądającym się rozpadowi własnego życia, o tyle Andrzej Iwan sam do swojego upadku dążył. Owe dążenie do autodestrukcji znalazło ujście w spisanej przez Krzysztofa Stanowskiego autobiografii bohatera (czy tam antybohatera jak kto woli).
Andrzej Iwan nie miał lekkiego dzieciństwa. Urodził się zimą 1959 roku. Wychował – w Nowej Hucie, robotniczej dzielnicy Krakowa. Jako trampkarz Wandy Kraków szybko został dostrzeżony przez Wisłę Kraków, gdzie już w wieku 17 lat zadebiutował w podstawowym składzie. Tego samego roku zdobył wraz zespołem seniorskim mistrzostwo kraju i poleciał na wspomniany wyżej mundial w Meksyku. Wymarzony start kariery? A i owszem.
Iwan szybko polubił hulaszcze życie. Kariera spadła mu z nieba. Nagle z odrapanych kamienic Nowej Huty, gdzie lał się po mordach z „przyjezdnymi” robolami z wiosek, znalazł się na ustach całego Krakowa i całej Polski. Po takim starcie, upadek przyszedł równie szybko. Wisła podczas jego kariery już nigdy nie zaszła tak wysoko. Po odpadnięciu w ćwierćfinale Pucharu Europy z Malmoe, drużyna zaczęła się rozpadać. A reszta towarzystwa toczyła życie, by nie sięgać po epitety, mało sportowe. Rozbijanie się po knajpach nie wychodzi na zdrowie. Aczkolwiek Andrzej Iwan radził sobie i z nocnymi eskapadami do białego rana. Potrafił zapadać się, jak kamień w wodę na cały tydzień, by znaleźć się w dniu meczu. I ten mecz wygrać. To wystarczyło by nie usuwać go ze składu. Takie czasy.
Autobiografie znanych sportowców kojarzą się najczęściej z przejaskrawionymi, cukierkowatymi historiami o ciężkiej pracy i jej owocach. Ale nie tu. Iwanowi kariera spadła z nieba i on wcale nie ukrywa, że było inaczej. Oczywiście swoje na boiskach wybiegał. Sprawiało mu to jednak masę satysfakcji i samo w sobie było elementem zabawy. Zabawy, która po boisku przenosiła się z szatni do knajpy. I tam trwała w najlepsze.
Andrzej Iwan opowiada swoje historie z niezwykłą dozą szczerości. Tak, jak opowiadałby to swojemu dobremu znajomemu. Jest tu, rzecz jasna, sporo o samym sporcie. Ale nie jest to główny punkt programu. A może i jest, ale wobec mnogości świetnych anegdot i samego tła owa kariera sportowa się rozmywa. A może i rozmywać się miała bo dla człowieka, który o niej opowiadał, rzeczywiście miała ona rolę drugorzędną. Wracając jednak do meritum. Iwan opowiada w książce o czymś więcej niż o futbolu. Mówi o czasach, które dla młodego pokolenia są wielkim znakiem zapytania. Czasach, gdy profesjonalizm sportowców był odległą mrzonką, a sprzedawanie meczów było rutyną.
Wywiad z Andrzejem Iwanem dla programu As Wywiadu, w którym Iwan opowiada m.in. o swojej ostatniej próbie samobójczej.
Ta gorzka pigułka została podlana słodko-kwaśnym sosem anegdot o pijańskich i hazardowych wyczynach legend polskiego futbolu. Widać, że Krzysztof Stanowski stawał na głowie by oddać prosty ton opowieści dawnego piłkarza. Trafił tym samym w dziesiątkę, gdyż w ten sposób podane historie zyskują na autentyczności. To tak, jakby sam Iwan usiadł przy czytelniku i opowiadał o starych, brudnych czasach. Na dowód tego poniżej zamieszczam ciekawy materiał, który można potraktować jako zachętę do lektury. Jest to dokument zrealizowany przez Janusza Kozioła. Nosi on wymowny tytuł Ruletka z Iwanem.