Rozpędzona Zawidzka zażądała na wejście łapówki oraz usług seksualnych. I tutaj niestety „sprawa się rypła”, finał bowiem był dla niej bardzo nieprzyjemny. Bond podczas wręczania łapówki Zawidzką sfilmował i zatrzymał. Żeby jeszcze jej zawód spotęgować, na chciwie wyciągnięte rączki założył kajdanki, chociaż Zawidzka liczyła, iż włoży jej zupełnie coś innego i w zupełnie inne miejsce. Cała ta afera z łapówką i prywatyzacją nabrała niepotrzebnego dla burłaków rozgłosu, ale ponieważ wybory musieli wygrać, przeprowadzili wielką kontrakcję.

Mediom udało się częściowo przefarbować przestępczynię na pokrzywdzoną, tajnego agenta odtajnić (zmieniono wykładnię prawa) i wywlec jego dane osobowe na światło dzienne i pełnię słońca. Wszystkie burłackie stacje telewizyjne epatowały wręcz nienawiścią do niezłomnego stróża prawa i przedstawiały go nie jako Eliota Nessa, lecz Ala Capone. Co wtedy przeżywała Gehenna, tylko ona mogła powiedzieć. Była tak bliska wpadki, wystarczyło, aby Bond przyjął jej propozycję, a byłaby skończona. Jak to dobrze, że Zawidzka wykazała się nieporównanie większym tupetem i pazernością. Oczywiście w sumie, jak to zawsze bywa u burłaków, sąd ją w końcu uniewinnił, ale jej kariera chwilowo rozsypała się jak domek z kart. Cóż z tego, iż po roku zażądała zwrotu odebranej jej łapówki – przecież jest niewinna, więc pieniądze wzięła legalnie – kiedy to były już tylko okruszki na osłodę, a nie planowany olbrzymi bochenek. Dlatego też, kiedy tylko Bond został dzięki rządowej nagonce bezczelnie usunięty z pracy, razem zresztą ze swoim głupio uczciwym szefem biura antykorupcyjnego, Gehenna bardzo głęboko odetchnęła. Niebezpieczeństwo zostało odsunięte, okupiła tę aferę tylko nieco uciążliwą przykrością wysłuchiwania wymówek ze strony kochanka, gdyż zazdrosny o swoją „podwieszoną” Dyzmak nie omieszkał we właściwy sobie, chamski sposób wypominać jej zapędy do samodzielności.

Z mściwą też satysfakcją udzieliła Gehenna wywiadu „Centralnej” po sprawie sądowej Zawidzkiej: – U mnie ten cały Bond nie miałby żadnych szans, ja kocham swojego męża – tak powiedziała. 

„Przewodnicząca regionu Rampy chce pozbyć się kasztelana” – Gehenna przeczytała właśnie nagłówek artykułu. No nie, cholera jasna, te pismaki zbyt wiele rzeczy ujawniają bez zapytania o zgodę. Musi usunąć – jasne że musi, ale także chce. Ma po dziurki w nosie tego działacza z terenu, który po objęciu funkcji przestał być jej posłuszny. A przecież awans i wybór zawdzięczał tylko jej, to przecież zwyczajny „chudy pachołek” z zacipia, który dzięki stanowisku zatracił poczucie rzeczywistości. No, to teraz zobaczy, kto w regionie rządzi, zobaczy, kiedy wróci na swoją zapchloną wieś. Gehenna załatwi go na najbliższym zjeździe partyjnym bez mydła. Teraz musi spojrzeć w przyszłość i przyjrzeć się temu Kozłowskiemu.

Wzięła do ręki notatkę ze zdobytymi informacjami. Hm, nic tu nie wskazuje, aby Kozłowski był  jakąś wybitną osobowością, w charakterystyce dobitnie uwypuklało się tylko jego wysokie tak zwane samomniemanie. Ciekawe, że gdzie tylko się pojawiał, zaraz powstawały tam jakieś nieporozumienia i wybuchały konflikty. Spowodowane było to jego parweniuszowską pychą i wielkim egoizmem, co w koherencji z wyjątkowym cynizmem nakazywało być bardzo ostrożnym. I właśnie te dwie ostatnie cechy mocno Gehennę zaniepokoiły, ten Kozłowski może z czasem stać się zagrożeniem i dla niej samej. Zaraz, jak to było, służby… oparte głównie na tych stalinowskich agentach, udających rdzennych Polaków. Jak by taki mógł się nazywać… Kozłow? Nie, oni całkowicie zmieniali nazwiska, przecież podszywali się pod polskie rodziny. Tak czy owak, należy bardzo uważnie patrzeć mu na ręce i szukać „umocowania”, to może wiele wyjaśnić. Jeżeli już ma zostać tym kasztelanem, trzeba będzie mieć go na oku i ostrożnie, ostrożnie… A na razie, zgodnie z poleceniem Dyzmaka, należy przygotować grunt najpierw wśród delegatów partii, później wśród radnych sejmiku.

<- Poprzednia strona

Rozdział 1: Lokalna klasa polityczna, czyli jak się niszczy porządnych ludzi

Rozdział 2: „Jak nie jesteś ze mną, to już nie żyjesz” – takie realia brutalnego świata lubuskiej polityki.

Rozdział 3: „Ludziom, którzy chcą nas opuścić, zdarzają się dziwne, spowodowane na ogół depresją wypadki”. Polityka to nie żarty!

Rozdział 4: Jak opłacony dziennikarz manipuluje opinią publiczną

Rozdział 5: Co? Komu? I za co? – jak partie rozdają sobie stanowiska. Lubuska polityka 2005-2011.

Rozdział 6: Polityka to gra pozorów. Jeśli jest za dobrze, to znaczy, że gorzej być nie może.

Rozdział 7: Sesja nie ważna! Powód? Przewodniczący zamiast ją zwołać, użył słowa: „zapraszam”. Takie rzeczy naprawdę dzieją się w polityce!

Rozdział 8: Absurdy, manipulacje, nieczyste zagrywki polityki lubuskiej.

Rozdział 9: Opozycja zdradziła! Postawiła na układ, a nie na dobro powiatu i jego mieszkańców. Tymczasem starostów jest dwóch!

Rozdział 10: Układy polityczne sięgają Sądu Najwyższego. Praworządność nie ma racji bytu!

Rozdział 11: Jak rada miejska pozbywa się ośrodka kultury. Zmusza radnych (!) do przegłosowania uchwały o jego sprzedaży

Rozdział 12: Do „gry o tron” wkracza Gehenna. Ojciec radnego powiatu okazuje się Żydem mordującym Polaków. 

Rozdział 13: Choć Gehenna starała się w tym przeszkodzić, Górecki zostaje prezesem Ochrony Środowiska Regionalnego.

Strony: 1 2