Wystarczy jedna zapałka żeby wzniecić ogromny ogień, a w przypadku naszego bohatera od jednej zapałki rozpoczęła się niezwykła i niecodzienna pasja, którą dzisiaj Państwu przedstawimy. Grzegorz Trzmielewski ma 22 lata, od urodzenia mieszka w niewielkiej miejscowości Drzecin położonej niedaleko Słubic.
W wieku siedmiu lat podglądając swojego tatę Ryszarda podczas pracy (z zawodu stolarz), zapragnął zbudować samodzielnie różne modele statków. Najpierw miały być one tworzone z desek i listewek, z czasem z plastiku. Było to jednak bardzo trudne zajęcie z uwagi na to, iż młody Grześ nie miał potrzebnych i dostosowanych do jego wieku i możliwości maszyn oraz narzędzi. Brak takich możliwości sprawiło, że chłopak postanowił nie poddawać się i szukać innych rozwiązań. I tak na drodze prób i poszukiwań powstał pierwszy model kartonowy oklejony… zapałkami. Grzegorz miał wówczas 14 lat i widząc ile radości sprawiła mu konstrukcja z zapałek postanowił całkowicie poświęcić się tej formie tworzenia.
– Rodzice, koledzy i znajomi pytali często dlaczego wybrałem takie hobby. Niemal na każdym kroku spotykałem się z niezrozumieniem mojej – już wtedy uważam – ogromnej pasji. Część osób była sceptyczna, a część wręcz wyśmiewała się z tego co robię – opowiada Grzegorz. – Każda krytyka, czy każdy przykry komentarz sprawiały, że tym bardziej i usilniej chciałem udowodnić wszystkim, że to co robi ma dla mnie ogromne znaczenie.
Początki artysty
– Zapałki kupowałem, gdzie tylko się dało. Jeździłem nawet do Słubic, bo w Drzecinie wszystkie zawsze wykupiłem. A potrzebowałem przeważnie kilkadziesiąt tysięcy… Potem własnymi rękoma odcinałem główki każdej zapałce. Z biegiem czasu kiedy znajomi zaczęli już oswajać się z moją pasją pomagali mi cierpliwie te główki odcinać. Teraz to ja już zamawiam sobie takie gotowe przez internet – opowiada – Ale te kilka lat temu musiałem radzić sobie sam.
Pan Grzegorz krok po kroku objaśnia nam jak tworzy modele okrętów.
– Przede wszystkim na samym początku ustalam jaki statek będę kleił. Kiedy już to wiem, zaczynam zgłębiać wiedzę historyczną na jego temat, bo to jest bardzo istotne jeśli chce się odzwierciedlić z największą dokładnością jakikolwiek historyczny obiekt. Następnie kupuję odpowiednie plany do wybranego modelu i każdy element przeskalowuje. A potem to już biorę zapałki i klej w dłonie i zaczynam swoją przygodę. Sklejam zapałkę po zapałce, przycinam do wzoru, szlifuję… i tak po kilka tysięcy elementów łącznie – opisuje.
Statki i okręty
Pan Grzegorz wykonał do tej pory kilkanaście prac odwzorowujących wybrane statki i okręty. Dlaczego są to głównie pływające obiekty?
– Myślałem nad różnymi innymi budowlami czy podjazdami, ale samolot nie poleci, czołg nie pojedzie, a okręt? A okręt nawet z zapałek może popłynąć! I to było dla mnie w tym wszystkim najistotniejsze. Mój statek pływał już po ośnianskim jeziorze Reczynek. Dla mnie to było niesamowite doświadczenie – opowiada z entuzjazmem artysta.
Trzy modele statków, a warto podkreślić, że są to największe w Polsce stworzone z zapałek statki i okręty, znajdują się w Muzeum Modeli Statków w Kołobrzegu i są to statki: Dar Młodzieży, U-Boot oraz Vittorio Veneto. Model Bismarck odnalazł swoje miejsce w Muzeum Filumenistycznym w Bystrzycy Kłodzkiej (przedmioty znajdujące się w tym muzeum są związane bezpośrednio ze wzniecaniem ognia), a kolejny Bismarck cieszy oczy po sąsiedzku w słubickim H2O. W domu został tylko jeden statek, reszta została przekazana w ramach prezentów.
Grzegorz Trzmielewski ukończył Zespół Szkół Budowlanych i Samochodowych w Gorzowie Wielkopolskim. Praca w budownictwie to jego druga pasja. Wcale nie mniejsza od tej z zapałkami. Trochę w myśl zasady: wybierz pracę, którą kochasz, a nie będziesz musiał przepracować ani jednego dnia. Nasz bohater opowiada, że tworzenie konstrukcji z zapałek bardzo pomogło mu w pracy zawodowej. Zwłaszcza precyzja i dokładność stanowią tu istotną rolę i są bardzo przydatne.
Wspomnienia z dzieciństwa
Pan Grzegorz lubi wracać do czasów kiedy był uczniem. Miałem wtedy zdecydowanie więcej czasu na tworzenie moich statków. Wakacje były czasem idealnym. Bywało bowiem tak, że kleiłem okręty przez całe dwanaście godzin! Traciłem zupełnie poczucie czasu i rzeczywistości! Ale nawet w roku szkolnym zdarzało mi się zaspać na lekcje – śmieje się nasz bohater. – Na szczęście nauczyciele byli dla mnie bardzo wyrozumiali. Często nawet dopytywali na jakim etapie pracy jestem. To było naprawdę motywujące.
Jak długo trwa klejenie jednego modelu? Bardzo różnie czasem wystarczą trzy miesiące, czasem potrzeba dziewięć, a niekiedy cała praca trwa nawet ponad rok. Wszystko zależy od tego, jak skomplikowana jest dana konstrukcja oraz ile mogę wygospodarować czasu wolnego. A czas wolny młody artysta dzieli jeszcze ze swoją dziewczyną, która absolutnie nie jest zazdrosna o pasję ukochanego i wspiera go całym sercem.
– W zamian dostaje… róże z zapałek – uśmiecha się pan Grzegorz. – Jeśli chodzi o kwiat róży – dodaje po chwili – to muszę powiedzieć, że ona wcale nie jest łatwiejsza do zrobienia niż taki okręt! Różę wycinam skalpelem medycznym i musi być niezwykle precyzyjnie docięta. Ale trzeba przyznać, że efekt naprawdę daje mnóstwo satysfakcji.
Radość nie do opisania
– Oprócz wiedzy historycznej i matematycznej, bo to są jednak konstrukcje obliczane za pomocą skali i są to repliki prawdziwie istniejących w przeszłości statków, przede wszystkim odczuwam ogromne szczęście. To jest taka… nie do opisania słowami wewnętrzna radość i satysfakcja kiedy zaczynam od jednej, potem drugiej i kolejnej zapałki i po kilku miesiącach widzę okręt w pełnej okazałości. To mnie ogromie determinuje i dodaje wiary w siebie. Ja po prostu kocham to robić!
Grzegorz swoją wiedzą i umiejętnościami bardzo chętnie dzieli się nie tylko z bliskimi i znajomymi, ale bierze udział w okolicznych imprezach lokalnych prezentując swoje dzieła. Odwiedza miejskie domy kultury, szkoły i przedszkola pokazując dzieciom i młodzieży nie tylko swoje modele i tajniki sklejania krok po kroku, ale także opowiada przy tej okazji jak bardzo ważne w życiu jest robienie tego, co sprawia nam satysfakcję i dodaje skrzydeł.
– Dzieci bardzo chętnie uczestniczą w takich zajęciach, są szczere w emocjach i tworzą naprawdę piękne rzeczy. Wystarczy tylko wskazać im drogę i pokazać narzędzia, a one potrafią wówczas czynić najpiękniejsze dzieła – mówi.
Marzenia?
– Chciałbym stworzyć mój własny, autorski plan statków, taki „od a do z” i potem oczywiście móc je skleić.
Póki co pan Grzegorz otrzymał zamówienie od prywatnej osoby na zbudowanie dziesięciu nowych statków! A to jest praca na dobre kilka lat, więc swoje marzenia na jakiś czas musi odłożyć.
Lokomotywa z Rzepina
W galerii zdjęć mogą Państwo obejrzeć większość wykonanych prac przez naszego bohatera. Oprócz dzieł z zapałek można jeszcze zobaczyć piękny zegar, żyrandol zrobiony z desek czy zegarki z elementami zapałek! Prezentujemy również po raz pierwszy Lokomotywę, która stanowi pomnik na stacji w Rzepinie! Jej tworzenie, klejenie trwało od marca 2019 roku do zeszłego tygodnia.
A dlaczego lokomotywa, a nie kolejny okręt?
– Bo to takie trochę marzenie przyszłego teścia, a wiadomo, że przyszłemu teściowi przecież się nie odmawia – śmieje się młody artysta.
Zapraszamy Państwa do obejrzenia dzieł Grzegorza Trzmielewskiego oraz do podzielenia się wrażeniami na temat jego niezwykle oryginalnych prac.
Czytaj też: Justyna Skrzypczyk z Ośna Lubuskiego i jej magiczne rękodzieła