Chcemy Państwu przybliżyć postać żołnierza wyklętego, który po wojnie zamieszkał w Słubicach. Zmarł 13 lat temu. Pozostała jego rodzina, która marzy o tym, by choć raz usłyszeć na jego cześć: Chwała Bohaterom!
Historię Bonifacego Sokołowskiego opowiada nam jego córka Krystyna.
– Tata nic nigdy nie chciał opowiadać, chciał zapomnieć ten okres, a być może nie chciał nam sprawiać bólu. Zawsze, gdy po latach próbował cokolwiek opowiedzieć, zaczynał płakać i wychodził – mówi jedna z trzech córek pana Bonifacego. – Ja pamiętam, że jak byłam mała przychodzili do nas jacyś panowie. Mama i tata nie mówili nam kto to jest, wiem tylko, że rodzice się ich bali. Kazali nam się chować do pokoju. Pamiętam, że tata nie mógł nigdzie wyjechać, nie mógł awansować, nie mógł się budować. Nie mógł nic… Po jakimś czasie dowiedziałam się, że tata siedział w więzieniu. Za co? Dlaczego? To pozostawało tajemnicą. Dopiero po kilku latach dowiedziałam się, że tata był politycznym więźniem.
Wojna i przymusowa praca
Bonifacy Sokołowski urodził się 18 lipca 1927 r. w Rydzewie (powiat Grajewo). Rodzice Józef i Bronisława prowadzili gospodarstwo rolne. Rodzina wiodła spokojne, szczęśliwe życie. Do czasu…
Wojna przyniosła wszystko, co najgorsze. Ojciec pana Bonifacego Józef Sokołowski zmarł w 1940 r. wyniku poparzeń odniesionych w pożarze gorzelni. Miał wtedy 40 lat. Kiedy wybuchł pożar, udało mu się uciec, jednak gdy zobaczył wybiegającego, palącego się kolegę bez zastanowienia rzucił się na ratunek. Sam został zajęty ogniem i zmarł następnego dnia.
Bonifacy był jednym z czwórki dzieci Józefa i Bronisławy. Jego koszmar zaczął się w wieku 12 lat, kiedy został pojmany przez okupanta hitlerowskiego podczas łapanki i wywieziony do obozu pracy na przymusowe roboty do Niemiec. Był to 14 luty 1940 r. Trafił do gospodarza w miejscowości Pohiebels (Pożarki), gdzie pracował przy roli do roku 1942. Młody chłopiec był bardzo źle traktowany przez właścicielkę, żonę gospodarza i jej syna. Pracował ponad siły, był bity bez powodu i głodzony.
– Tata opowiadał, że sąsiadka gospodarzy, także Niemka, podawała mu codziennie przez szczeble w płocie dwa jajka, które natychmiast po kryjomu przed złymi gospodarzami wypijał. To mu uratowało życie – mówi córka pana Bonifacego (prosi o nieujawnianie danych). – Ta sytuacja spowodowała, że tata nigdy nie chował wielkiego urazu do Niemców, zawsze powtarzał, że są źli i dobrzy. Jak w każdym społeczeństwie.
Pewnego dnia pan Bonifacy i jego kolega Jan uciekli pociągiem. Miało to poważne konsekwencje. Zostali rozpoznani przez żandarmów. Prawdopodobnie dlatego, że nie byli ubrani w niemieckim stylu i nie umieli języka. Za ucieczkę pan Bonifacy został osadzony w obozie karnym Jochanesburg, a w roku 1943 przeniesiony do następnego obozu Kalingrad. Po zwolnieniu został przydzielony do samotnej Niemki, której mąż był na froncie. Pracował tam do 24 marca 1945 r.
Koszmar dopiero się zaczął. Zabrano mu człowieczeństwo…
Do rodzinnego domu w Czaplach wrócił w 1945 r. Zaraz po zakończeniu II wojny światowej dołączył do organizacji Narodowych Sił Zbrojnych (podlegały pod Armię Krajową), która walczyła o niepodległy byt państwa polskiego. Miał wtedy 18 lat. Był łącznikiem o pseudonimie „Karaś”. Jego zadaniem było roznoszenie meldunków. Nie brał udziału w akcjach. W marcu 1946 r. został złapany przez Urząd Bezpieczeństwa i osadzony w więzieniu w Rawiczu. Oskarżono go o nielegalne posiadanie broni palnej i członkostwo w bandzie, której celem było dokonywanie napadów rabunkowo-terrorystycznych oraz dezorganizowanie ruchu komunistycznego. Został skazany na 10 lat więzienia w Rawiczu.
– Tata nie miał broni, nie umiał się nią nawet posługiwać. Ktoś nocą podrzucił mu ją do stodoły. Aresztowali wtedy jego i jego brata. Tatuś przeżył coś niewyobrażalnego, coś nieludzkiego… Przez miesiąc w więzieniu był torturowany, bity do nieprzytomności, polewany wodą i znów bity. Odbito mu płuca, wybito wszystkie zęby. Bito w pięty, wsadzano mu palce w metalowe drzwi lub w sztufadę i przyciskano kopnięciem. Potem po torturach był wrzucany do celi, gdzie leżał na betonie bez koca, siennika, w samych slipach. Był dwukrotnie zamknięty w karcerze. Tam – jak mi tata powiedział – zabrano mu człowieczeństwo. To było maleńkie pomieszczenie, dosłownie skrzynka wykuta w ścianie, gdzie nawet nie można było się wyprostować. Leżał nago w odchodach poprzednich więźniów – opowiada pani Krystyna. Widać, że bardzo to przeżywa. Jej wargi zaczynają drzeć, głos zaczyna się łamać, a po policzku płynie łza.
Wspomina jak 2019 r. pojechała do Warszawy na Rakowiecką obejrzeć karcer. Jest dostępny dla zwiedzających.
– Jak zobaczyłam to miejsce rozpłakałam się. Wyobraziłam sobie tutaj ojca i przypomniałam to, co przeczytałam w materiałach o tacie w Instytucie Pamięci Narodowej. Sam o tym nie chciał opowiadać, od niego usłyszałam tylko słowa, że tutaj stracił człowieczeństwo – mówi córka. Choć trochę zapanowała nad emocjami, w oczach wciąż widać łzy.
Po prawie ośmiu latach B. Sokołowski został zwolniony z więzienia. Późniejszym wyrokiem sądu został uniewinniony jako, iż działał na rzecz dobrobytu państwa polskiego w organizacji patriotycznej – NSZ, którą wcześniej sąd komunistyczny przedstawiał jako rabunkowo-terrorystyczną bandę. Postanowieniem Oddziału Komisji Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu w Białymstoku opisane działania przeciw panu Sokołowskiemu uznane zostały jako zbrodnie komunistyczne i wyczerpały znamiona zbrodni przeciw ludzkości.
Na stałe osiedlił się w Słubicach
Wyjechał do Warszawy, gdzie uczył się prywatnie krawiectwa u krawca Antoniego Witkowskiego. Nie miał żadnego wykształcenia, nie posiadał też zawodu. Ciężko pracował, żeby zacząć normalnie żyć. Po zdobyciu fachu wrócił do Czapli. Tu poznał przyszłą żonę Teresę. Związek małżeński zawarli w 1956 r, a rok później przeprowadzili się do Słubic i osiedlili się na stałe.
– Tata przeczytał, że tutaj dają mieszkania w zakładzie odzieżowym „Komes”. Był już wyuczony, miał fach w ręku, miał wielki talent do projektowania. W Komesie został przyjęty z otwartymi ramionami. Dostał też mieszkanie – mówi pani Krystyna.
Rodzina zaczęła się powiększać. Urodziły się trzy córki: Bogusia, Krystyna i Kasia. Pan Bonifacy cały czas pracował w Komesie, później gdy otrzymał rentę, pracował w spółdzielni inwalidów.
14 czerwca 1989 r. uchwałą Rady Państwa został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. W grudniu 1995 r. Urząd do Spraw Kombatantów i osób Represjonowanych przyznał Bonifacemu Sokołowskiemu odznakę Weterana Walk o Niepodległość. 14 lutego 1997 r. Stowarzyszenie Polskich byłych Więźniów Politycznych, Prezydium Zarządu Naczelnego nadało panu Bonifacemu Krzyż Więźnia Politycznego.
Wielkie lęki i spokojna śmierć
– Mój tata był wspaniałym człowiekiem. Pomimo koszmaru, jaki przeżył był wesoły i radosny, Ludzie go bardzo lubili. Był do końca życia dżentelmenem – mówi córka. – Taki był na zewnątrz. W środku jednak cierpiał całe życie. Wspomnienia nie dawały mu spokoju. Nie dawał sobie z tym rady. Około miesiąca przed śmiercią powiedział do mnie: „Ja chcę umrzeć, ja już nie mogę”. Płakał. Psychiatrzy mówili, że przychodzi taki wiek, kiedy traumatyczne wspomnienia wracają i nie można się ich pozbyć. W ciągu trzech tygodni tata zaczął „gasnąć”, bez żadnej chorobowej przyczyny. Zaczął codziennie odmawiać różaniec i modlić się o spokojną śmierć. I taka przyszła… Zasnął w dzień na kanapie, odszedł bardzo spokojnie, Bóg mu wynagrodził krzywdy… – pani Krystyna ociera łzy.
Plac wyklętych, a na nim kilka brzózek
– Mój ojciec chciał po wojnie zacząć normalnie żyć i pracować, przyszedł niestety reżim komunistyczny. Poszedł bronić ojczyzny. Nie zdecydował się na współpracę z milicją, a przecież tak było łatwiej. Był patriotą. Był torturowany, ale nie zdradził. Pozostał wierny Polsce. Całe dzieciństwo i wiek młodości o nią walczył – dodaje córka.
Jak się dziś czuje rodzina, znając historię swojego krewnego i słuchając obelg kierujących w wyklętych?
– Są to mocne słowa, krzywdzące, niesłuszne. Ale nie mam żalu do tych ludzi. Uważam, że ktoś, kto źle mówi o Niezłomnych nie zna dobrze historii. Proszę zauważyć, że ci żołnierze latami żyli w lesie. Karmili, odziewali, opatrywali ich ludzie. Czy robiliby to dla morderców? – pyta córka pana Bonifacego. – Jakieś 10 lat temu była nagonka na warszawskich powstańców. Dziś jest inaczej. Dziś jest czas na obwinianie wyklętych. Ja zdaję sobie sprawę, że były osoby, które robiły źle – zawsze są wyjątki – ale nie można wszystkich wyklętych teraz w ten sposób oczerniać. Komuna szkoliła ludzi, którzy byli ubierani w stroje Armii Krajowej i wysyłała by mordowali. Dlaczego przez nich dziś wrogiem nazywamy wyklętych?
Pani Krystyna zwraca uwagę na jeden wątek z felietonu naszego dziennikarza pod tytułem: „TAK” dla Placu Żołnierzy Wyklętych w Słubicach, czyli dlaczego nie powinniśmy odpuszczać tego tematu? [FELIETON], w którym Piotr Karp pisze:
” (…) mówienie, że Żołnierze Wyklęci zabijali i w związku z tym nie zasługują na upamiętnienie jest pewnego rodzaju aberracją. Idąc bowiem tym tokiem rozumowania swoich ulic nie powinno mieć ani Wojsko Polskie, ani Powstańcy Wielkopolscy ani nawet Józef Piłsudski- wszyscy przecież zabijali (…)”.
– Zwróciłam na te słowa szczególną uwagę, bo przecież dokładnie taka jest prawda. Wszyscy zabijali, ale czy byli mordercami? Walczyli o swój kraj, tak jak wyklęci – mówi pani Krystyna.
Kobiecie marzy się, by rada miejska wyraziła zgodę na nadanie nazwy skweru przy ul. Konopnickiej Placu Żołnierzy Wyklętych. W tym celu napisała także pismo do burmistrza, w którym uzasadniła swoją prośbę.
– Gdyby to się udało, byłabym przeszczęśliwa i wiem, że tata także płakałby ze szczęścia. Gdyby jeszcze na tym placu rosło kilka brzózek… to byłby szczyt marzeń. Chciałabym chociaż raz usłyszeć: Chwała bohaterom! – kończy pani Krystyna.
Brzózki symbolizowałyby las, w którym żołnierze Armii Krajowej żyli i walczyli o wolną Polskę. Las, który był domem, szpitalem, schronieniem dla kilku tysięcy żołnierzy. Tych wyklętych, tych niezłomnych… Tych, którzy toczyli walkę ze służbami bezpieczeństwa ZSRR i podporządkowanymi im służbami w Polsce.
AKTUALIZACJA 01 marca 2024: Plac Żołnierzy Wyklętych uroczyście otwarto w Słubicach 1 marca 2022. Pamiątkowa tablica potwierdzająca ten fakt zawisła na wielkim kamieniu umieszczonym w centralnym miejscu tego skweru.
Może macie/mieliście w rodzinie żołnierza niezłomnego i chcecie podzielić się jego historią? Napiszcie do nas kontakt@iloveslubice.pl