Gehenna nawet nie podniosła głowy, kiedy do jej gabinetu wszedł Kordian Fiedorf, była całkowicie zaabsorbowana najważniejszą w tej chwili dla niej kwestią. Definitywnie uznała, że już najwyższy czas, aby Zbigniew Kozłowski zwolnił fotel kasztelana. Jego pycha i bufonada prezentowana wobec wszystkich z otoczenia, coraz bardziej Gehennę irytowały. Lukrecja zaczęła się też osobiście obawiać utraty władzy i wpływów. Kozłowski zagrażał jej i obrzydł do tego stopnia, iż Gehenna postanowiła umieścić na kasztelańskim krześle osobę spokojną i od niej zależną. Znalazła taką, była nią Heloiza Żyto, która idealnie nadawała się do wykonywania poleceń, była poza tym bliską koleżanką Lukrecji. Przewodniczącą wkurzyło również to, że znowu musiała ulec żądaniu Kozłowskiego – przyrzekła sobie, że to ostatni raz – i wyrazić zgodę na usunięcie z partii Leszka Góreckiego. Ten ostatni niewiele Lukrecję obchodził, podobno był ideowcem, pomagał słabszym i potrafił przeprowadzić staruszkę przez jezdnię, ale któż nie ma wad, przecież poza tym mógł być całkiem porządnym człowiekiem. W OŚR został już wymieniony na kumpelę Lukrecji – Maliniakową, więc w niczym nie przeszkadzał. Ale ten Kozłowski okazuje się zbyt zachłanny, ciągle jeszcze czegoś chce, jakby celowo ją prowokował, a już ta jego mściwość… cholera, większa nawet niż Gehenny.

Przypomniała sobie ostatnią z nim rozmowę.
– Muszę Góreckiego urządzić tak samo, jak on mnie kiedyś – wzrok Kozłowskiego pełen był nienawiści i żądzy krwi. – Przeciwnika należy utopić tak, aby już nigdy nie wypłynął. Górecki stanął mi na drodze, przeszkadzał, więc spuszczę go w niebyt całkowicie.
– Oczywiście działasz jak zwykle w rękawiczkach i cudzymi rękami? – złośliwie zapytała Gehenna.
– A tak, w Żurawiu sprawę już rozegrałem i załatwiłem, tutaj musimy ją tylko przyklepać. Bardzo na ciebie liczę, Lukrecjo. Chyba rozumiesz, że to dla nas ważne.
– Nas? – zdziwiła się w myślach – od kiedy? – I w tym momencie coś w jej głowie zaświtało. Teraz niby dla nas, a kiedy będzie już tylko dla ciebie? Przy pierwszym naszym konflikcie? To właśnie w tej chwili Gehenna skonstatowała, że Kozłowski może być dla niej bardzo groźny. Przy najbliższej okazji to przecież ona może być celem do sprzątnięcia, a ten facet równie bezlitośnie może jej usunięcie uzgadniać z kolejnym decydentem. Ogarnął ją strach.
– Już teraz pokazujesz swoje oblicze – kołatało jej w głowie – wszystkich po drodze usuwasz i tylko czekać, jak to ja stanę się twoją kolejną ofiarą. Teraz chcesz wykorzystać mnie, a jutro czy za miesiąc? Już jesteś zbyt uciążliwy, już czujesz się carem. Kiedy uderzysz we mnie? I Gehennę ogarnęła złość.
– O, niedoczekanie – myślała – nie odbierzesz mi władzy, to ja pierwsza cię zagryzę. A zrobię to jak najszybciej, póki jeszcze mam przewagę. Załatwię cię, podstępny lisie.

Tak, Gehenna pamięta, że to właśnie wtedy postanowiła usunąć kasztelana. Nie mogła zrobić tego od razu, musiała się dobrze przygotować. Gdyby Kozłowski był tak prostolinijny i honorowy jak ten Fiedorf, nie byłoby kłopotu. Ale to zupełnie inny kaliber, tu należy do walki się przygotować, policzyć siły… Przebiegle jak on i bardzo ostrożnieNa razie jednak należało uśpić czujność niebezpiecznego rywala, Lukrecja postanowiła więc zgodzić się na jego propozycję. Nie było to żadnym wielkim ustępstwem, ponieważ Górecki był poza sferą jej zainteresowań, sama zresztą już go wcześniej skreśliła.
– Dobrze – odpowiedziała Zbigniewowi – skoro tak ci na tej zemście zależy, masz moją zgodę. Wyrzucę go z partii. Nie dodała głośno, że jest to jej ostatnia zgoda wobec żądań Kozłowskiego, naprawdę ostatnia.

virtualnetia.com - projektowanie i tworzenie stron WWW

Od tamtej rozmowy jej głowę przede wszystkim zaprzątało szukanie sposobów skutecznego usunięcia i definitywnego pozbycia się Zbigniewa. Dlatego też rozpoczęła rozmowę z Fiedorfem jakby mimochodem, nawet nie odrywając wzroku od papierów.
– Wezwałam pana – już od dawna przestała być z nim na „ty” – w związku z wnioskiem o usunięcie z naszych partyjnych szeregów czterech żurawskich warchołów. Tutaj ma pan argumentację Tygellina z powiatu oraz moją opinię. Proszę przeprowadzić posiedzenie sądu koleżeńskiego i usunąć te osoby z Rampy. Fiedorf wziął pismo, przejrzał, ze zdziwieniem uniósł brwi i zapytał:
– Jak to, proszę usunąć? Chyba chciała pani powiedzieć, żebym przeprowadził uczciwe postępowanie, wysłuchał racji stron i znalazł rozwiązanie. Znam tych ludzi i wiem, jakie położyli zasługi od początku swojej działalności w naszych szeregach. Ten niezrozumiały wniosek o wyrzucenie wydaje mi się grubym nieporozumieniem.
Gehenna podniosła rękę.
– Dość! – warknęła, nawet nie podnosząc wzroku – czy nie zrozumiał pan, co powiedziałam? Mają zostać wyrzuceni, tak proszę to traktować, jasne?
Fiedorf pokręcił głową.
– Przykro mi – powiedział – ale nasze podejście do tematu jest jak zwykle rozbieżne. Jestem przewodniczącym sądu koleżeńskiego i zadbam o to, by sprawa została przeprowadzona z zachowaniem wszelkich cywilizacyjnych norm. Nigdy nie zgodzę się na odgórny dyktat bez obiektywnej oceny, tym bardziej że dotyczy to ludzi naprawdę wartościowych. Pozbywanie się ich w tak trudnej sytuacji partii byłoby tragiczną głupotą, wręcz zaślepieniem. Proszę, już czytam opinie kolegów… Gehenna chciała zaprotestować, lecz Fiedorf nie pozwolił sobie przerwać.
– Leszek Górecki. Twórca Uniwersum Polonicum, ochronił Żuraw przed powodzią, były przewodniczący powiatowy Rampy i starosta. Pracowity, fachowy, uczciwy. Wieloletni działacz, to dzięki niemu Rampa wygrała wybory w powiecie żurawskim. – Bogumił Szlachcic. Założyciel Rampy w Żurawiu i współzałożyciel partii w województwie. Toż to opoka! – Dalej, Ignacy Struga. Założyciel pierwszego wiejskiego koła partii w województwie. Prezes klubu sportowego i ochotniczej straży pożarnej. Uczciwy społeczny działacz, powszechnie ceniony i lubiany.
– Stanisław Woszulski…
– Dość! – Gehenna prawie ryknęła. – Dość, powiedziałam! Mają być usunięci i pan za to odpowiada. Dotarło?
– Nie – spokojnie odpowiedział Fiedorf – nie dotarło. A mnie nie podobają się metody, jakie pani stosuje wobec tak zasłużonych dla Rampy ludzi. Chcecie pozbyć się najlepszych i zostawić same szumowiny?
– Kurwa, dość! – Gehenna walnęła pięścią w stół. – Nie musi pan już nic robić, spowoduję, że przestanie pan być przewodniczącym sądu. Jutro na zarządzie postawię sprawę. A teraz won!

Fiedorf poczerwieniał. Przez chwilę zdawało się, że on też wybuchnie, jednak tylko zacisnął pięści.
– Niech żyje prostactwo – rzekł ironicznie – wiem doskonale, jaka jesteś Lukrecjo. Wielka szkoda, że spostrzegłem się za późno. Wierzyłem, że będzie zupełnie inaczej. A jutro – dodał twardo – sam na zebraniu zrezygnuję, nie tylko z funkcji, ale tak samo jak ci ludzie, w ogóle z partii. Niech zostaną w niej tylko tacy jak ty. Żegnam – odwrócił się i wyszedł. 

Nie było żadnego zaskoczenia, stało się to, czegośmy się spodziewali. Osobiście, od początku nie miałem żadnych złudzeń co do naszego członkostwa w partii, jednak Szlachcic i Struga postanowili powalczyć. Nie żeby wygrać, ale by pokazać miałkość burłackiej machiny. Kiedy jednak pojechali na rozprawę, okazało się, że ją przyspieszono i już przed godziną się skończyła. Ot, tradycyjny i charakterystyczny mechanizm działania.
– Nie było możliwości powiadomienia panów o przesunięciu godziny rozprawy – poinformował ich nowy przewodniczący sądu koleżeńskiego z rozbrajającym, fałszywym uśmiechem.
Dodał też, jakby na usprawiedliwienie:
– Ale mieliśmy wszelkie materiały, niezbędne do oceny waszej postawy. Niestety, wszyscy zostaliście usunięci z listy członków Rampy – zdanie to zakończył z cynicznym grymasem. 

<- Poprzednia strona

Strony: 1 2