stock 102
Fot. I Love Słubice

W środę w wiadomościach Polsatu pojawił się słubicki szpital, w którym na początku listopada pojawił się 28 – letni wolontariusz. Informator programu mówił, że ów wolontariusz posługiwał się pieczątką lekarza naczelnego i wykonywał zabiegi, do których uprawnienia mają tylko pielęgniarki, a co do niektórych tylko lekarze. 

– Po programie zrobiła się afera, podejrzewają wszystkich po kolei o kontakt z mediami. Wolontariuszy wycofano ze szpitala, pan P.( wolontariusz – dop. red. ) też do pracy na razie nie przyjeżdża. Nam wszystkim każą podpisywać oświadczenie, w którym jest zapytanie czy pan P. przekraczał przy nas swoje kompetencje na oddziale. Tylko, kto teraz to podpisze, skoro to protegowany lekarza naczelnego? A przekraczał, oczywiście, że tak – mówi nam jeden z pracowników szpitala (chce pozostać anonimowy). – Pani Sybilla w momencie, kiedy przedstawiła nam pana P. powiedziała: „Ściągnęłam tutaj fajnego chłopaka -pielęgniarza na SOR, jego mama jest od lat pielęgniarką i super się z nimi pracuje. Zrozumieliśmy to tak, że on przyszedł do pracy nie jako wolontariusz, a jako osoba, która ma wykonywać zadania pielęgniarki. W wiadomościach Polsatu pani doktor twierdzi, że on jest wolontariuszem i próbuje teraz na nas wszystko zgonić. Twierdzi, że to my powinniśmy go pilnować, gdzie on sam zachowywał się jak nasz przełożony i nam rozkazywał.

Nasz informator twierdzi też, że wolontariusz faktycznie wykonywał zadania, których nie powinien.

 – Zakładał na przykład sondę dożołądkową, co powinien robić lekarz, ewentualnie pielęgniarka pod nadzorem lekarza. Wykonywał też wkłucia do żyły szyjnej, czego same pielęgniarki nie robią. On był wpisany w grafik pielęgniarek. W ogóle nie był traktowany jak wolontariusz. Każdy inny wolontariusz wykonywał polecenia pielęgniarek, czyli np. mierzył ciśnienie czy temperaturę, a pan P. zadania wykonywał sam i przekazywał, co mają robić pielęgniarki konsultując to przez telefon z panią doktor Sybillą.

Według osoby, z którą rozmawiamy nie doszło do żadnych zaniedbań, żadnemu pacjentowi nic się nie stało. – Dziwiło mnie, kiedy brał karty leków pacjentów i przepisywał ją z góry na dół. Kartę leków zawsze wypełnia lekarz. Tutaj jednak było inaczej, robił to pan P. podbijając kartę pieczątką lekarza naczelnego.

W szpitalu za to, co robią wolontariusze odpowiedzialne są pielęgniarki. Tylko – jak zaznacza nasz informator – jak mogły być odpowiedzialne za wolontariusza, skoro były przekonane – bo tak przecież poinformowała je doktor naczelna – że człowiek ten jest zatrudniony na stanowisku pielęgniarza.

– Nigdy nie zwrócono mu uwagi, nie zabroniono wykonania jakieś czynności. On nigdy też nie przyznał, że nie ma uprawnień i że jest wolontariuszem. O tym dowiedzieliśmy się z telewizji – powtarza rozmówca.

„Nie było żadnych zgłoszeń”

Wysłaliśmy zapytania w tej sprawie do szpitala. Po chwili zadzwoniła do nas pani doktor Sybilla Brzozowska – Mańkowska, lekarz naczelny szpitala, koordynator szpitala covidowego w Słubicach. Na stanowisko została powołana 1 listopada przez prezesa szpitala Łukasza Kaczmarka.

Jak mówi pani doktor Sybilla Brzozowska- Mańkowska kilkukrotnie powtarzała personelowi, że pan P nie posiada prawa wykonywania zawodu i zawsze musi chodzić z pracownikiem medycznym. – Insynuacje zawarte w wypowiedzi informatora są nieprawdziwe. Owszem poinformowałam, że ściągnęłam sympatycznego człowieka, który studiuje pielęgniarstwo i do tej pory pełnił funkcję sekretarza medycznego – mówi lekarz naczelny Sybilla Brzozowska-Mańkowska.

– Z tego, co nam wiadomo wolontariusz, o którym mowa jest studentem trzeciego roku pielęgniarstwa. W kwietniu ma obronę licencjatu. W szpitalu pracuje jako wolontariusz. Nie otrzymaliśmy żadnych zgłoszeń aby pan P. wykonywał czynności, które nie może wykonywać pod nadzorem personelu. Kadra lekarska naszego szpitala nie udostępnia również pieczątek personelowi – mówi doktor Sybilla Brzozowska- Mańkowska. – Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji personalnej. Duża część kontraktowych pielęgniarek odeszła, bo z racji wieku i chorób współistniejących boją się tutaj pracować. I oczywiście mają do tego prawo. Dodatkowo na tydzień przed przekształcaniem szpitala w covidowy część personelu poszła na kwarantannę ze względu na kontakt w szpitalu z pozytywnym pacjentem. Tutaj potrzebne są ręce do pracy. Ten pan- jak już wspomniałam – twierdził że jest wyszkolony, po obronie licencjatu będzie miał pełne uprawnienia do wykonywania zadań pielęgniarek i taki wolontariusz jest na wagę złota. Natomiast z uwagi na cień wątpliwości powstały po doniesieniach medialnych, zrezygnowaliśmy w trybie natychmiastowym z wszystkich wolontariuszy. Nie możemy sobie pozwolić, aby ktokolwiek z pacjentów, ale również i z personelu nie czuł się w zmaganiach z Covidem niekomfortowo. Zaznaczam, że żaden z naszych wolontariuszy nie wykonywał żadnych zadań lekarza. Gdyby ktokolwiek powziął wiedzę na temat ewentualnego przekroczenia uprawnień powinien natychmiast zachowując drogę służbową o tym informować. Uważam, że skoro nie było takich informacji, to mój personel nic nieodpowiedniego nie zauważył.

Sprawą zajął się Narodowy Fundusz Zdrowia. – Nie ma jeszcze konkretnych ustaleń. Wyjaśniamy sprawę – mówi Joanna Branicka, rzecznik Narodowego Funduszu Zdrowia w Zielonej Górze.

Pismo wyjaśniające prezesa

Tymczasem w mediach społecznościowych pojawiło się pismo, które miało być wewnętrzną korespondencją wyjaśniającą, w której prezes szpitala Łukasz Kaczmarek przedstawia swoje stanowisko. Pismo to zostało opublikowane bez wiedzy i zgody prezesa.

Treść pisma:

W związku z wczorajszym materiałem dot. Pana P, który ukazał się w stacji Polsat, a także prośbą Przewodniczącego Rady Nadzorczej zobowiązany jestem złożyć poniżej wyjaśnienia w tym zakresie:

„Pan P jest studentem III roku kierunku pielęgniarskiego Uniwersytetu Zielonogórskiego (de facto czeka na wyznaczenie obrony, sprawy jednakże nieco pokomplikował COVID) i w naszym szpitalu jest zatrudniony do chwili obecnej na stanowisku wolontariusza przy zwalczaniu COVID. Jakiekolwiek czynności medyczne wykonuje wyłącznie pod nadzorem i dotyczą one np. pobierania krwi do badań, pomocy przy układaniu pacjenta na bok czy czynności pielęgnacyjnych. Został u nas zatrudniony wraz ze swoją mamą Małgorzatą, która posiada szereg specjalizacji pielęgniarskich. Decyzję o ich zatrudnieniu (M– kontrakt, P – umowa wolontariacka) podjąłem w momencie przekształcenia szpitala w covidowy, ponieważ, tak jak Państwu sygnalizowałem, brakowało nam personelu. Pan …. dał się poznać jako bardzo rzetelnie wykonujący swoją pracę wolontariusz, mało tego potrafiący zdecydowanie więcej niż niektóre osoby posiadające dyplomy. Mądrzejszy personel, dostrzegając jego wiedzę, chętnie z nim dyżurował (gdyby była taka potrzeba posłużę się nazwiskami). Innym z kolei jego wiedza przeszkadza i wpływa na dyskomfort, z uwagi na brak posiadania takich umiejętności. Niestety Pan … choruje na … i być może zareagował nieadekwatnie na ataki skierowane w jego stronę, reagując w sposób wygórowany (niepotrzebnie komentując, że nie robi nic ponad to co każdy ratownik i pielęgniarka umieć powinien). Ponadto Pan … przyzwyczajony jest do innej pracy, tj. pod większą presją czasu. Ww. przyzwyczajenia wyniósł z pracy w SOR w Gorzowie Wielkopolskim oraz Szpitalu Uniwersyteckim w Zielonej Górze, w którym pracuje się zgoła odmiennie niż w Słubicach. Jednocześnie pragnę podkreślić z całą stanowczością, że wedle zapewnień pielęgniarki oddziałowej, wszelkie prace wykonywał pod nadzorem osoby mającej ku temu odpowiednie kwalifikacje. Z załączonego pisma, które zostało skierowane do Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego wynika, że Pan … podbijał pieczątką zlecenia, siedząc przy lekarzu. Miało to tak naprawdę jeden cel, mianowicie ułatwienie pracy lekarzom w strefie brudnej, gdyż jak Państwo wiecie zbyt długie przebywanie w środkach ochrony osobistej jest bardzo uciążliwe, a w efekcie końcowym może przyczynić się do omdlenia, czego niejednokrotnie byliśmy świadkami. Inne szczegóły dot. pracy Pana … znajdują się w piśmie skierowanym do LUW w Gorzowie Wlkp. W kontekście tego tematu i relacji w stacji Polsat domyślamy się, kto jest autorem tego pomysłu (chodzi o jednego z usługodawców szpitala, pielęgniarkę systemu ratownictwa medycznego oraz wolontariuszkę). Ponadto w kontekście tej sprawy należy ubolewać również nad tym, że skoro były jakiekolwiek uwagi (choć wydaje się to dalece wątpliwe!), to osoby, które wywołały tę burzę, nie tylko nie zgłaszały problemu swoim bezpośrednim przełożonym, tj. oddziałowej SOR-u, naczelnej pielęgniarce, koordynatorowi SOR-u, który pełni jednocześnie funkcję naczelnego lekarza szpitala, czy też mojej osobie, ale z czego nie zdając sobie sprawy odpowiadały za działania Pana Z jako wolontariusza.

Konkludując, podjąłem decyzję o czasowym zawieszeniu współpracy z wolontariuszami, pomimo oczywiście trudnej sytuacji, kierując się w tym przypadku dobrem ogólnym szpitala.

W obliczu powyższych faktów pozwolę sobie na kilka uwag natury ogólnej, które dotyczą funkcjonowania Zespołów Ratownictwa Medycznego oraz Szpitalnego Oddziału Ratunkowego (stan przed przekształceniem). Z ubolewaniem stwierdzam, że poziom wyszkolenia ratowników (oczywiście nie odnoszę tego ad personam) jest na dość słabym poziomie. Niestety niektórzy ratownicy i pielęgniarki popełniają rażące błędy, które w efekcie końcowym mogą przyczynić się do utraty zdrowia i życia naszych pacjentów. Dowodem na to są informacje zawarte w kartach medycznych czynności ratunkowych. Niestety COVID poniekąd pokrzyżował nam plany związane z wdrażaniem działań naprawczych w ww. komórkach organizacyjnych. Większa część personelu boi się zmian (bezwzględnie wymagających nauki i szkolenia) jak diabeł święconej wody, próbując za wszelką cenę utrzymać swoje status quo. Poinformowano mnie również, co również sam zdążyłem zaobserwować, że trendy w ratownictwie jest nicnierobienie, a ratownicy próbujący się w ten czy inny sposób doszkalać, są wręcz piętnowani. Niestety na to nie ma mojej zgody! Ponadto, swego czasu m.in. w rozmowie z Przewodniczącym Rady Powiatu Panem Wiesławem Kołoszą poruszyliśmy te kwestie i zgodnie stwierdziliśmy, że przecież chcielibyśmy, aby wzywając karetkę, udzielona nam została profesjonalna pomoc, bo przecież tutaj chodzi o ludzkie życie. Pragnę zauważyć, że choć jest to moim marzeniem, to nie jest moim celem, zbudowanie najlepszej stacji ratownictwa medycznego w Polsce. Uważam, że bezpieczeństwo mieszkańców naszego powiatu wymaga, aby poziom wyszkolenia był wystarczający i zgodny z aktualnie obowiązującym stanem wiedzy w zakresie ratownictwa medycznego i medycyny ratunkowej. Poważnie rozważam wysłanie reprezentacji naszego szpitala na eliminacje do Mistrzostw Polski w Ratownictwie Medycznym. Gruntowne przygotowanie trzech ratowników i ich dobry start wzbudzi w mojej ocenie chęć konkurencji i współzawodnictwa oraz zmobilizuje resztę zespołu do rozwoju zawodowego. Z analizy ilości wyjazdów zespołów ratownictwa medycznego wynika, że ww. zespoły wyjeżdżają w ciągu do by od 0 do 4 razy, co stanowi średnio maksymalnie jeden wyjazd na 6 godzin. Tym samym mała ilość wyjazdów umożliwia podnoszenie swoich kwalifikacji. Brak wysokiego poziomu merytorycznego świadczy o tym, że czas ten pożytkowany jest na szukanie tematów zastępczych, czego niejednokrotnie Państwo również doświadczyli. Sytuacja ta powoduje negatywną ocenę sposobu zarządzania dotychczasowej koordynatorki ww. zespołów. Dodatkowo analiza ilości godzin przydzielanych poszczególnym ratownikom budzi wątpliwość co do równego traktowania wszystkich pracowników ratownictwa medycznego. Niepokój mój budzi również sytuacja zbiegu okoliczności wyjazdu na urlop ww. koordynatorki grafików z sytuacją związaną z burzą medialną. Obecnie prowadzę postępowanie wyjaśniające w ww. sprawie.

Pismo oburzyło personel szpitala.

– Bardzo ubolewamy jako personel, bo czujemy się upokorzeni i jest nam niezmiernie przykro, że prezes stawia ponad nami nie w pełni wykształconego człowieka i panią doktor. Prezes, który powinien być nam jak ojciec, który broni swoich dzieci mówi, że to my jesteśmy ci gorsi, ci, co nic nie umieją, niczego nie wiedzą – mówi pracownik personelu. – Czyli co? Do tej pory pracowali nieudacznicy? Ludzie, którzy nie mają kompetencji? Strasznie nam przykro.

Jeden z pracowników szpitala złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez wolontariusza P. na policję.

– Wszystkie zebrane materiały przekazaliśmy prokuraturze -mówi Magdalena Jankowska, rzeczniczka Komendy Powiatowej policji w Słubicach.

– Jesteśmy wdzięczni koleżance, że złożyła zawiadomienie na policję, tylko nie rozumiemy, dlaczego policja i prokuratura nadal nic z tym nie robi. Na dzień dzisiejszy pracujemy pod presją. Nadal pracuje lekarz naczelny Sybilla Brzozowska- Mańkowska. My się źle z tym czujemy – mówi nasz rozmówca.