stock 102
Fot. I Love Słubice

78- letnia Jadwiga z Rzepina trafiła pierwszy raz na słubicki SOR z powodu omdlenia i złego samopoczucia. Zrobiono jej EKG serca i zdecydowano o odesłaniu do domu. Diagnoza? Upały – powiedział lekarz – mówi nam córka Renata. Minął tydzień, kobieta znów trafia na SOR. Tym razem silne bóle brzucha i gorączka. Procedura taka sama: EKG i decyzja o odesłaniu kobiety do domu. Tylko tym razem córka i jej brat nie zgodzili się na to, oznajmiając, by zostawiono matkę na oddziale i zrobiono badania. Po przepychankach słownych obie strony wezwały policję. Jak się skończyła ta historia? Okazało się, że życie było zagrożone. Sprawę wyjaśnia policja i Narodowy Fundusz Zdrowia. 

W niedzielę 19 czerwca 2022 78-letnia Jadwiga z mężem udali się do kościoła. Podczas mszy św. kobieta źle się poczuła, a po wyjściu omdlała. Mąż zadzwonił po dzieci, które wezwały karetkę.

– Bardzo miła drużyna karetki zdecydowała o zabraniu do szpitala. W szpitalu zrobili badania EKG, zbadano krew i o 15.00 zdecydowano o wypisie, stwierdzając, że samopoczucie mamy spowodowane jest upałem. W tygodniu chcieliśmy, żeby poszła do lekarza rodzinnego, ale stwierdziła, że czuje się w miarę i nie ma aż takiej potrzeby by iść do przychodni. Zresztą bardzo rzadko przez całe swoje życie korzystała z wizyt lekarskich. Przepracowała 40 lat w szkole jako nauczycielka i chyba nigdy nie była na zwolnieniu – mówi córka Renata. 

W następną niedzielę (26.06.2022) rano o godz. 8.00 córka zadzwoniła do rodziców:

– Okazało się, że tata nie mógł sobie poradzić z telefonem i nie mógł się do mnie dodzwonić, a z mamą było źle.

Kiedy pani Renata z bratem dotarli do rodziców i ujrzeli półprzytomną mamę ponownie wezwali pogotowie.

– Przyjechała ta sama drużyna i również stwierdzili, że zabierają do szpitala. I tu już były inne objawy: ból brzucha, nocne wymioty, temperatura – relacjonuje córka. – O 13.00 brat zadzwonił do mamusi, która powiedziała, że mamy przyjechać, bo wychodzi, ale po głosie mamy stwierdził, że jest w takim samym stanie jak w domu. Mamusia to łagodna osoba, niesprzeciwiająca się nikomu i niczemu, więc jak powiedzieli, że do domu, to do domu – dodaje.

Jak twierdzi rodzina, w szpitalu wykonano tylko badanie EKG, więc rodzeństwo chciało rozmawiać z lekarzem prosząc o dalszą diagnostykę. 

„A pisz im co chcą!”

– I tu się zaczęło! Powiedzieli nam, że lekarz nie ma czasu i nie będzie z nami rozmawiał. Kiedy się upieraliśmy, sanitariusz oznajmił, że mamusia już w tamtą niedzielę była – jakby to miał być jakiś argument. Zaczęła się przepychanka słowna. Na pewno nie była cicha. Na co przyszedł starszy lekarz z laseczką i mimo tego, że widział co się dzieje, usiadł w ogóle do nas nie podchodząc. Powiedzieliśmy, że nie zabierzemy mamusi, dopóki nie zrobią USG brzucha, na co ten sam lekarz stwierdził „To niech leży”. Oznajmiono też, że USG nie zrobią, bo nie ma kto zrobić w niedzielę. Ręce nam opadły. Otwierają nowy SOR i w niedzielę nie robią USG? – denerwuje się pani Renata. – Brat zatem powiedział, że zabierzemy mamę, jak doktor napisze , że pacjentka jest zdrowa i że do wieczora dożyje. Na co lekarz bez krzty zawahania się powiedział do recepcjonistki: „ A pisz im pani, co chcą!”.

Na to wszystko wyszła na korytarz ledwo stojąca na nogach 78-latka i zaczęła uspokajać dzieci stwierdzając, że chce do domu.
W pewnej chwili się zawahała i syn podbiegł, żeby ją złapać. W jej kierunku ruszył też ratownik, wytykając – jak relacjonuje córka – mężczyźnie, że jest nienormalny i że nie może chodzić po korytarzu SOR. Starsza pani została odprowadzona do sali.

Ostatecznie wezwano internistę, który zdecydował o zabraniu pani Jadwigi na oddział. 
– Jak już się upewniliśmy , że mamusia zostaje w szpitalu, brat poszedł po coś do jedzenia, bo mama od rana nić nie jadła.

Wezwano policję

W trakcie opisanej wyżej słownej przepychanki obie strony wezwały policję. 
– Wyjaśniłam sytuację i stwierdzili, że nic tu po nich i żebyśmy byli już spokojni – mówi kobieta. – Powiedziałam, że owszem będzie już dobrze, bo mama zostaje w szpitalu. Po czym dzwoni mój brat i mówi, że dzwoniła do niego mamusia z płaczem, że przyszedł do niej sanitariusz i nastraszył ją, że przyjechała policja i że: „zabiorą syna i będzie sąd”. Takie słowa do starszej, chorej osoby! Koszmar! – mówi zbulwersowana córka. 

Życie kobiety wisiało na włosku

Bóle brzucha wciąż nie ustępowały. Jak relacjonuje córka przebieg dalszego leczenia, wykonano: 27 czerwca- RTG brzucha. 28 czerwca – USG, ale nic nie stwierdzono. Wezwano chirurga, który stwierdził, że to może być zapalenie wyrostka. Kobietę przewieziono na chirurgię. Około 18.00 trafiła na salę operacyjną. Okazało się, że wyrostek był ropny. 

– Gdybyśmy zabrali mamusię do domu, to moglibyśmy być już po stypie – mówi córka. 

Pani Jadwiga na wizyty kontrolne jeździ do Sulęcina.

– Dwóch lekarzy w Sulęcinie, powiedziało, że to, co opisujemy to jest szok i że taką operację przeżywa mały procent ludzi – mówi córka Renata. 

Opis relacji rodziny i pytania w tej sprawie wysłaliśmy do rzecznika szpitala powiatowego w Słubicach 7 lipca. Niestety, pomimo upływu ustawowego na odpowiedź czasu i kolejnej prośby o ustosunkowanie się do tematu odpowiedzi nie otrzymaliśmy. 

Policja zabezpieczyła dokumentację pacjentki

W sprawie jest prowadzone dochodzenie, zabezpieczono dokumentację medyczną.

– Czynności prowadzone są pod kątem narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – informuje nas aspirant Agnieszka Kaczmarek, rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Słubicach. 

Sprawa została zgłoszona także do Narodowego Fundusz Zdrowia. 

– W opisywanym przez dziennikarza temacie wpłynęła skarga. Sprawę wyjaśniamy – mówi rzeczniczka Lubuskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ Joanna Branicka. 

Czytaj też: Mafia śmieciowa w rękach Lubuskiej Policji! [zdjęcia z zatrzymania]