To opowieść o życiu mężczyzny pochodzącego z Ośna Lubuskiego, który od początku czuł w sercu, że może wszystko. Jego odwaga, głód nauki, niezwykły umysł zaprowadziły go do najważniejszych uczelni w Polsce i na… świecie. Napisać, że odnosi zawodowe sukcesy to zbyt mało. Kamil tworzy współczesną naukę, on ją kreuje na naszych oczach. Nasz bohater to erudyta, to pasjonat nauki i przede wszystkim bardzo wrażliwy człowiek. Zna swoją wartość, wie jak ogromną wiedzę posiada, jest wybitnym naukowcem, a mimo to nie zatracił poczucia skromności oraz swojej tożsamości. Jest dumnym ośnianinem, choć swoje życie wiedzie w Nowym Jorku. Zawsze z dumą podkreśla, że jest Polakiem, a ze znajomymi z Ośna Lubuskiego kontakt posiada do dziś. Poznajcie tę niesamowitą historię!

– Mam 46 lat i od 20 lat z zamiłowania a także zawodowo jestem fizykiem. Już w szkole podstawowej fascynowały mnie przedmioty ścisłe, dlatego, że dostarczały one jednoznacznych odpowiedzi na dobrze sformułowane pytania. Ogromny wpływ na rozwój moich zainteresowań mieli wspaniali nauczyciele ze Szkoły Podstawowej im. Marii Skłodowskiej-Curie w Ośnie Lubuskim. Tutaj wspomnieć chciałbym chociażby panią Bielecką od chemii, panią Błońską i pana Sobanię od matematyki, czy też pana Boboryko, który uczył fizyki – wymienia Kamil Walczak. – Moje zainteresowanie nauką podsycała również moja mama Honorata, która była niezwykle uzdolniona matematycznie i zawsze twierdziła, że “matematyka, to rodzaj rzemiosła, które warto opanować”. Jeszcze wtedy nie miałem pojęcia jak ważne jest to stwierdzenie. Jako fizyk oczywiście na co dzień posługuję się matematyką, która pozwala na ilościową analizę zjawisk występujących w przyrodzie, zarówno tej nieożywionej jak i ożywionej.

Razem z kolegą ze szkolnej ławy – Wojtkiem Makowskim – postanowili nauczyć się we własnym zakresie czytać i pisać w języku angielskim (wówczas obowiązującym językiem obcym w szkole był język rosyjski). I chociaż ich celem było przede wszystkim zrozumienie tekstów piosenek zachodnich artystów, to po upadku komunizmu w Polsce w latach 90-tych szybko zdali sobie sprawę z faktu, iż w dobie globalizacji oraz galopującego wręcz rozwoju nowych technologii, niezdolność posługiwania się językiem angielskim oraz nieumiejętność obsługi komputera chociażby w zakresie podstawowym “grożą swoistym analfabetyzmem”. Dzisiaj Wojtek Makowski jest artystą niezależnym i tworzy wysublimowaną muzykę ambientową, realizując swój talent właśnie poprzez wykorzystanie specjalnych programów komputerowych, zaś pan Kamil, jak już wspomnieliśmy wcześniej – jest naukowcem.

Początki

Beztroskie lata szkoły podstawowej dobiegały końca i wkrótce trzeba było podjąć decyzję, co robić dalej.
– Moja ciocia, Jolanta Więcek, wpadła na pomysł, żeby wysłać mnie do Technikum Geodezyjno-Drogowego w Poznaniu, który sama ukończyła dwie dekady wcześniej. Ku mojemu zaskoczeniu, zdałem egzaminy wstępne bez większych problemów i dostałem się do szkoły średniej z internatem. Moje życie zmieniło się diametralnie, gdyż musiałem się bardzo szybko usamodzielnić i jakoś się odnaleźć w wielkim mieście, a i same dojazdy bywały uciążliwe – opowiada pan Kamil. –  W szkole radziłem sobie dosyć dobrze. Szczególnie lubiłem rysunki techniczne i kosztorysowanie, bo rozwijały one wyobraźnię przestrzenną oraz wiązały się z obliczeniami a ja zawsze lubiłem wykonywać operacje na liczbach. Jednego roku, w trzyosobowej drużynie klasowej udało nam się nawet wygrać międzyszkolną olimpiadę z przedmiotów ścisłych. Ale po obronie pracy dyplomowej z mechaniki budowli oraz po zdaniu matury nie byłem przekonany, co do pracy w wyuczonym zawodzie. A ponieważ nie chciałem zostać wcielonym do wojska polskiego w charakterze poborowego, postanowiłem dalej się kształcić. Można było w ten sposób uniknąć zasadniczej służby wojskowej, gdyż komisje poborowe odraczały studenta do czasu ukończenia studiów wyższych a potem zaocznie przenosiły go do rezerwy. Taki miałem wtedy plan – dodaje.

Przez cały rok zastanawiał się, w co warto zainwestować swój  czas. Pracował wtedy w jednej z pierwszych restauracji McDonald’s w Polsce, którą otwarto przy dworcu zachodnim w Poznaniu.
– Pomieszkiwałem w akademikach i często dyskutowaliśmy w gronie zaprzyjaźnionych studentów o ważnych dla nas problemach natury światopoglądowej. Moimi ulubionymi tematami stały się głębokie pytania natury filozoficznej o powstanie, strukturę, ewolucję i kres wszechświata, a także o rolę człowieka jako istoty rozumnej we wszechświecie. W dyskusjach powoli przekonywałem się, że sama filozofia bez odniesienia się wprost do nauk ścisłych jest “zbyt jałowa”, a konfrontacja z rzeczywistością często dyskredytuje jej twierdzenia. Wreszcie zdecydowałem się studiować fizykę jako najbardziej fundamentalną dyscyplinę nauki, do której sprowadza się przecież cała chemia, ale prawdopodobnie również i biologia, psychologia, a nawet nauki społeczne – tłumaczy K. Walczak.

I tak po przebrnięciu przez rozmowę kwalifikacyjną, został studentem fizyki Universytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pomimo powierzchownej postawy lekkoducha, studia na wydziale fizyki traktował bardzo poważnie. Już na drugim roku zaczął otrzymywać stypendium naukowe za bardzo dobre wyniki w nauce i przez jakiś czas nie musiał się za bardzo martwić o pieniądze, a jedynie o utrzymanie dobrych ocen, co przychodziło mu z łatwością, bo zgłębianie wiedzy stało się jego pasją.
– W tym samym czasie poznałem już moją przyszłą żonę, Angelikę, z którą regularnie spotykaliśmy się od drugiego roku studiów i godzinami dyskutowaliśmy na tematy naukowe. W tamtym okresie pochłaniałem ogromne ilości książek, często czytając po kilka pozycji naraz. Zdawałem sobie sprawę z faktu, iż czytanie książek zastępuje nam dyskusję z ich autorami, którzy nierzadko są od nas dużo mądrzejsi – mówi nasz bohater.

Ślub, syn i tytuł dyplomowanego doktora fizyki

Po czwartym roku studiów wzięli z Angeliką ślub. W podróż poślubną udali się do… Instytutu Badań Jądrowych w Dubnej na terenie Rosji (125 km na północ od Moskwy), na który oboje zakwalifikowali się z konkursu. W owym czasie pan Kamil zajmował się zagadnieniem wpływu próżni kwantowej na przebieg procesów optycznych. Pracę magisterską na ten temat obronił w 2000 roku. Promotorem tej pracy był ówczesny kierownik Zakładu Optyki Nieliniowej – Ryszard Tanaś.

W tym samym roku, idąc niejako za ciosem, zdał egzamin wstępny na studia doktoranckie i rozpoczął kolejny etap swojej edukacji.
– Chłonąłem wiedzę jak przysłowiowa gąbka. Na uczelni rozeszła się informacja, że z USA wrócił pewien ambitny profesor – Tomasz Kostyrko – który nauczył się tam nowych technik obliczeniowych w zastosowaniu do molekularnych urządzeń elektronicznych w nanotechnologii. Jakkolwiek egzotycznie to brzmiało, takiej szansy nie mogłem zmarnować i z marszu stałem się jego doktorantem w Zakładzie Stanów Elektronowych Ciała Stałego. Szukałem też możliwości wyjazdu na zagraniczne staże naukowe, ażeby uczyć się nowych rzeczy i poznawać nowych ludzi. Byłem bardzo ciekawy świata. I tak, przed obroną pracy doktorskiej trafiłem na 3 miesiące do Centrum Badań Naukowych w Grenoble na południu Francji. Niedługo po moim powrocie z Grenoble, na świat przyszedł mój pierwszy syn – Dorian – mówi mężczyzna.

Jeszcze jako doktorant bronił zaciekle własnej niezależności naukowej, starając się realizować własne, oryginalne projekty badawcze. Nie wszystkim się taka postawa podobała, ale starał się tym nie przejmować i uparcie brnął do przodu. W tamtym okresie zdołał samodzielnie opublikować 3 solidne artykuły w czasopismach z tzw. listy filadelfijskiej, więc obrona doktoratu stała się praktycznie formalnością. Dwie z tych prac dotyczyły wpływu interferencji kwantowej fal elektronowych oraz samych korelacji elektronowych na transport przez molekuły. Trzecia była poświęcona statystyce szumów w stacjonarnym przepływie ładunku przez złącza molekularne. W marcu 2005 roku na wydziale fizyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu odbyła się publiczna obrona jego rozprawy doktorskiej poświęconej zagadnieniom transportu elektronowego w układach molekularnych. Na obronie obecni byli  jego rodzice, którzy pękali z dumy, bo oto rodzina doczekała się dyplomowanego doktora fizyki, chociaż nie do końca było wiadomo “z czym to się je”.

Warto tutaj jeszcze wspomnieć, że jednym z recenzentów jego pracy doktorskiej był Józef Barnaś, który po powrocie na stałe do kraju organizował swój własny Zakład Fizyki Mezoskopowej. Barnaś był bardzo blisko zdobycia Nagrody Nobla z fizyki za podanie teoretycznego opisu zjawiska gigantycznego magnetooporu, które obecnie wykorzystywane jest do zapisu informacji na twardych dyskach. Zjawisko to, eksperymentalnie odkrył jego bliski współpracownik – Albert Fert – za co został uhonorowany Nagrodą Nobla z fizyki w 2007 roku i imiennie podziękował Barnasiowi za jego wkład w rozwój badań nad zjawiskiem gigantycznego magnetooporu na uroczystej ceremonii rozdania nagród w Sztokholmie.
– Czy Barnasiowi należała się Nagroda Nobla? Wielu naukowców uważa, że tak. Szkoda. Szansa znowu przeszła obok… – mówi K. Walczak. – Zaraz po obronie swojego doktoratu otrzymałem zaproszenie od Glorii Platero na 5-cio miesięczny staż naukowy w Instytucie Badań Materiałowych w stolicy Hiszpanii – Madrycie. Wtedy właśnie na świat przyszła moja córka – Letycja – dodaje.

Zaraz po powrocie z Madrytu, objął posadę adiunkta na wydziale fizyki i przez rok pracował jako wykładowca na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. I tak mogło już zostać, gdyby nie wiara w samego siebie, niepokój w sercu, oraz nie do końca zaspokojone ambicje.

Ameryka i kariera na światową skalę

– Chyba nigdy nie lubiłem bezpiecznych sytuacji i od kiedy tylko pamiętam zawsze do działania motywowały mnie wyzwania. Moim celem nadrzędnym stało się uprawianie nauki na najwyższym możliwym poziomie i stopniowo utwierdzałem się w przekonaniu, że aby osiągnąć spektakularny sukces naukowy, to trzeba to zrobić w USA. A ja miałem wystarczająco dużo odwagi, aby spróbować. Już wtedy byłem w kontakcie z kilkoma uczonymi z USA, między innymi z Markiem Ratnerem z uniwersytetu w Chicago, który zapisał się na kartach historii nauki jako ojciec tzw. “elektroniki molekularnej”. Wreszcie dostałem zaproszenie na studia podoktoranckie na Uniwersytet Stanowy Virginii w miejscowości Charlottesville. I tak, w lipcu 2006 roku spakowaliśmy się z Angeliką zaledwie w dwie walizki i z dwójką małych dzieci polecieliśmy do Ameryki – uśmiecha się na wspomnienie pan Kamil.

Początki  nie były łatwe, nie mieli w USA rodziny ani żadnych znajomych, na których można byłoby liczyć, a polonia w tym rejonie praktycznie nie istniała. Dopiero po dłuższym pobycie zorientowali się, że na wydziale medycznym jest polski profesor – Władek Minor – który zorganizował tam swoje laboratorium naukowo-badawcze.

– Wielka szkoda, że nasze zainteresowania nie bardzo się pokrywają. Pierwsza konferencja w USA w 2007 roku na temat elektroniki molekularnej i od razu spore zaskoczenie. Pojawia się wielu znanych naukowców i wypytują mnie o Barnasia. Ale o dziwo, moje nazwisko też nie jest nieznane. Okazuje się, że niektórzy pamiętają moje wcześniejsze prace, a technikę obliczeniową, którą opracowałem tuż przed przylotem do USA nazywa się wprost “metodą Walczaka”. Było mi bardzo miło – opowiada 46- latek. –  Byłem z siebie dumny. Obecnie w literaturze “metodą Walczaka” nazywa się użycie tzw. “nieelastycznej formuły Landauera” do badania transferu ładunku poprzez termicznie wibrujące molekuły (jest to wynik wprowadzenia tzw. “transformacji polaronowej”). Okazuje się, iż zastosowanie “metody Walczaka” zmniejsza rozbieżności pomiędzy obliczeniami teoretycznymi a wynikami eksperymentów przeprowadzanych na złączach molekularnych. Pod koniec naszego pobytu w Charlottesville, na świat przyszedł mój drugi syn – Brian. Takie były nasze początki w USA – dodaje.

Potem przez kilka lat pracował w wojskowych laboratoriach naukowo-badawczych, między innymi na Bazie Wojskowej Marynarki Wojennej USA w Waszyngtonie oraz na Bazie Wojskowej Lotnictwa USA w Dayton (w stanie Ohio), a także wykładał mechanikę kwantową na Universytecie Stanowym im. Braci Wright w Dayton w stanie Ohio.

Od 6-ciu lat mieszka jednak w Nowym Jorku, gdzie pracował jako profesor fizyki na Uniwersytecie im. Braci Pace na Dolnym Manhattanie oraz na Uniwersytecie Miasta Nowy Jork (na wydziale fizyki Wyższej Szkoły Dzielnicy Queens). Dotychczas opublikował ponad 30 prac w recenzowanych czasopismach naukowych (wliczając 2 artykuły opublikowane w Encyklopedii poświęconej Nanotechnologii oraz 1 rozdział książki do Nanoinżynierii). Jego prace cytowano ponad 365 razy, a jego wskaźnik publikowalności (tzw. h-index) wynosi 10 według przelicznika Google Scholar. W swojej karierze, wygłosił ponad 20 referatów i wystawił ponad 30 plakatów z wynikami własnych obliczeń na 40 różnych konferencjach naukowych. Od przyszłego semestru będzie również wykładał Astronomię na Universytecie w stanie Kentucky.

Choć pan Kamil zajmuje się nauką ścisłą apeluje i prosi żeby zawsze wierzyć w siebie i w swoje marzenia. Mówi: „nie możemy mieć żadnych kompleksów, a już na pewno nie skąd pochodzimy”. Niech ta historia, oparta na prawdziwym człowieku pomoże nam sięgnąć po nasze marzenia.