Do zdarzenia doszło wczoraj około 22.00. – Jechałam rowerem z Sienkiewicza. Na skrzyżowaniu nieopodal przedszkola „Misia Uszatka” z drogi wyjechał pędzący samochód – opowiada 69- letnia pani Jadwiga.

– Jechał tak szybko, ze nie wiedziałam gdzie mam skręcić, by uniknąć zderzenia. Zaczęłam krzyczeć. Jak leciałam na samochód, byłam pewna, że tego nie przeżyję. Pomyślałam wtedy też o znajomej, która została potrącona na Małej Moskwie. Nie przeżyła. Ocknęłam się, jak już leżałam na ziemi. Wszyscy z samochodu, a było pięć osób stali nade mną. Byli wystraszeni – dodaje kobieta.

Kierowca zaproponował wezwanie karetki. – Byłam w szoku po upadku, ale zrobiło mi się ich szkoda. Powiedziałam, że jak wezwiemy karetkę, przyjedzie policja. Wtedy zauważyłam, że się wystraszyli. Zaproponowali mi odwiezienie do domu. Podnieśli z ziemi i wsadzili do auta. Kobieta, która z nimi była wzięła rower i zaprowadziła go pod mój blok. Zapytała, czy potrzebuję jakiś leków przeciwbólowych. Kiedy zaczęłam pytać o nazwisko kierowcy, ten cofnął i powiedział do kobiety, że ma szybko wsiadać i odjechali. Do mieszkania pomógł mi wejść sąsiad – relacjonuje 69-latka.

Pani Jadwiga zadzwoniła do syna i opowiedziała mu, co się stało. Ten wezwał taksówkę, która zawiozła ją do szpitala. Nie została przyjęta na oddział, bo nie wyraziła na to zgody. – Nie chciałam zostać, byłam w szoku, zmęczona, zdruzgotana. Marzyłam o tym, by znaleźć się w swoim domu – mówi kobieta. 

Szpitalny Oddział Ratunkowy o całej sytuacji powiadomił policję. – Policjanci pojechali do szpitala, ale nie zastali już kobiety. W rozmowie z lekarzem ustalili, że kobieta została potrącona i odwieziona przez sprawcę pod miejsce zamieszkania. Policjanci pojechali więc pod wskazany adres, ale tam nikogo nie zastali. – mówi oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji Magdalena Jankowska. 

– To musiało być w tym czasie, kiedy szliśmy na postój taksówek. Później już byłam w domu cały czas. Wzięłam lekarstwa i poszłam spać – mówi pani Jadwiga.

Lekarz kazał jej przyjść dzisiaj do szpitala, by zrobić badania i obdukcję, co też uczyniła. Póki co, nie ma jeszcze wyników. Obrażenia zewnętrzne to wielki guz na głowie i pełno siniaków na całym ciele. 

Kiedy sprawa za pomocą mediów społecznościowych zrobiła się głośna, sprawca napisał wiadomość do syna pani Janiny, w której przyznał się do potrącenia i przeprosił. Zaznaczył też, że nie ucieka od odpowiedzialności. 

– Ciężko mi się odnieść do tego. Nie miałem pojęcia, że tak się sprawa rozniesie. Wstawiając to na profil zależało mi najbardziej, żeby dotrzeć do osoby, która kierowała samochodem ponieważ nie zostawiła ani żadnych danych do siebie, ani numeru telefonu. Na szczęście nic poważniejszego się nie stało . Ten pan się odezwał i zaproponował pomoc. Sam też zgłosił się na policję . Co mam powiedzieć więcej? Takie rzeczy się zdarzają – mówi syn pani Jadwigi.