Dużo się ostatnio dzieje na linii Bruksela – Warszawa. Ale bardzo rzadko decyzje, które zapadają w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej mogą mieć tak silny wpływ również na przedsiębiorstwa oraz społeczeństwo w powiecie słubickim. Pytacie dlaczego? To może próba naświetlenia problemu od początku.

Wielka Brytania od dawna jest preferowanym celem emigracji polskich rzemieślników i innych wykwalifikowanych pracowników. Podczas gdy Brexit zmienił możliwości swobodnego przepływu pracowników, w pozostałych państwach UE obowiązuje nowa dyrektywa dotycząca delegowania pracowników. Zgodnie z dyrektywą, pracownicy migrujący z sąsiednich państw UE powinni otrzymywać „taką samą płacę za taką samą pracę w tym samym miejscu”. Polska i Węgry próbowały obalić to nowe rozporządzenie dotyczące pracowników delegowanych, ponieważ obawiały się niekorzystnych warunków konkurencji.

Jednak obecnie oba te kraje odniosły porażkę również na tym froncie przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości TSUE. Przekształcona dyrektywa w sprawie pracowników delegowanych, która chroni standardy płacowe i socjalne dla pracowników w innych krajach UE, jak orzekł Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jest zgodna z prawem. Dyrektywa ta została zmieniona w 2018 roku w celu rozszerzenia ochrony pracowników delegowanych przed dumpingiem płacowym i socjalnym. Kluczowe znaczenie dla reformy miała zasada, że obywatele UE pracujący tymczasowo w innym kraju UE muszą otrzymywać takie same wynagrodzenie jak jego mieszkańcy. Specjalne przepisy prawne dotyczące delegowania zostały ograniczone do dwunastu miesięcy, a w wyjątkowych przypadkach do maksymalnie 18 miesięcy. Oznacza to, że pracownicy mogą być delegowani na dłużej – ale wtedy obowiązują warunki w państwie przyjmującym, pod warunkiem że są one lepsze niż w państwie pochodzenia.

Ponadto przewidziano, że koszty podróży, zakwaterowania i wyżywienia pracowników delegowanych nie mogą być potrącane z ich wynagrodzenia. Węgry i Polska skarżyły się m.in. na naruszenie swobody świadczenia usług w UE. TSUE przyjął inne stanowisko. Unijni prawodawcy powinni byli mieć możliwość zmiany dyrektywy w celu zapewnienia, że swobodny przepływ usług odbywa się na równych warunkach. Niektóre kraje UE o niskich kosztach pracy właśnie jak Polska lub Węgry od początku miały zastrzeżenia do reformy. Obawiali się oni o przewagę konkurencyjną, z której od dawna korzystają ich firmy i pracownicy. Z drugiej strony związkowcy i eksperci w dziedzinie polityki społecznej świętowali nowe przepisy z 2018 roku jako skuteczne narzędzie walki z dumpingiem płacowym i społecznym. Szacuje się, że dotyczy to setek tysięcy pracowników w Europie.

Polska w październiku zaskarżyła do TSUE przepisy zmieniające zasady pracy spedycji (termin rozprawy nie został jeszcze ogłoszony), które w lipcu ostatecznie zatwierdził Parlament Europejski i powinny wejść w życie w 2022 r. Również ten spór – dość gorący we Francji czy państwach Beneluksu – sprowadza się do napięcie między zachodnimi oskarżeniami o dumping i wschodnimi oskarżeniami o zachodni protekcjonizm. Wprawdzie reforma oszczędziła przewoźników w przewozach dwustronnych (np. Polska-Francja-Polska) oraz tranzytowych (przy przejazdach Polska-Francja kierowcy w Niemczech będą traktowani jako delegowani, czyli na polskich płacach), ale polskie firmy zarabiają najwięcej na kabotażu. To usługa, w której np. polska ciężarówka wożąca towary wewnątrz Niemiec, (czyli np. Berlin-Frankfurt, Frankfurt-Hamburg). A według nowych zasad np. polskim kierowcom pozostawiono prawo do trzech przewozów kabotażowych w ciągu tygodnia, ale potem – to nowość – będą zmuszeni do aż czterech dni karencji bez wykonywania kolejnych przewozów.

Druga z najbardziej kontrowersyjnych nowości to wymóg, by ciężarówka co najmniej raz na osiem tygodni (przewoźnicy zwykle podmieniają kierowców podczas tak długich wyjazdów) wracała zza granicy do kraju rejestracji firmy przewozowej. Wróćmy zatem bazując na tej wiedzy do polskich oraz słubickich realiów. W ramach ochrony przed dumpingiem płacowym delegowanie pracowników będzie w przyszłości tylko możliwe do 12 miesięcy. W wyjątkowych sytuacjach parę miesięcy dłużej. Później polska firma delegująca pracownika, będzie zmuszona płacić na tych samych warunkach co te, gdzie jest świadczona usługa. Może dojść do takiej sytuacji, że przepisy, które miały chronić prawa pracownicze przyczynią się po okresie maksymalnym delegowania pracownika, do jego zwolnienia.

Rejon nadgraniczny, w tym powiat słubicki, to idealna baza wypadowa dla przedsiębiorstw transportowych. Przy niekorzystnym rozstrzygnięciu prawnym dotyczącym kabotażu TSUE, przedsiębiorstwa te strąca bardzo lukratywna część wykonywania usług transportowych wewnątrz krajów unijnych. Rachunek ekonomiczny jak zawsze jest bezduszny. Niemieckie lub francuskie firmy mogą – w świetle tych przepisów prawnych – korzystać ponownie z usług miejscowych spedycji, co w sile rzeczy doprowadzi do ograniczenia zysków słubickich i polskich spedycji. Czy to jest ochrona przed dumpingiem płacowym polskich spedycji czy protekcja własnego rynku transportowego? Zdania są podzielone, a odpowiedź na to pytanie jest zależna z jakiej perspektywy się je zadaje. Jasne jest już teraz, że czasy dla wielu słubickich przedsiębiorstw transportowych nie będą łatwiejsze.

Czytaj też: Akt wandalizmu i dewastacji muralu z kobietą i czerwoną błyskawicą obnaża światopoglądowy konflikt społeczeństwa w Słubicach?