Od urodzenia mieszka w Słubicach. Ma 15 lat. Jest wrażliwym, ale też bardzo dojrzałym młodzieńcem. Elokwentny, empatyczny i pracowity. Rozmowa z nim to sama przyjemność. Poznajcie Marcela Sztachelskiego, który bierze udział w znanym telewizyjnym programie The Voice Kids

 

Renata Hryniewicz: Kiedy narodził się pomysł udziału w Voice Kids? 

 Marcel Sztachelski: Jak zobaczyłem reklamę kolejnej edycji programu, pomyślałem: czemu nie, może warto się zgłosić? 

Czemu dopiero ta edycja? Czułeś, że to Twój czas? 

Wcześniej nie czułem, że mógłbym się dostać. Do tego trzeba było jeździć na eliminacje. Teraz odbywało się to online.  Kiedy zdecydowałem się już wziąć udział,  okazało się, że mama już dwie godziny wcześniej sama mnie zgłosiła. 

Pochodzisz z domu, gdzie muzyka i śpiew są od pokoleń?  Śpiewa mama, tata, babcia, ktoś bliski? 

Nie, u mnie w rodzinie nikt nie śpiewa, ja natomiast czuję to od małego. Uwielbiałem kołysanki, to mnie uspakajało, później piosenki dla dzieci, potem zacząłem się interesować muzyką popową. Śpiewam zawsze i wszędzie (śmiech). 

Czy miłość do muzyki sprawiła, że w tym kierunku zacząłeś się uczyć? 

Tak, chodziłem osiem lat do szkoły muzycznej w Słubicach. Uczyłem się gry na akordeonie. Jeśli chodzi o  naukę śpiewu uczyłem się pod skrzydłami Piotra Tamborskiego. Później dokształcałem się u pani Edyty Kręgiel. Pani Edyta jest bardzo dobrym nauczycielem. Pamiętam, jak przyszedłem pierwszy raz do pani Edyty. Był dylemat, bo okazało się, że pani Edyta nigdy nie uczyła chłopaka. Nie miała doświadczenia w tej kwestii i miała obawy czy uda się mnie wyszkolić tak, jakby tego chciała. Byłem wystraszony, że długo się nie utrzymam. Ale to było bardzo dobre posunięcie. Pani Edyta chwaliła mnie, że bardzo się staram i że jestem zdolnym uczniem.  I tak do samego voica byłem uczniem pani Edyty, zresztą nadal jestem. 

Twój pierwszy publiczny występ? 

Preludium w 2018 roku w Kleis Forum we Frankfurcie. Nie uczyłem się publicznie występować, ale nigdy nie sprawiało mi to problemu.

Nie masz tremy? 

Nie, wiem zawsze co mam zrobić i albo jestem pewny w stu procentach, albo lecę na żywioł (śmiech) i też wychodzi. 

Było ciężko w eliminacjach, chodzi mi o okres, kiedy już byłeś w Warszawie i przesłuchania były na żywo nie online? 

Zanim trafiliśmy do studia, było parę etapów, które musieliśmy przejść. Już na miejscu byliśmy przesłuchiwani przez trenerów wokalnych. Potem już były przesłuchania w ciemno. 

Jak się dowiedziałeś, że weźmiesz udział w programie? 

Byliśmy w rodzicami w Grecji na wakacjach, kiedy dostałem maila. Tata mówił, że bez sensu się zrywać skoro jeszcze nam zostały dwa dni, żebyśmy zostali. Natomiast mama od razu zaprotestowała i wróciliśmy. Wylądowaliśmy w Warszawie i na lotnisku przebieranie, rozśpiewywanie itd. Potem już prosto do studia. Byliśmy 4 godziny przed rozpoczęciem (śmiech). 

Piszesz teksty? Komponujesz muzykę? 

Tekstów nie piszę, muzykę zdarza mi się komponować. 1 lipca będzie gotowy mój pierwszy singiel, tworzyliśmy go razem z panem Piotrem Tamborskim. Mam też drugą pasję: pianino. Uczę się u pana Tomka. W planach mam jeszcze gitarę i perkusję. 

Widzę, że ambicje masz duże, a jaki jesteś? Czy do tego wszystkiego podchodzisz rzetelnie, czy bardziej na tzw.”lajcie”?

Jak mam się czymś zająć, to od początku do końca. Pani Edyta też to zauważyła, często mnie chwaliła, że jestem rzetelny. Jak mi coś zadała, że mam wyćwiczyć, to zawsze to zrobiłem. Choćby było zadane w środę wieczorem, w czwartek rano będę gotowy. Jestem zadaniowcem.

Jakieś kolejne konkursy? Jakie plany muzyczne? 

The Voice Of Poland oraz także Voice, ale wersja niemiecka. Znam niemiecki bardzo dobrze, więc myślę, że nie powinienem tej szansy marnować.  Jeśli chodzi o plany, w przyszłości chciałbym zostać – jeśli nie wyszłoby z karierą muzyczną –  trenerem wokalnym. 

Kto Cię wspiera? 

Oczywiście rodzice, ale czuję też mega wsparcie od dziadka Andrzeja. Nawet jak coś mi nie wyjdzie, on zawsze powie, że jest dobrze. Wierzy we mnie bardzo. Dziękuję ci dziadku! Wspierają mnie też przyjaciele i znajomi. 

Rówieśnicy nie zazdroszczą? Nie hejtują? 

Nie, nigdy tego nie odczułem. Nawet gdyby tak było, nie przejmowałbym się. Jestem zdania, że jeśli ktoś hejtuje czuje się gorszy od osoby hejtowanej, jest zazdrosny. 

No cóż, pozostaje mi życzyć Tobie powodzenia! 

Dziękuję.