Właśnie skończyła szkołę podstawową i zaczęła planować swoją przyszłość. Chciałaby zostać architektem krajobrazu. Plany runęły w gruzach, kiedy miesiąc temu Wiktoria i jej rodzina dowiedzieli się, że ma nowotwór złośliwy.

15-letnia Wiktoria Janczak z Sieniawy Lubuskiej (gm. Łagów) urodziła się jako wcześniak. Nie miała większych problemów ze zdrowiem, poza postępującą jaskrą. Nikt z rodziny nie przypuszczał, że kiedyś przyjdzie się zmierzyć z rakiem u osoby tak młodej. 

– Był czwartek. U Wiki między obojczykiem a szyją pojawił się guzek. Pomyśleliśmy, że może jakaś choroba ją bierze, były upały i dziewczyny jadły dużo lodów – opowiada babcia Wiktorii Elżbieta Bak. – Coś jednak nie dawało mi spokoju. W piątek obejrzałam guzka jeszcze raz i powiedziałam córce, żeby w poniedziałek pojechała z Wiktorią do lekarza i sprawdziła co to jest – dodaje. Pani Elżbieta mieszka w jednym gospodarstwie z córką i jej dwiema córkami. 

W poniedziałek pojechały do lekarza. Lekarz skierował na USG. Termin wykonania badania na kasę chorych był bardzo odległy, kobiety załatwiły badanie prywatnie. 

– Czekałyśmy dwa dni. Z wynikiem córka z wnuczką znów wrócił do lekarza rodzinnego. Ten wystawił skierowanie na konsultację onkologiczną i hepatologiczną. Termin takiej wizyty wyznaczano na koniec roku. Znów wykonałyśmy chyba z tysiące telefonów, by znaleźć onkologa, który ją przyjmie prywatnie – relacjonuje pani Elżbieta. 

Diagnoza: Ziarnica złośliwa

Udało się. Po trzech dniach stawiły się u onkologa w Zielonej Górze. Pani profesor obejrzała wszystkie wyniki i postawiła diagnozę: ziarnica złośliwa- chłoniak Hodgkina.

– Nie mogłam wrócić z pracy. Płakałam dwie godziny przed sklepem. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież jest ta młoda, tak spragniona życia. Dlaczego nas to spotkało? W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań i pretensji do życia – mówi babcia. Teraz również łzy płyną jej po twarzy, a w jej oczach widać ogromny żal. 

Jeszcze podczas wizyty pani profesor zadzwoniła do wrocławskiej kliniki „Przylądek Nadziei”  i poprosiła o przyjęcie swojej pacjentki. Mama z Wiktorią pojechały tam na trzydniowe badania, ale już nie wróciły. Lekarze zostawili Wiktorię w klinice i rozpoczęli specjalistyczne badania. Rezonans magnetyczny ujawnił jeszcze dwa guzy, które zostały wycięte i wysłane do badania.  Na wyniki trzeba poczekać około dwóch tygodni.  

Potrzebna jest pomoc

Leczenie i pomoc Wiktorii jest dla rodziny bardzo kosztowne. Rodzina już wydała wszelkie oszczędności na pierwsze badania i wizyty, a na tym się nie skończy. 

– Chcielibyśmy jej zapewnić jak najlepszą opiekę, wszystko, co niezbędne, żeby wnuczka jak najmniej odczuła, jaka to ciężka walka – mówi babcia. – Same koszty dojazdu do Wrocławia to kwoty, na które nie będzie nas stać. 

– Tej rodzinie ciągle wiatr wieje w oczy i życie kładzie kłody pod nogi. Ela nigdy nie zaznała spokoju, ciągle im się coś przytrafia. Proszę pomóżcie im w tym bardzo trudnym czasie, by byli spokojni, że będzie ich stać na leczenie Wiktorii – apeluje słubiczanka Jadwiga, która przedstawiła nam historię Wiktorii i poprosiła o pomoc w nagłośnieniu zbiórki. 

Jeśli ktoś chce i może pomóc rodzinie w walce z chorobą Wiktorii, może wpłacić pieniądze na zrzutka.pl.

Czytaj też: Znów do Słubic i Frankfurtu zawita ekipa serialu „Polizeiruf 110”. Będą kręcić kolejny odcinek.