Dziś będzie o hejcie, wolności, tolerancji… Czyli grubo, a potem już tylko lekko o świętach ???

W internecie, w okolicach połowy listopada nastąpiła na pewnej grupie burza, bo jedna z grupowiczek pochwaliła się ubraną wówczas… choinką!

No bo jak? Że psucie atmosfery świątecznej, że klimat nie taki jak w połowie grudnia, że po co i na co, i że ludzie wariują i że JA ubieram „w grudniu po południu”!
No, a jak JA ubieram „w grudniu po południu” to każdy też tak musi, bo wtedy jest najlepiej i najsłuszniej.

Choinka

Jak nie skłócają nas maseczki, to poróżnia „biedne”, niczego nieświadome, przystrojone w połowie listopada, w kolorowe bombki… drzewko! I tak sobie myślę… Walczymy „o prawo wyboru”, walczymy o powrót do normalności, o prawo do bycia sobą, o respektowanie wolności słowa, o przestrzeganie konstytucji, itd.
Używamy górnolotnych i wzniosłych haseł przywołując cytaty przeróżnych autorytetów moralnych, a jak sobie kobiecina przystroiła choinkę 14 listopada, to spadła na nią dosłownie fala hejtu i słownych „pomyj”, że no jak tak u licha można!

I tak sobie znowu myślę…

To bardzo dobrze, że człowiek walczy o wzniosłe rzeczy i wartości, to dobrze, że chcemy żeby nas usłyszano, mamy prawo robić „wielkie halo”, jeśli coś jest dla nas ważne i to bardzo dobrze, że jest w nas ta odwaga. I nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie ostatnich marszów czy parad, oj nie.

Dlaczego jednak potrafimy walczyć o wolność, a nie potrafimy przyzwalać na nią w życiu codziennym, zwykłym, w sytuacjach najzwyczajniej w świecie prozaicznych…?

Przykład choinki, to tylko przykład jeden z wielu. Taki banalny, taki „śmieszny”, a jednak świetnie udowodniający jak nasza tolerancja kuleje, a nawet wręcz pełza.

Czy my naprawdę musimy być specjalistami od cudzego życia zawsze i wszędzie?

Czy JA naprawdę mam wyłączność na prawdę i słuszność?

Chcemy być postrzegani jako osoby tolerancyjne, ale ta nasza tolerancja brutalnie kończy się w momencie, kiedy ktoś oficjalnie postępuje w życiu inaczej niż „ja”.

130726183 847870245754916 3238763999468724484 N

„Nie zesr… się tym śniegiem!”

Jestem członkiem grupy stricte poświęconej pogodzie i zjawiskom atmosferycznym. Fajna grupa i ciekawa, naprawdę.
Parę dni temu spadł w naszym województwie śnieg. Administrator grupy nie omieszkał o tym nie wspomnieć. W końcu ten cały śnieg sprawił radość nie tylko dzieciom. I co? I lecą komentarze jak to fajnie, jak super, ile to fajnych emocji wywołały te niespodziewanie, spadające płatki śniegu i w pewnym momencie wyskakuje niczym „Filip z konopi” komentarz pewnego pana, o treści: „nie zesraj#*&cie się tym śniegiem”.

Jak owy pan tłumaczył się pod naciskiem próśb o opuszczenie grupy jeśli mu coś na niej nie odpowiada? Standardowo, a wręcz klasycznie: „Bo jest wolność słowa” i „bo on tylko wyraził swoje zdanie”.

Pytanie „A czy musiałeś”? Naprawdę człowieku musiałeś? A jeśli musiałeś, to dlaczego w takiej formie?

Czy radość drugiego człowieka (a w tym wypadku kilkudziesięciu ludzi) choćby nawet z powodu błahego śniegu musi być powodem do „wyrażenia swojej dezaprobaty” w tak miałki sposób?

Ja rozumiem interweniować kiedy dzieje się krzywda, rozumiem stanąć w czyjeś obronie, napisać, że nie ma w nas na coś zgody, że jest nam z jakimś poglądem nie po drodze, że to nie „nasza bajka”, ale niektórzy uważają i mylą prawo do wypowiedzi, z przymusem wypowiedzi. A wulgaryzmy, ubliżanie i wyśmiewanie tłumaczą „wolnością i demokracją”.

W moim życiu niejednokrotnie dałam wciągnąć się w tak zwaną „gównoburzę”. I nikt w tej „burzy” nikogo do swoich racji nie przekonał. Nikt!

Wniosek? Teraz interweniuje w komentarzach tylko wtedy, kiedy wiem, że w życiu realnym również nie mogłabym pozostać obojętna (bo nie ma dla mnie znaczenia czy ktoś obraża panią kasjerkę w realu czy w komentarzach na Facebooku), w przeciwnym razie powtarzam sobie „nie wszystko wymaga Twojej reakcji”! Nie wszystko! A wolność i tolerancja w internecie to wciąż jedynie utopijne i „pobożne” życzenia.

Brajan, Karynka, miłość i pieniądze

Kiedy kończy się nasza tolerancja i zaczynamy sykać swoim poczuciem „lepszości”?

A na przykład wtedy, kiedy widzimy na czyimś profilu urodzinowe zdjęcie „Brajanka”. Bo mama „Brajanka”, to na pewno maDka Karyna, co te 500 plus pobiera i pewnie za niedługo będzie do kompletu różowa od stóp do głów Jessiczka pomykająca w chodziku i pochłaniająca słoiczki Gerbera (bo Karyny nie gotują, wszystkie Karyny stać na Gerbery).

Kiedy sąsiadka wychodzi za mąż por raz trzeci! No, bo jak?! Jak można być takim naiwnym i wierzyć, że tym razem to miłość? Zwykła… „k#$&*$a”… Prawda? Oj Prawda, prawda…

A różnica wieku w związku? Tutaj jesteśmy „baaardzo tolerancyjni”! Zaraz węszymy tylko jedno! Pieniądze! Wyszła za mąż dla jego pieniądzy, cwaniara jedna! Nie, no zakochać się absolutnie nie można i żeby była jasność: skoro JA tak uważam to na pewno tak jest!

Kiedy jeszcze nasza tolerancja nijak ma się do wyznawanych deklaracji? Napisz tylko, że nie będziesz karmić piersią po urodzeniu dziecka, albo, że będziesz karmić je tą piersią do trzeciego roku życia! No napisz!
Zjedzą Cię, „przeżują” i wyplują tak, że odechce ci się dziecka na sto najbliższych lat. Aaa! I oczywiście broń Boże napomknąć, że będzie „cesarka”. Prawdziwe matki rodzą naturalnie i bez znieczulenia. Nawet jak ta „cesarka” ma na celu uratować ci życie bądź twojego dziecka, ty masz rodzić i nie narzekać, bo kiedyś te wszystkie kobiety w polu rodziły i JA rodziłam naturalnie więc nie wymyślaj leniwa kobieto i nie ściemniaj o jakiś tam wskazaniach.

I takich przykładów mogłabym jeszcze sypać jak z rękawa mnóstwo, ale już po tych kilku mam wystarczająco dość.

Co to komu da, że ja napiszę „Boże, Brajanek/ Kasandra/ Stiwen, serio? Ktoś jeszcze tak daje dzieciom na imię? Co to komu da, że wyśmieję czyjś wygląd, czyjś botoks na twarzy albo wytknę: jak można wierzyć, że balsam wyszczuplający odchudzi cię o 10 kilo? No co to da?

Mam ośmieszać czyjś wybór, czyjąś decyzję albo niewiedzę? Wtedy mi ulży? Wtedy kogoś „nawrócę” albo oświecę?

Oceniamy siebie brutalnie. Bardzo brutalnie.

Ja wiem, że wyciągnęłam tutaj przykłady bardzo charakterystyczne, takie typowe i idealne do rozpętania „gównoburzy”, ale prawda jest taka, że one najwyraźniej i najbardziej obrazują nasze bycie „nad” i „naj”.

Wstydem nie jest wychodzić trzeci raz za mąż, wstydem jest wchodzić w czyjeś sumienie i łóżko. Wstydem jest podważać czyjeś uczucia, być może właśnie najszersze na świecie.

Krzywdą nie jest nadanie dziecku imienia „Brajan” czy Stiwen (bo i takie słyszałam i tak właśnie pisane). Krzywda jest wtedy kiedy naszymi stereotypami naznaczamy rodzinę. Bo madka Karyna i bo ten „Brajanek”  na pewno będzie bezstresowo wychowany i z pewnością będzie rzucał w żaby kamieniami.  Jakby Wincenty, Gabriela, Waleria czy Izydor w życiu nie byliby do tego zdolni…

130269778 714318732797155 3658088306661207078 N

Poglądy polityczne.
To już zupełny kij w mrowisko. Tutaj jest emocjonalna „jazda bez trzymanki”, tutaj nie ma „zmiłuj”, tutaj albo będzie moja prawda i moja racja albo nie będzie jej wcale.

Dorośli ludzie nie potrafią powiedzieć „stop” i „zejść ze sceny nie pokonani”. Dorośli ludzie, potrafią za to tak zaciekle bronić swoich przekonań politycznych, że zapominają co to jest ta cała tolerancja, wolność i szacunek, o które podobno tak bardzo obie strony politycznej barykady walczą. Dorośli ludzie, a tak często mylą bycie członkiem czy sympatykiem danej partii politycznej z byciem jej wyznawcą.

Nie będę przytaczać przykładów. jak jedni drugich ranią słowami, bo Państwo czytają je na co dzień. Bo argumenty jednych i drugich znane są nam niemalże na pamięć. Przytoczę jednak wyrażony przez jednego Pana komentarz, który umieścił on pod jednym z postów dotyczącego „Marszu Kobiet”.

Owy, niezadowolony bardzo pan stwierdził: „Zamiast na ulice, do kościoła poszłybyście się modlić o nawrócenie głupie baby, może Bóg Wam jeszcze te odj#$&@ne akcje wybaczy. Głupie piz#*”&y jedne”.

I tak sobie znowu myślę…

Naprawdę proszę Pana bardzo, ale to bardzo, zachęcił mnie pan tą reprymendą do pójścia do tego Kościoła. Naprawdę!
I tylko dodam, że ja na marsze nie chodziłam, ale na nikogo jadem ani poczuciem zgorszenia nie plułam.

My często myślimy, że nas coś w życiu absolutnie nie spotka, że w naszej rodzinie nie będzie nigdy geja, że mnie mąż nie zdradzi, że moje dziecko nie zajdzie w ciążę w wieku 17 lat, że nigdy nie przyjdzie mi stanąć w obliczu jakiejkolwiek dramatycznej decyzji.

Jesteśmy „hej do przodu”, bo my przecież wiemy jak będzie. I jak dziecko ma trzy lata albo jesteśmy miesiąc po ślubie to rzeczywiście możemy w takiej bańce przekonań pod tytułem „nas to nigdy nie spotka” żyć. Mamy prawo w to wierzyć.
Ale co jeśli jednak życie zweryfikuje te wszystkie deklaracje? Bo dziecko wywinie jakiś numer, bo kumpel od piwa okaże się gejem, bo bratanica albo przyjaciółka od serca wyzna, że dokonała aborcji…
I co wtedy powiesz? I co wtedy?  Powiesz sobie i tym ludziom, co przyjdą obnażeni do Ciebie ze swoją prawdą? Pluniesz jadem jak w komentarzach? Wyrzekniesz się? Wzgardzisz? Potępisz?

Życie potrafi pięknie nam przytakiwać i wtórować naszym decyzjom, ale potrafi też brutalnie rzucić nami o ziemię. Jeden polityk węgierski mógł się niedawno o tym przekonać.

130536816 1042312472962049 2645646887865016133 N

A my wciąż walczymy z tym, co jest w naszym mniemaniu złem, złem odpowiadając.  Nie lepiej swoim życiem udowadniać, że obrana przeze mnie droga jest tą fajną i korzystną? Czy nie lepiej własnym życiem i postępowaniem pokazywać, że moje wartości są tymi, z którymi Ty też możesz być szczęśliwy/ szczęśliwa?  Czy nie lepiej jeśli zachęcimy kogokolwiek do naszych przekonań i racji dobrym i uczciwym postępowaniem, a nie krzyczeniem: to moja partia, to moja wiara, to moje poglądy są tymi najwłaściwszymi?

Bardziej uwierzymy słowom czy czynom?

Kto mnie bardziej nawróci do wiary? Pan wyzywający mnie od „piz#$&@y” czy ktoś kto w ciszy i pokorze serca pokazuje swoim życiem, że ta cała wiara ma jednak jakiś sens?

Życzę Państwu wolności… Takiej wielowymiarowej. Takiej z poczuciem, że wszystko mi wolno, ale nie wszystko muszę, że nie wszystko jest konieczne i nie wszystko wymaga reakcji zwłaszcza tej, która może zaboleć.

Życzę tolerancji.
Tolerancji, która nie tylko opiera się na wielkich hasłach i wzniosłych ideach, ale przede wszystkim w rzeczach małych i codziennych potrafi odnaleźć się i obronić.

I życzę absolutnej nietolerancji na krzywdę drugiego człowieka i zwierząt. Nietolerancji na hejt i na ubliżanie komukolwiek. Komukolwiek.

I dobrego dnia życzę, tak po prostu, dobrego ❤️

Czytaj też inne blogi Gabi:

Gorączka przedświątecznej (nie)mocy?

Nie chcesz pomagać, masz do tego prawo, ale nie kop leżącego! Nawet słowem!