Obiecałam sobie, że nie napiszę na tym blogu ani jednego słowa na temat polityki, kampanii wyborczej czy samych kandydatów…Ale nie mogę dotrzymać danej sobie obietnicy, bo coś we mnie pękło… Dlaczego? Bo obecna kampania polityczna sprawia, że najdelikatniej ujmując przestaję wierzyć w to, że ludzie mogą porozumiewać się merytorycznie ponad wszelkimi podziałami.

Nie zdradzę do której partii politycznej jest mi bliżej, bo absolutnie nie o to w tym wszystkim chodzi i nie każdego to też tak naprawdę obchodzi i interesuje.
Nie będę też tutaj do niczego nikogo namawiać, ani niczego sugerować, bo nie mam na tyle wiedzy i umiejętności i odwagi (tak odwagi), by przekonywać kogokolwiek do czegokolwiek

Dlaczego więc jednak będzie o kampanii?
Bo mam już jej szczerze dość! Szczerze i od serca. Jestem ogromnie zmęczona tym, jak bardzo ta walka o bycie prezydentem jest dosłownie walką, a wręcz bitwą na wszystko…

Naprawdę nie jest dla mnie w tym momencie najważniejsze po czyjej stronie jesteś i z kim Tobie jest po drodze w tych wyborach, nie będę oceniać komu kibicujesz i z kim dzielisz swoje poglądy i sympatię polityczną, bo masz prawo do swojego własnego zdania i masz prawo oddać głos na tego kandydata, którego uważasz za najwłaściwszego. Ale czy ktokolwiek ma prawo opluwać, znieważać, stosować werbalną agresję (choć już dochodzi także do agresji fizycznej) i hejtować drugiego człowieka tylko dlatego, że stoi po przeciwnej stronie barykady? Bo ma inne poglądy i zupełnie odmienne potrzeby?

Ja wiem, wiem ktoś powie „bo tu chodzi o ogół społeczeństwa” i o dobro całego narodu, ale przecież pierwsza tura wskazała wyraźnie, że 43,50 % i 30,46% to przecież nie jest 99,9% do 1%! Więc ogół społeczeństwa wypowiada się niejednoznacznie!
Nie jestem znawcą polityki i matematyka również nie była nigdy moją najmocniejszą stroną, ale to są wyniki ewidentnie świadczące o tym, że część społeczeństwa chce jednak „po staremu”, a część inaczej i to nie są jakieś drastyczne rozbieżności więc i wyborcy wypowiedzieli się o poczuciu swojego dobra niejednoznacznie…

Ale i nawet nie w tym rzecz. Moim zdaniem obecna kampania jest pierwszą taką, która jest najbardziej agresywną od wielu lat. Jak 36 lat żyję na tym świecie tak „brutalnej” nie pamiętam (być może inni pamiętają, ja nie). I proszę: nie piszcie, że tylko jedna partia i sympatycy tej jednej konkretnej partii są wyłącznymi agresorami i inicjatorami nieporozumień. Nie! I u jednych i u drugich pojawią się akty nienawiści!
Jedni obrażają drugich nie przebierając w słowach i określeniach, wystarczy poczytać pierwsze lepsze komentarze pod różnymi forami… Dlaczego tak jest? Nie wiem… Ja tego naprawdę nie rozumiem!

To już momentami nie jest kampania wyborcza, ale pole bitwy, arena „gladiatorów”, która może niektórych nawet i cieszy, może i nawet bawi, ale jak każda walka niesie za sobą ofiary… Nawet choćby te emocjonalne czy wizerunkowe.

Czekam na 12 lipca z utęsknieniem. Niech to wszystko dobiegnie końca. Niech skończą się mowy i krzyki nienawiści, niech skończy się skakanie sobie do oczu i gardeł. Wytykanie, obrażanie, plucie jadem…

Wybierzmy prezydenta i miejmy już za sobą tę przykrą bitwę o władzę nie przebierającą w słowach, gdzie człowiek momentami jest najmniej istotny…

Oczywiście pójdę oddać mój głos pomimo zmęczenia i niechęci totalnej do tych wyborów, bo to mój wkład w tworzenie naszej rzeczywistości, moja mała cegiełka, ale ulga jaką poczuję będzie bezcenna.

Życzę wszystkim dobrych wyborów, jakichkolwiek wyborów, niekoniecznie tych prezydenckich….