Dzień dobry. Melduję się już (lub może i dopiero) po raz piąty z moimi myślami przelanymi poprzez kliknięcia na klawiaturze komputerowej i zachodzę w głowę jak to się stało, że wytrzymaliście beze mnie prawie trzy tygodnie. Ale spokojnie, zdaję sobie sprawę, że większość z ludności naszego pięknego i specyficznego miasta nie wie nawet, że taki ktoś jak pan Robson nawet istnieje.

Przy takich okolicznościach zawsze mi przypomina się prawdziwa anegdotka, którą usłyszałem od pewnej pani. Otóż kilka dobrych lat temu istniało zagrożenie, że niejaki prezydent (a może był wtedy premierem, już się w tym gubię) Putin zamknie za karę granice dla polskich przewoźników. Jako, że obie panie, które odgrywały główne role w tej anegdocie robiły wtedy w branży logistycznej bardzo się tymi ewentualnymi planami przejmowały. Jedna z nich podczas rozmowy poinformowała tę drugą, że to właśnie Putin zamierza wspomniane granice zamknąć. Ta druga naprawdę śmiertelnie poważnie odpowiedziała…, cytuję „ Putin?!, a kto to jest kur.. Putin”. Koniec cytatu. Znaczytsa kak są ludzie, którzy nie wiedzą kim jest pan Władimir to tym bardziej są i to o wiele większe ilości ludzi nie znających niejakiego Robsona, który do tego czasem Nadaje.

Długo myślałem co i kogo „zaczepić” w dzisiejszym rękodziele pisanym. Tematów jest naprawdę wiele, a z racji mych politologicznych zainteresowań bacznie śledzę taką tematykę w wydaniu i miejscowym, i wojewódzkim, a czasem i ogólnopolskim. Rozpocznę może -wydawałoby się – od tematu niepolitycznego. Niestety tylko wydawało by się.

Myślę tu o temacie LGBT, a nawet LGBTIQ. Na wysokich szczeblach naszej polityki trwa spór, żeby nie powiedzieć wojna pomiędzy stronami konfliktu. Zwolennicy i same osoby należące do grupy LGBTIQ żądają ogólnie mówiąc większych praw dla siebie. Z kolei druga strona nie wyobraża sobie takiego rozwiązania wprowadzając np. „strefy wolne od LGBT”. Wracając jednak do powyższego skrótu, musiałem zajrzeć tu i tam by go rozwikłać.

„LGBTIQ to termin, który odnosi się do osób identyfikujących się jako lesbijki, geje, osoby biseksualne, transpłciowe, interpłciowe, queer oraz takie, które nie są pewne swojej tożsamości seksualnej.” Osobiście myślę, że osoby należące do tej grupy są i powinny być normalnymi, pełnoprawnymi obywatelami w swoich krajach. Jestem za tolerancją. Jednak wiem i jestem prawie pewien, że obie strony się nigdy nie pogodzą i nie ma szans na rozejm. Nie podoba mi się jednak, gdy widzę uliczne burdy, niszczenie pojazdów, atakowanie policji i atakowanie przez policję. Nie zgadzam się i mam do tego prawo z niektórymi żądaniami grup spod znaku tęczy. Myślę tu np. o adopcji dzieci. Tak czy inaczej jest to temat rzeka i sporo wody upłynie nie tylko w Odrze, ale i we wszystkich rzekach świata zanim obie strony konfliktu podadzą sobie ręce i jakoś się dogadają.

A propos tego tematu i wracając jednak do naszego ogródka melduję, że odbędzie się Marsz!…Marsz Równości. Organizatorzy zapraszają na niego w sobotę 5 września, a wystartuje on ok. godz. 14.00 z pl. Bohaterów w Słubicach, by ulicami obu nadgranicznych miast dotrzeć do placu Holzmarkt we Frankfurcie Odrą. Polecam duży materiał o tym wydarzeniu na naszym portalu I Love Słubice. Tam też są przedstawione polsko- niemieckie żądania. Nie będę wszystkich przytaczał, ale jednak jedno warto choćby wspomnieć o „Polsko – niemieckiej poradni dla osób LGBTQ+”, która miałaby udzielać porad w kwestiach psychologicznych, społecznych i prawnych. Tu jestem jak najbardziej za.

Jednak nie bardzo rozumiem co się kryje pod żądaniem „stworzenia infrastruktury LGBTIQ” ? I ostatnie zdanie „Marzy nam się więcej przyjaznych nam miejsc: szkół i klubów młodzieżowych, kawiarni i dyskotek, klubów sportowych, drużyn piłkarskich, kościołów, instytucji kulturalnych i domów opieki społecznej”. Szczerze mówiąc nigdy jeszcze nie słyszałem, aby powyższe dziedziny życia czy instytucje w naszym dwumieście miały w swoich regulaminach czy innych zasadach ich działania gdzieś napisane, że „Przedstawicielom LGBTIQ wstęp wzbroniony”.

Zanim jednak wybierzecie się na ten marsz nie wiem czy wiecie, że 5 dni wcześniej będzie można również pomaszerować w organizowanym już po raz trzeci „Marszu pokoju”. Jak mówi jego główny organizator Reinhard Schülzke „Uczestnicy marszu chcą złożyć hołd pamięci ofiar wojen i przypomnieć: nigdy więcej faszyzmu, wojen i niewolnictwa! Chcemy stanąć w obronie pokoju, międzynarodowego porozumienia, sprawiedliwości społecznej i klimatycznej”. Trasa będzie troszkę inna niż marszu równości, bo wystartuje on z Frankfurtu z półmetkiem na słubickim deptaku by w końcu udać się z powrotem do Dzwonu Pokoju u naszych sąsiadów. Myślę, że w tym wypadku marsz ten nie wzbudza tyle emocji, a z jego postulatami raczej wszyscy powinni się zgadzać.

Może starczy tego marszowego nastroju. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale drogie dzieci nadchodzi jeden z najczarniejszych dni w życiu każdego z was zwany „końcem wakacji”. O ile 99 koma 9 procent z małolatów traktuje właśnie w takiej kategorii, to wydarzenie o tyle już rodzice tychże są chyba w zgoła innych nastrojach, dziękując swej sile wyższej za ponowne danie tych kilku godzin wolności od swych większych i mniejszych pociech.

Oczywiście temat może i spłycam, i wcale tak nie musi być ale wiem, że jest spora grupa rodziców, która pod tą tezą by się podpisała. Jednak powrót do szkoły jest związany z ochroną przed koronawirusem i tu już raczej nie ma miejsca na żarty. Nie wydaje mi się, żeby tzw. ministerstwo edukacji nad wszystkim czuwało i dało dobre narzędzia do przeciwdziałania.

Większość obowiązków spocznie na samorządach, które muszą wziąć na swoje barki i „klatę” i odpowiednie przygotowanie, i ewentualne skutki zarażeń u naszych pociech. Dlatego tak od siebie polecam po raz kolejny dbanie o profilaktykę… czyli wiadomo, przyłbice, maseczki, odstęp i niestety jak najmniejszy kontakt między dziećmi i młodzieżą w szkole. Jednak w praktyce to może wyglądać różnie. Nauczyciele i przedszkolni, i szkolni będą raczej mieli głowy, ręce i nie wiem co jeszcze zajęte czy wszystkie procedury podczas lekcji są stosowane…. Generalnie nie „zazdraszczam” ale szanuję i życzę zwykłej wytrwałości.

Teraz też niejako o oświacie, ale z troszkę innej, chyba bardziej póki co zielonej strony. Starostwo powiatowe, jego włodarze i być może i większość radnych tzw. rządzących chcą opylić ostatnie właśnie zielone tereny wokół słubickich szkół (Rolniczak, Samochodówka i Liceum). Główni „deweloperzy” powiatowi to panowie starostowie Bajon i Włodek mając sen na jawie widząc na tych gruntach piękne i wystawne betonowe osiedla domków większych i mniejszych. By temu zapowiedz powstała za to grupa mieszkańców pn. Społeczny Komitet Obrony Gruntów Oświatowych, po pierwsze nagłaśniając moim zdaniem haniebne plany zabetonowania powyższych terenów, a po drugie zbierając podpisy pod petycją w tej sprawie, która trafi na biurka osób, od których to zależy czyli i burmistrza Słubic, i gminnych radnych. Tylko i aż tyle możemy wspólnie Szanowni Państwo zrobić.

Jako, że osobiście jestem w tej grupie i podobnie jak przed kilkoma laty walcząc (niestety w końcu niestety nieskutecznie- Dziękuję jeszcze raz wszystkim zaangażowanym w akcję i autorom kilkuset podpisów pod ówczesna petycją) o boisko w Rolniczaku mam tym razem nadzieję, że w tym przypadku się uda. Smutne i zarazem śmieszne jest to, że pan Robert Włodek gdzieś tam na swoich społecznościowych aktywnościach ponoć kilkakrotnie wymienia moje skromne nazwisko, a także radnej obecnej i byłej kadencji. Czyli od lat się nic nie zmieniło. Zamiast siły argumentów siła ataku i jadu. Zmieniło się za to stanowisko tego pana o ładnym imieniu Robert, który kilka lat temu napisał wzruszający felietonik w swej gazecie, którego głównym tematem był sprzeciw przeciw planom sprzedaży boiska w Rolniczaku. Co na to lustro tegoż pana? Nie wiadomo. Czy jeszcze spokojnie może w jego oblicze patrzeć co rano?

Powoli zmierzając ku końcowi nie mogę wspomnieć o wielkiej aferze z prawami jazdy w tle, których wydawanie obcokrajowcom jest nie do przejścia w naszym starostwie. Co ciekawe działo i dzieje się tak tylko za rządów byłego i obecnego starosty. Prawo polskie i europejskie zezwala na to, żeby obywatele innych krajów z UE mogli po zakończeniu odbycia kary, po zabraniu wcześniej prawa jazdy mogli po zdaniu ponownie egzaminu ten dokument w Polsce odzyskać. Jednak prawo polskie to jedno, a prawo w interpretacji obu panów to drugie. Szykuje się w związku z powyższym pozew zbiorowy od około 500 osób, które będą żądać już nie tylko wydania im praw jazdy, ale i finansowego zadośćuczynienia. Ogólna kwota tegoż zadośćuczynienia może nawet wynieść ponad 45 mln złotych, choć oczywiście może być i mniejsza. Jednak nasz „bogaty” powiat pewnie sobie z tym poradzi w przypadku przegranej. Znając moce przerobowe naszych sądów, ilość świadków i różne tam odwołania boję się, że za obecnej kadencji może się to nie skończyć. Oby po raz kolejny nie okazało się, że pana X, Y czy Zet już dawno w samorządzie nie będzie, ale smród będzie wisiał w budynku przy ul. Piłsudskiego jeszcze wiele lat.

Lubuskie, w sensie nasze województwo, to jak się dawało i nadal daje słyszeć z ust rządzących w Urzędzie Marszałkowskim w Zielonej Górze kraina miodem, mlekiem i kasą płynące. Miałem przyjemność ostatnio pooglądać transmisję na żywo z sesji tzw. sejmiku wojewódzkiego, podczas którego miały się odbyć bardzo ważne głosowania, nad wotum zaufania i udzieleniem absolutorium zarzadowi. Wszystko wyglądało pięknie. Pani Marszałek Elżbieta Anna Polak długo opowiadała o sukcesach. Jednak, gdy w końcu doszło do głosowania, to w obu sprawach obecny zarząd nie uzyskał odpowiedniego poparcia, co sprawia, iż w ciągu dwóch tygodni musi być rozpatrzony wniosek o odwołanie go.
Przypomnę tylko, że obecnie w sejmiku rządzi koalicja PO, Nowoczesnej, PSL i SLD. No i Słubice mają tam również swojego przedstawiciela w osobie Marcina Jabłońskiego. Czy i tym razem sobie poradzi on i jego koalicjanci, czy jednak dojdzie do zmiany na rzecz obecnej opozycji?! Tego się dowiemy niebawem.
Czy w przypadku tej drugiej opcji, trzeba będzie znów szukać nowych-starych wyzwań dla pana Marcina w zawsze stojącym otworem z propozycjami zawodowymi powiecie? Tak było w przeszłości, np. fucha prezesa szpitala czy starosty po sławetnym przewrocie. Tak na marginesie za tenże przewrót i wejście nocne „na rympał” z kilkoma kamratami i ochroniarzami do starostwa pan Jabłoński został przez sąd uznany winnym, aczkolwiek warunkowo umorzono postępowanie karne. No i w sumie nadal nie wiem, był winny czy nie był?!

Jako, iż nie takie sztuczki w swym życiu widziałem, walczyłem, starałem się i razem z kilkoma osobami chcieliśmy coś zmienić, nic mnie już chyba nie zdziwi. Niestety zazwyczaj zderzaliśmy się z tym lokalnym betonem i tymi dziwnymi klikami. Poznałem tylu ludzi, którzy jedno mówili, a drugie robili, którzy wbijali nóż w plecy, którzy kłamali, którzy zdradzali i nic sobie z tego nie robili, śmiejąc się wszystkim dookoła w oczy.

To prawda, że zapłaciłem za to wszystko srogą cenę, nie oznacza to jednak, że czas na kapitulację. Są jeszcze sprawy i rzeczy do zrobienia. Być może do kilku, kilkunastu, a może i kilkudziesięciu ludzi jestem ja i grupa z podobnymi ideałami jesteśmy w stanie dotrzeć. Pozostali mając inne problemy na głowie być może powiedzą….. Putin?!…., a kto to jest kur.. Putin?!