Tak, tak czasem trzeba dobrych kilka lat poczekać, żeby docenić taką znajomość. Niekoniecznie przyjaźń i uwielbienie, ale po prostu znajomość i wspólną myślową interakcję. Po wieloletnich, felietonowych przygodach wcześniej ze ś.p. tygodnikiem Tylko Kostrzyn- Słubice, a następnie nadal żyjącym miesięcznikiem rodem z Sulęcina „Przekroju Lokalnym” (pozdrawiam redaktora Adama Piotrowskiego) postanowiłem wrócić i co jakiś czas dzielić się przemyśleniami rodem z naszego pięknego miasta, powiatu i kraju.

Przechodząc do rzeczy tyle się ostatnio działo, że można by z tego zrobić kolejny tom towarzysza Lenina, ale nie martwcie się, tak źle nie będzie. Chciałbym może zacząć od góry, czyli opadającego kurzu po wyborach najjaśniejszego. Cieszę się bardzo, że już ten serial kryminalno- komediowy się skończył. Mogę się nawet pochwalić, że pełniłem obowiązki obywatelskie w jednej ze słubickich komisji. Tu wygrał z dużą przewagą pan Rafał, jednak jak wiemy w skali RP z dosyć dużą przewagą pan Andrzej. No i posypały się w związku z tym protesty wyborcze zgodnie z tym co powiedział jeszcze przed wyborami mecenas Roman, „iż jak my wygramy, to wynik uznamy, a jak oni to zaskarżymy, co się da”. Czekamy zatem co na to wyrazi Sąd Najwyższy. Tyle na razie w tym temacie.

Schodząc już bliżej naszego województwa, nie wiem, czy to jaskółki, czy wróbelki ćwierkają, że jakiś zawirowania (jeszcze nie trąba powietrzna) owładnęły nasz Lubuski Urząd Marszałkowski. Trzy panie odrywając się od swych macierzystych klubów stworzyły swój, wszyscy teraz namiętnie liczą szable. Opcje są ponoć dwie, albo zostanie ta koalicja, która teraz rządzi (być może przy zmianie kapitana, tu mówi się o niezatapialnym Marcinie Jabłońskim), albo też kapitanat i ster przejmie zupełnie inna ekipa. Wszystko rozstrzygnie się podczas najbliższych sesji sejmikowych.

Teraz może jeszcze krótko o bycie samorządowym, powiatowym chyba mi najbliższym, bo z racji bycia w poprzedniej radzie. Jak wieść niesie, ciągle zadłużony na wielkie miliony powiat również pęka w szwach. Sam nie wiem jak to się dzieje, że to jeszcze nie wybuchło, sala gimnastyczna przy LO stoi, kompleksu boisk za pieniądze z boiska w „Rolniczaku” ani widu, ani słychu, program naprawczy praktycznie nie istnieje, stanowiska w różnych instytucjach porozdawane, personalnie w radzie i zarządzie coraz więcej szorstkiej przyjaźni, do tego jeszcze szykuje się wielka afera z prawami jazdy dla obcokrajowców. Jako radny, już to przerabiałem, nawet ze swoją grupą radnych coś próbowaliśmy zrobić, dlatego za przeproszeniem się nie podniecam. Aczkolwiek, jak to mówią „kropla rzeźbi każdą skałę”.

W końcu parę refleksji z gminnego podwórka. Słubice w słusznej sprawie w ostatnich miesiącach zostały zbombardowane i wszędzie widać w asfalcie efekty tych nalotów.  Oczywiście chodzi o wielki front robót związanych z naszą kanalizą. Cieszę się bardzo i rozumiem, że jest to nam bardzo potrzebne i będzie służyło kolejne kilkadziesiąt lat. Jednak, jak sam bym niechybnie kamieniem z takiej „dziurki” dostał w łeb podczas przejazdu samochodu zacząłem się troszkę bliżej tematowi przyglądać. To jednak temat na inną, długą bajkę, może innym razem. Najważniejsze, że rozpoczęto w końcu łatanie pięknym, nowym asfaltem. Jednak jeszcze trochę to zapewne potrwa, dlatego pieszym zalecam ostrożność, kierowcom nogę z gazu w takich drogowych kamieniołomach.

I jeszcze nie mogę nie wspomnieć o temacie śmieci w naszych pięknych trzech, reprezentacyjnych parkach. Wrzuciłem nawet ostatnio niewinną fotkę zrobioną w niedzielne przedpołudnie na pl. Bohaterów. Zrobiła się nawet niezła afera pod tym postem, a głos zabierał nawet sam pan prezes PUK Artur Smoleński. Jeszcze raz tylko wspomnę: „wczasowiczom” placowym zalecam większą kulturę, a panu Prezesowi próbę jakiegoś wyjścia z tej sytuacji.

I już naprawdę na koniec trochę smutnej, osobistej prywaty. Każdy w życiu może kiedyś upaść i to nawet wielokrotnie, ale każdy ma prawo, a nawet obowiązek powstać z kolan i walczyć o siebie dalej. Żeby wyprzedzić ruchy tych, którzy będą chcieli niemerytorycznie odnosić się do moich, nie zawsze pasującym im przemyśleń przypomnę prawie jak na spowiedzi jak wyglądały moje życiowe losy, które doprowadziły mnie do pewnego rodzaju dna. Wszystko zaczęło się od afery z kostką brukową, miałem i mam nadal problemy z alkoholem, jestem po rozwodzie, straciłem pracę, potem praw jazdy…. Więcej grzechów nie pamiętam. Ważne jest dla mnie, że zostało z mną jeszcze kilku przyjaciół, tych cywilnych i z AA. Została mi jeszcze nadzieja, bo ona jak zwykle umiera ostatnia….

Czego i Wam wszystkim życzę.

Robson