O kinie „Piast” piszemy nie po raz pierwszy. W zeszłym roku na naszych łamach pojawił się tekst, który w zarysie opisywał historię tego kultowego w swoim czasie miejsca (Kino „Piast”. Historia, nostalgia i słubickie marzenie o nowej przyszłości). Dziś jednak chcielibyśmy oddać głos samym mieszkańcom, którzy dawne kino ciągle wspominają z łezką w oku. Dla wielu z nich są to wspomnienia związane z czasami młodości, pierwszą miłością czy też z charakterystycznym, nie do końca przyjemnym… „zapachem”.

Bezpośrednie relacje, opisy czy wspomnienia są dla każdego badacza przeszłości czymś absolutnie bezcennym. Żadna książka, ani też żaden materiał publicystyczny nie opowie nam historii danego miejsca tak dobrze, jak uczyni to zwykły mieszkaniec. Niedawno w ten sposób opowiedzieliśmy historię słubickiej „Jedynki” (Głos dawnych uczniów, czyli wspomnienie słubickiej „Jedynki”), zaś dziś przychodzi czas na kino „Piast”. Zapraszamy!

„Zapach”, który ciągle się pamięta

O słubickim kinie można było powiedzieć wiele rzeczy, ale na pewno nie to, aby w jego murach przesadnie „pachniało”. „Pewnie, że chodziło się na seanse, ale później śmierdziało się stęchlizną. Jak dla mnie był to jeden z głównych powodów, dla których kino zamknięto. Ludzie zwyczajnie mieli dość tego zapachu”– powiedziała naszej redakcji Pani Roksana Walczak. W podobnym tonie wypowiada się Pani Łucja Górska: „To prawda, zapach był okropny”. Niektórzy jednak nawet ten charakterystyczny „zapach” wspominają z pewną dozą nostalgii: „Ostatni film oglądałam w tym kinie chyba w 2002 roku. To był „Chopin, pragnienie miłości.”. Na sali były tylko dwie osoby- ja i mój towarzysz. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach łazienkowego odświeżacza powietrza. Klimat i wspomnienia były jednak niepowtarzalne”– mówi Pani Ewa.

Pomysł na randkę

Gdzie w dzisiejszych czasach chłopak może zabrać dziewczynę na randkę? Możliwości jest całe mnóstwo, w końcu niemal każdy współcześnie dysponuje jakimś środkiem lokomocji. Jeśli nie Słubice, to przecież można pojechać do Gorzowa lub Zielonej Góry, albo spędzić cały dzień w Poznaniu. Kiedyś jednak młodzi musieli ograniczać się do tego co było na miejscu. „Do tego kina na poranki się chodziło”– mówi Pan Kazimierz, po czym dodaje: „To tutaj z moją przyszłą żoną umówiłem się na pierwszą randkę”.

Hity lat 60. i 70.

A na jakie filmy najchętniej uczęszczano? Pani Stanisława wspomina produkcje pochodzące zwłaszcza z lat 60. i 70. „Chodziłam do tego kina w latach 1972-77. Kupowałyśmy z koleżanką bochenek świeżego chleba na ryneczku naprzeciw Granicznej i tak zaprowiantowane szłyśmy do kina. Pamiętam „Love Story”, „Con amore”, „West Side Story”. To były prawdziwe hity tamtych czasów”.

Lepiej nie denerwować pana Mamota

„W latach 70. chodziło się na wszystko na co wpuszczano nastolatków- opowiada Pan Marek Hoffman. Na radzieckie, nudne filmy przychodziła nas garstka. Bawiliśmy się wtedy w berka między siedziskami, do momentu aż zdenerwowany pan Mamot wyłączał w trakcie filmu projektor, włączał światło i wyganiał nas z kina. Na 12-latku film „Szczęki” robił olbrzymie wrażenie. Seria o Godzilli, „Płonący Wieżowiec”, „Rój” to były bestsellery w tamtych czasach, które oglądało się z zapartym tchem. Po seansie, w miejscu po byłej mleczarni szło się na pierwszego w Słubicach hot doga i popijało owocowym koktajlem na zsiadłym mleku”.

Wyjście do kina? Chodziliśmy całymi podwórkami!

Czy dziś wyjazd do kina jest dla nas czymś wyjątkowym? Film i to nawet najnowszy możemy przecież obejrzeć kiedy chcemy w domowym zaciszu. Kino traktujemy jedynie jako pewną odskocznię od codzienności. Zupełnie inaczej postrzegano to w przeszłości. Jak mówi Pan Rafał Rutkowski: „Wyjście do kina było wielkim wydarzeniem. Chodziliśmy całymi podwórkami, stało się w kolejkach po bilet w ciemno, bo może zabraknie, może pani odkryje tajemnice wieku. Dłubano słonecznik i zbierało się za to kilka cierpkich słów od pana Mamota. Pełne sale, wypełnione ludźmi, schody zajęte. Zapach akurat mi nie przeszkadzał.”

Kino zamiast wieży

A jak nasi mieszkańcy zapatrują się na pomysł hipotetycznej „odbudowy” kultowego kina? Przypomnijmy, że idee takie zupełnie poważnie pojawiały się przecież w przeszłości. „Zamiast wieży Kleista to lepiej byłoby odbudować kino!”– stanowczo stwierdza Pan Krzysztof Bodnar. „Tak niestety dba się o historię naszego miasta. Kino to kolejny przykład dewastacji zabytków. Najpierw doprowadza się historyczny obiekt do ruiny, a potem sprzedaje”– nie owija w bawełnę Pan Marek Kielek. Abstrahując jednak od tego czy tego typu „odbudowa” jest w ogóle możliwa jedno pozostaje pewnym- kino „Piast” wciąż żyje w pamięci wielu słubiczan.

ZDJĘCIE NAGŁÓWKOWE: Kino „Piast” w końcówce lat 60. (fotografia koloryzowana)