Bliskość granicy z Niemcami wywołuje iluzoryczne poczucie dobrej znajomości naszego sąsiada zza miedzy. Mieszkańcy powiatu słubickiego faktycznie niemal codziennie obcują z obywatelami RFN, jednak równie często te kontakty ograniczamy do podstawowej wymiany handlowo-usługowej. Taka pozorna ekspozycja przy jednoczesnym braku dialogu pozostawia miejsce na stereotypowe postrzeganie naszych sąsiadów. Warto poznać historię budowania tego uproszczonego obrazu Niemca. Choćby po to by być świadomym, że jest to wyłącznie klisza, a nie rzeczywisty obraz naszego zachodniego sąsiada. Ponadto historia tysiącletnich kontaktów naszych narodów jest po prostu niezwykle ciekawa.

Niemiec, czyli obcy

Polski obraz naszego zachodniego sąsiada należy zacząć rozpatrywać od etymologii słowa Niemiec. Nazwa ta wzięła się od słowa „niemy”. Kojarzy się z człowiekiem, z którym trudno się porozumieć. Mówi w obcym, dziwnym języku w kontraście do Słowianina, który powstał od „słowa” i przywodzi na myśl kogoś, kto mówi w podobnym dialekcie i z kim można się jakoś dogadać. To właśnie „obcość” narodu niemieckiego wychodziła przed wszystkie inne jego cechy. Do dziś język niemiecki w Polsce bywa nazywany „szwargotaniem”. Powstało również wiele ludowych powiedzeń piętnujących jego odmienność: „Gadajżeż z nim, kiedy on Niemiec”, „Co Niemiec, to odmieniec”, „Siedzi jak na niemieckim kazaniu”.

Nie tylko niemiecki język wydawał się Polakom obcy. Praktycznie wszystkie dziedziny życia, począwszy od ubioru (przez kusy strój i spodnie zwane pludrami zaczęto nazywać Niemców „pludrakami”), kuchnię („kartoflarze”), aż po kulturę (po okresie reformacji przeprowadzonej przez Marcina Lutra ukuło się chociażby powiedzenie „Luter jesteś, nie człowiek”) różniły się od przyzwyczajeń polskiej szlachty. Warto przy tym podkreślić lekceważący stosunek Polaków do tych wszystkich niemieckich odmienności. Najważniejsi polscy kronikarze niewiele miejsca i uwagi poświęcali wewnętrznym sprawom sąsiada. Nie opisywali też w żaden szczególny sposób obyczajów u nich panujących czy nawet zwykłych ciekawostek. Dużo większą wagę przywiązywali oni do stosunków polsko-niemieckich (a i tak znacznie mniejszą względem chociażby stosunków z Rusią czy Czechami). Na kartach Kroniki Mistrza Wincentego pojawiła się po raz pierwszy legenda o córce Kraka Wandzie i okrutnym niemieckim tyranie (legenda ta później ewoluowała na kartach Kronik Wielkopolskich i u Jana Długosza, dzisiaj znana jest pod nazwą Wanda, co Niemca nie chciała). Jak widać od początku polskiej historii pisanej, przedstawiającej jeszcze czasy bajeczne, Niemców kreowano na konkurentów i antagonistów. Z drugiej strony pojawiały się też opinie dużo bardziej pozytywne, jak chociażby sławne stwierdzenie z Kronik Wielkopolskich: „Niemcy mając państwa sąsiadujące ze Słowianami często z nimi obcują i nie ma na świecie narodów tak uprzejmych i przyjacielskich względem siebie jak Słowianie i Niemcy”.

Kwestią zupełnie odrębną był dla ówczesnych problem Krzyżaków. Kronikarze wspominali o zakonie zdawkowo bądź nie pisali o nim wcale. Dopiero uporczywa dla Polski ekspansywność polityki zakonu uwydatniająca się od XIV wieku sprowokowała Jana Długosza, by w swoich Rocznikach (1455-1480) postawił ów problem na świeczniku. A i to nie w kontekście narodu niemieckiego. Krzyżacy często używali języka niemieckiego i z krajów niemieckojęzycznych pochodzili, aczkolwiek stworzyli odrębny twór państwowy na ziemiach zagarniętych Polsce i jako taki byli traktowani. Jan Długosz bezlitośnie przypisywał im wiele wad, które później stanowiły budulec dla polskiego stereotypowego obrazu Niemca.

W XVI i XVII wieku granica niemiecka w porównaniu z zagrożeniami płynącymi ze Szwecji, Turcji i Rosji zdawała się być bezpieczna. Wizerunek Niemca w oczach Polaków przestał być nadbudowywany we wrogich relacjach państw. Stosunki między społeczeństwami nabrały cech normalnego sąsiedzkiego współżycia. Mniejszość niemiecka, podobnie jak każda inna mniejszość znajdująca się w tym czasie na terenie Korony Królestwa Polskiego, była akceptowana i tolerowana. Oczywiście niekiedy naśmiewało się z jej obcości (o czym wspominałem już wcześniej), czy przesadnej przedsiębiorczości oraz oszczędności („U Niemców ani mucha się nie pożywi”). Popularnym w tamtym czasie było nawet powiedzenie przytoczone w wierszu Wacława Potockiego, które podawało w wątpliwość perspektywę przyjaźni obu nacji:

„Nigdy w szczerej nie żyli Polak z Niemcem zgodzie.
Polaka pycha, Niemca wolność w oczy bodzie.
Stąd przypowieści mówiące, że Póki świat światem,
Nie będzie nigdy Niemiec Polakowi bratem”.

To wszystko jednak dało się zamknąć w ramach zwykłych społecznych animozji. Zarzewiem nowego konfliktu i poróżnienia obu nacji okazał się rozłam chrześcijaństwa, który nastąpił w 1517 roku wraz z zapoczątkowaniem reformacji przez Marcina Lutra.

Religia chrześcijańska była w tamtych czasach wyznacznikiem europejskości i wyrastała ponad wszystkie inne podziały narodowe. Protestanckie nauki stały się solą w oku wielu polskich szlachciców. Fala reformacji, która napływała do Polski z Niemiec już od XVI wieku wraz z kaznodziejami, nowymi osadnikami i literaturą ulotną szybko zaczęła zdobywać rzesze wyznawców. Szczególnie wśród mieszczaństwa największych miast Prus Wschodnich (Gdańsk, Elbląg i Toruń), Wielkopolski i Śląska, czyli w tych rejonach, gdzie tradycje niemieckie były najbardziej żywe. Uwydatniło to jeszcze bardziej różnice między stanami społecznymi oraz narodowościami. Polskość wszak identyfikowano z katolicyzmem. Szybko zaczęto mawiać, że katolicyzm był domeną szlachty (Polska), mieszczaństwo to luteranie (Niemcy), natomiast chłopom pochodzącym ze wschodnich terenów Rzeczpospolitej przystało być prawosławnymi (Ruś). Tej części, jak się później okazało długotrwałej, autoidentyfikacji pomagała propaganda Kościoła katolickiego, która gloryfikowała własną tradycję kosztem heretyków, z których żaden „nie może być katolikowi przyjacielem”.

Machina propagandy kontrreformacyjnej musiała odnaleźć sobie namacalnego wroga. I znalazła – Niemca. By podkreślić obcość nowej religii i jej sprzeniewierzenie się Kościołowi Rzymskokatolickiemu nazwano ją „niemiecką”, bądź bardziej dosadnie – „szwabską wiarą”. Starano się umniejszyć nowemu zagrożeniu poprzez wyśmianie i wzbudzić do niego wzgardę narodu. Ukuto powiedzenia typu „Pół Niemca, pół kozy, niedowiarek Boży”, czy „Co Niemiec, to heretyk”. Pastorów nazywano „kirchami” i często przedstawiano ich w literaturze jako głupkowatych, mówiących łamaną polszczyzną Niemców. Nawet sam szatan na ówczesnych i późniejszych (bo taki wizerunek utrwalił się aż do XX wieku) obrazach ubrany był w typowy niemiecki strój. O zborach luterańskich mawiano, że śmierdzą „bałwochwalstwem”.

Kolejne części cyklu o polskim stereotypie Niemca będą się ukazywać codziennie. Najbliższy artykuł będzie poświęcony dychotomicznemu  rozbiciu wizerunku Niemca, które nastąpiło wraz z rozbiorami Polski. Zapraszam serdecznie!

2 odpowiedzi

  1. Autor artykułu chyba niedokładnie słuchał na lekcjach historii, a ilustracja artykułu zdjęciem Polaków którzy stoją nad pokonanym Krzyżakiem to już zakrawa na antypolską narrację.
    Historia agresji zachodnich sąsiadów na ziemie polskie zaczęła się dużo wcześniej niż Krzyżacy.
    Obrona Głogowa to jeden z pierwszych opisanych epizodów gdzie Niemcy wykazali się swoją brutalnością, używając kobiet i dzieci jako żywe tarcze.

    https://twojahistoria.pl/2018/11/04/bohaterska-obrona-glogowa-jak-niewielka-warownia-powstrzymala-najazd-niemieckiego-krola/

    Autor artykułu niezbyt dobrze odrobił też lekcje z języka polskiego, bo nie ma przysłowia cytowanego w artykule.
    Jest przysłowie; siedzieć jak na tureckim kazaniu.

    1. Szczerze przyznam, że obawiałem się zarzutów w drugą stronę. Mogę chyba zatem stwierdzić, że udało mi się zachować obiektywność. 🙂 Zamieszczona ilustracja, to fragment polskiej ulotki propagandowej z 1921 roku, wydanej przy okazji Plebiscytu Górnośląskiego. I fakt, nie jestem z tego wyboru do końca zadowolony. Po prostu bardzo trudno znaleźć odpowiednie materiały. Być może zachciałby Pan podpowiedzieć lepiej oddające tematykę ilustracje poglądowe?

      Proszę mi wierzyć, że wahałem się przed publikacją tekstu, ale ostatecznie przekonałem się do tego z racji unikatowości opracowania w skali całego polskiego internetu. Nie sposób wymienić wszystkich wydarzeń na przestrzeni tysiącletnich kontaktów polsko-niemieckich, dlatego skupiłem się na najistotniejszych w kontekście omawianego problemu. Artykuł już i tak jest bardzo obszerny i został podzielony na 5 części, z naciskiem na rozwój wizerunku Niemców w oczach Polaków w XX wieku.

      Wydaje mi się, że zanim zarzuci się komuś brak wiedzy, należy samemu zweryfikować fakty. Pozwolę sobie przytoczyć fragment pracy Ks. dr hab. Leszka Szewczyka: „W pierwotnej wersji zwrot miał postać: „siedzieć jak na niemieckim kazaniu”, co było uzasadnione historycznie – w początkach chrześcijaństwa w Polsce większość księży pochodziła z Niemiec”.
      Źródło: https://www.google.com/url?sa=t&source=web&rct=j&url=http://cejsh.icm.edu.pl/cejsh/element/bwmeta1.element.desklight-804205ed-5823-4d28-b8c9-e2fa0b302f6a/c/15_Szewczyk_143-151_.pdf&ved=2ahUKEwi82Yagk-vpAhXD4KYKHZLJA3kQFjABegQIChAG&usg=AOvVaw1LIuNjHe6AeRUg8P2WwQ0i&cshid=1591376917968.

      Niemniej, nie ma się co czepiać szczegółów, prawda? 🙂 Bardzo dziękuję za komentarz!