– Muszę Góreckiego urządzić tak samo, jak on mnie kiedyś – wzrok Kozłowskiego pełen był nienawiści i żądzy krwi. – Przeciwnika należy utopić tak, aby już nigdy nie wypłynął. Górecki stanął mi na drodze, przeszkadzał, więc spuszczę go w niebyt całkowicie. – Oczywiście działasz jak zwykle w rękawiczkach i cudzymi rękami? – złośliwie zapytała Gehenna. Kozłowskiemu wciąż mało zemsty. Tym razem chce usunąć Góreckiego z partii. I znów układy zwyciężają. Kozłowski osiąga cel. Ale i dla niego Gehenna planuje przykrą niespodziankę. Dzisiaj już przedostatni rozdział książki Zbigniewa Kozłowskiego „Hokka hey – taniec z kołtunerią”. Przypominamy, że książka dotyczy lubuskiej polityki lat 2005- 2011. Postaci w niej występujące mają zmienione nazwiska, lecz są to politycy, z których część nadal piastuje stanowiska w lubuskich samorządach. 
Rozdział 1: Lokalna klasa polityczna, czyli jak się niszczy porządnych ludzi
Rozdział 2: „Jak nie jesteś ze mną, to już nie żyjesz” – takie realia brutalnego świata lubuskiej polityki.
Rozdział 3: „Ludziom, którzy chcą nas opuścić, zdarzają się dziwne, spowodowane na ogół depresją wypadki”. Polityka to nie żarty!
Rozdział 4: Jak opłacony dziennikarz manipuluje opinią publiczną
Rozdział 5: Co? Komu? I za co? – jak partie rozdają sobie stanowiska. Lubuska polityka 2005-2011.
Rozdział 6: Polityka to gra pozorów. Jeśli jest za dobrze, to znaczy, że gorzej być nie może.
Rozdział 7: Sesja nie ważna! Powód? Przewodniczący zamiast ją zwołać, użył słowa: „zapraszam”. Takie rzeczy naprawdę dzieją się w polityce!
Rozdział 8: Absurdy, manipulacje, nieczyste zagrywki polityki lubuskiej.
Rozdział 9: Opozycja zdradziła! Postawiła na układ, a nie na dobro powiatu i jego mieszkańców. Tymczasem starostów jest dwóch!
Rozdział 10: Układy polityczne sięgają Sądu Najwyższego. Praworządność nie ma racji bytu!
Rozdział 11: Jak rada miejska pozbywa się ośrodka kultury. Zmusza radnych (!) do przegłosowania uchwały o jego sprzedaży
Rozdział 12: Do „gry o tron” wkracza Gehenna. Ojciec radnego powiatu okazuje się Żydem mordującym Polaków. 
Rozdział 13: Choć Gehenna starała się w tym przeszkodzić, Górecki zostaje prezesem Ochrony Środowiska Regionalnego.

Rozdział 14:  Nawet jeśli są lepsi, władzę dostaje ten, kogo wybiorą nieznani „najważniejsi”

Rozdział 15: Jak się nie da po dobroci, to się da siłą! Takie realia brudnej polityki…

Rozdział 16: Jak się nie da po dobroci, to się da siłą! Takie realia brudnej polityki…

virtualnetia.com - projektowanie i tworzenie stron WWW

Rozdział 17: Lubuska polityka: „Głosujmy bez dyskusji, my już wiemy jak, już ustaliliśmy  i zdecydowaliśmy”

Rozdział 18: Gdyby tak można było przeciwnika całkowicie pognębić jednym artykułem…

Rozdział 19

Po raz nie wiem już który spotkaliśmy się w lokalu partyjnym. Zjawiło się kilkanaście osób, którym obrzydło rządzenie układu klakierów. Poza naszą gwardią przyszła Orzelska, Michorowski, jeszcze dwóch członków rady miasta, a nawet Koszel Opałek i Mikołaj Doświadczyński. Na zewnątrz dzień był jakiś pochmurny i ponury, nasze spotkanie nie odbiegało więc klimatem od stanu aury. Za oknem widzieliśmy majaczące na tle brudnego nieba wieżyczki pałacu Dziewiców – średniowiecznych władców Żurawia.

Ze wszystkich obecnych to chyba właśnie ja powinienem być najbardziej załamany, ale tak nie było. Odczuwałem wielką ulgę, coś bardzo uwierającego wreszcie ze mnie opadło. Oto jakiś etap się skończył i już nie muszę walczyć, całe napięcie i stres ulatuje i wreszcie będę miał święty spokój. Moje jestestwo ogarnęła jakaś nicość, umysł stawał się obojętny, a co mi tam, przecież próbowałem, vis maior. Pieprzę to, jedyna szkoda to ta, że zwyciężył układ. Chcieliśmy zrobić coś naszym zdaniem pożytecznego dla powiatu i uczciwego, ale po prostu nie wyszło. Eh, kopnąć to wszystko w tyłek i zająć się swoimi sprawami. I nagle w moim umyśle coś zaświtało, jakby mnie olśniło i podniosła się przyłbica.

Przed oczami stanęła cała i naga prawda. Przecież im właśnie o to chodzi, żeby zniechęcić, uczynić obojętnymi, wpoić niewiarę w działanie, przyzwyczaić do tego, w efekcie odsunąć na bok, a pozwolić tylko im wybierać konfitury, tylko tej garstce z układu. Cała reszta to tłuszcza niewarta zachodu, potrzebna tylko na wyborach, chociaż teraz, kiedy głosy „liczą” w kraju Iwanów, nawet niekoniecznie. Tak, właśnie na tym temu układowi zależy, żeby już nikt głośno nie protestował, a co najwyżej ponarzekał w domowym zaciszu. I jeszcze ze strachem w oczach, czy ktoś nie doniesie, bo wtedy nie dadzą spokoju, zastraszą, oczernią, pozbawią pracy i oplują w mediach. Bogowie, tak według nich ma to działać, ale na napletek Jowisza – nie! Nie zgadzam się! Zostanę przy swoich poglądach i działaniach, bo wierzę, iż są uczciwe i słuszne. Mamy jeszcze przecież wiele możliwości pracy obywatelskiej, chociażby jako członkowie rady powiatowej.

Odruchowo spojrzałem na twarze obecnych. Czy oni uważają tak samo? Moje nieme pytanie wyczuł Szlachcic.
– Tę rundę przegraliśmy – powiedział – ale mamy rację i nie powinniśmy się poddawać. Będziemy walczyć do zwycięstwa.
– Może podsumujmy sytuację – dodał Struga.
Tu włączył się Woszulski ze swoim pragmatyzmem:
– Ustalmy, jak aktualnie przedstawiają się fakty. Może zróbmy to w punktach? Pokiwaliśmy głowami i zabraliśmy się do tego punktowania.
Wyszło nam tak:
1. władzę w powiecie trzyma grupa ludzi posiadających wspólne interesy (Kozłowski, Karguś, Abelard);
2. układ ten ma poparcie sobie podobnych aż do najwyższej góry w stolicy. Ich możliwości są wręcz szokujące (administracja, sądy, media);
3. układ ten jest świetnie zorganizowany i dla przeciętnego obywatela zupełnie niewidoczny, co jest tym bardziej przerażające.

Nie wyglądało to wesoło. Rozpoczęliśmy szeroką dysputę na ten temat. Padły pytania: czy można to jakoś zmienić, uzdrowić i doprowadzić do sytuacji, by osoby publiczne były naprawdę uczciwe? Tylko czy nie jesteśmy zbyt wielkimi idealistami? Czy damy radę postawić tamę potężnemu mechanizmowi, który przed niczym się nie cofnie, byle utrzymać się przy władzy? Popatrzyliśmy na siebie. Przecież nawet w takiej radzie powiatu stanowimy mniejszość. W końcu odezwał się Struga:
– Wiecie, chyba powinniśmy pogadać z Ostoją i sprzymierzyć się z uczciwusami. Oni są jedyną partią, która ma podobny do naszego program, ba, jako jedyna ma w ogóle program gospodarczy. A ponieważ jest on spójny z naszym, to razem może nam się udać uzdrowić tę makabryczną sytuację. Byłbym za tym, abyśmy zaczęli współpracować z uczciwusami.

Milczeliśmy. Gdzieś w podświadomości od dawna chodziło nam to po głowach, teraz padła otwarta propozycja.
– To przecież według mediów partia oszołomów – zaprotestował Doświadczyński.
Szlachcic od ręki to sprostował:
– Bzdura – stwierdził – gdyby taki Frycz Modrzewski, Staszic, Kołłątaj czy Ściegienny żyli dzisiaj, ten wypunktowany przez nas układ też okrzyczałby ich oszołomami. Od ręki oskarżyłby ich o orwellowską myślozbrodnię. Na tym właśnie polega ten cały medialno-korupcyjny montaż, aby ludzi proponujących uzdrowienie i normalność opluć, okrzyczeć dziwadłami. To właśnie ty, Mikołaju, zaprezentowałeś teraz teorię obłędu i odwracania pojęć. Bo ja nie mogę uznać za normalność złodziejstwa, układów i niszczenia ludzi. Zobaczcie sami, jak to jest – zwrócił się do wszystkich – opluwamy najlepszych, najmądrzejszych i najbardziej uczciwych, a kilkadziesiąt czy kilkaset lat później potomni stawiają im pomniki. Dlaczego? Bo już bezpośrednio nie zagrażają układowi władzy, przeszłość nie wraca. Czy tak musi być zawsze? Czy zawsze musimy zgadzać się, by jakaś klika nami kierowała? Spójrzcie, jak oni niszczą naszą szlachetną przeszłość. Tacy twórcy elitarnych przecież w świecie dzieł, jak Mickiewicz i Sienkiewicz, zostali uznani za uczciwusów,  chociaż żyją tylko ich książki i zawarte w nich idee. Układ pali więc te książki na symbolicznych stosach, wyrzucając z lektur szkolnych. O nie, nie wiem jak reszta, ale do mnie gospodarczy i polityczny program uczciwusów przemawia. Jestem za zdecydowaną współpracą, bo tylko ona zapewni nam normalność.
– Nie zgadzam się – warknął Doświadczyński – wszystko, byle nie uczciwusy. Wolę nędzę narodu z Rampą niż dobrobyt i wolność z UiP. Owszem, możemy załatwić tego czy tamtego, ale tylko w ramach naszej partii. Nikogo nie dopuścimy do naszych wewnętrznych rozgrywek.
– Ta nasza partia – wybuchnąłem – lada miesiąc się rozleci jak domek z kart. Żaden kraj długo nie wytrzyma rządów bananowej elity i takiego gospodarowania.
– Mam to gdzieś – rzucił Doświadczyński – róbcie, jak chcecie, ja się wycofuję. Nic tu po mnie. Cześć!

I wyszedł, a za nim radni miasta, potem Opałek. Ze zdziwieniem zauważyliśmy, że w stronę drzwi przesuwają się także Orzelska i Michorowski. Oni też?
– Słuchajcie – Ordek powiedział to jakoś wstydliwie i nerwowo – jesteśmy z wami, chcemy, by było normalnie, ale musimy jakoś żyć. Nie możemy dopuścić, aby zniszczono nasz życiowy dorobek. Jak tylko sytuacja się zmieni, poprzemy was otwarcie, ale na razie… Do zobaczenia – i oboje zniknęli za drzwiami.
W pomieszczeniu nagle zrobiło się luźno, zostaliśmy tylko we czwórkę.
– I co teraz? – po chwili zapytał Woszulski. – Idziemy do uczciwusów?
– Nie możemy tak po prostu zmieniać partii – pokręcił głową Szlachcic. – Bo jak to, dziś burłaki a jutro uczciwusy? Dobrze Lechu, że nie jesteś już przewodniczącym koła. To dopiero byłby ubaw, gdyby szef zmieniał partię. 
– Nie zmienimy partii od razu – powiedziałem po namyśle – bo faktycznie uznano by nas za skoczków. Mam jednak inną propozycję, założymy nowe koło, przecież taki numer nie my wymyśliliśmy. Wówczas będziemy mogli śmiało i bez oficjalnej zmiany przynależności wejść w przymierze z UiP. Co wy na to?

Cała trójka kiwnęła z aprobatą głowami.
– Tylko jak nazwiemy to nowe koło? – spytał Struga.
– Proponuję nazwę „Rampa – uczciwi” – powiedziałem mrużąc oko, co wszyscy przyjęli z aplauzem.
– A czemu właśnie tak? – spytał jeszcze Struga, który nie bardzo się połapał.
– Bo mamy taki zakonspirowany kaprys – odparłem tajemniczo, na co Ignasiowi opadła szczęka.

Do rady powiatowej Rampy.
Zawiadamiamy, że utworzyliśmy nowe koło partyjne o nazwie „Rampa – uczciwi”. Koło będzie mieściło się w ramach struktur Rampy, przy jednoczesnej organizacyjnej odrębności. Uważamy, że dzięki temu poszerzymy spektrum działania i tak już różnorodnych poglądów w partii, jak również zapewnimy większą możliwość dialogu. Podpisano: Komitet założycielski w składzie: 1. Leszek Górecki 2. Bogumił Szlachcic 3. Ignacy Struga 4. Stanisław Woszulski

W powiatowych strukturach burłackiej władzy zawrzało. Podniósł się huczek na całej Żmudzi. Przewodniczący partyjnego powiatu Jan Tygellin publicznie pomstował:
– To Sodomia i Gomoria – krzyczał z właściwym sobie wdziękiem – to wprost skandal! Co oni sobie myślą, że my to już uczciwi nie jesteśmy? Dość tego, tych wyrodków należy z partii natychmiast wykluczyć!
Jak powiedział, tak zrobił. Znalazł pretekst na najbliższej sesji rady powiatu, przedstawiając tuż przed jej rozpoczęciem do podpisania całej naszej czwórce uchwałę lokalnego zarządu partii. Uchwała wprowadzała dyscyplinę partyjną na mającym odbyć się za chwilę głosowaniu o udzieleniu absolutorium staroście Czaplińskiemu. Spodziewaliśmy się jakiegoś numeru, ale taki… Przecież wprowadzenie dyscypliny podczas głosowania musi być zaakceptowane na zebraniu członków partii, a nie wprowadzane apodyktycznie tuż przed sesją i z zaskoczenia. Dodam, że mieliśmy wiele zastrzeżeń do pana starosty, zwłaszcza chcieliśmy uzyskać wyjaśnienia, dotyczące podejrzeń o handel terenami, które Czapliński w imieniu powiatu odstąpił swoim znajomym. Podobno w grę wchodziła spora łapówka, nie chcieliśmy niczego przesądzać, ale wyjaśnienie powinniśmy otrzymać. Dlatego też z oburzeniem odrzuciliśmy dyktat z ostatniej chwili, zapowiedzieliśmy protest przeciwko takiej formie wywierania presji i zagłosowaliśmy za odrzuceniem udzielenia absolutorium. Teraz już Tygellinowi poszło gładko. Natychmiast zwołał zebranie partyjne Rampy, oczywiście wykluczywszy naszą obecność.

O czym mówiono, na jakie tematy radzono, potomni tylko wiedzieć będą, o ile protokoły się ostaną. A my, lubo nie zaproszeni, byliśmy pewni, że zostawszy podmiotem lirycznym tego zebrania, możemy spodziewać się posunięć drastycznych. Dochodziły nas słuchy, że przewodniczący wystosował dramatyczny apel do samej szefowej regionu – imć Gehenny, z prośbą o pomoc w ratowaniu powiatowej Rampy, co przyjęliśmy wręcz z humorem. Katowski topór spadł na nasze głowy po tygodniu. Każdy z nas otrzymał jednobrzmiącą kopię pisma zatytułowanego „Uchwała zarządu partii Powiatu Żurawskiego w sprawie skierowania wniosku do sądu koleżeńskiego”. W uchwale napisano ni mniej, ni więcej, tylko: „Zarząd Powiatu Żurawskiego Rampy kieruje niniejszym wniosek do regionalnego sądu koleżeńskiego o usunięcie z szeregów partii niżej wymienionych – tu imiona i nazwiska naszej czwórki. Wyżej wymienieni odmówili zastosowania się do dyscypliny partyjnej podczas głosowania, co dyskwalifikuje ich jako lojalnych członków Rampy. Uchwała wchodzi w życie w trybie natychmiastowym. Podpisał: Jan Tygellin – Przewodniczący Rampy w Powiecie Żurawskim”.

Następna strona ->

Strony: 1 2