Rodzice i opiekunowie osób niepełnosprawnych, którzy uczęszczają do Powiatowego Ośrodka Wsparcia w Rzepinie po raz kolejny wystosowali pismo, w którym proszą starostę o przekazanie tegoż ośrodka gminie. Zazwyczaj takie ośrodki podlegają gminie ( ponad 95 proc w Polsce). Burmistrz Rzepina Sławomir Dudzis chętnie przejmie ośrodek, bo jak sam mówi jest to jego „dziecko”. W czasach, kiedy burmistrz był w zarządzie powiatu ośrodek powstał z jego inicjatywy.
– Nie jesteśmy zadowoleni z tego, co obecnie tam się dzieje – mówi kobieta, której dziecko uczęszcza do ośrodka wsparcia (nie chce podawać nazwiska w artykule). – Do ośrodka uczęszczają tylko dzieci – bo tak je nazywamy (w większości są to osoby dorosłe wymagające opieki – dop. red.) z naszej gminy. Starostwo nigdy się nie interesowało ośrodkiem. Nie organizowało żadnych spotkań z opiekunami, chociażby po to, żeby wysłuchać problemów, które pojawiają się w placówce. Z kolei burmistrz, kiedy jeszcze kierowniczką była pani Kasia Misztak, często odwiedzał ośrodek, pytał nas opiekunów jak można pomóc, a dzieci, kiedy go zobaczyły dosłownie go obwieszały jak winogrona. Burmistrz zawsze miał dla nich dużo dobroci, one go uwielbiają. Gmina, choć nie musiała, dofinansowywała ośrodek co roku w wysokości 20 tys. zł. Teraz na miesięczne wyżywienie 22 uczestników zostaje 700 zł. Chyba nie muszę tego komentować… – dodaje.
Zazwyczaj takimi ośrodkami opiekuje się gmina. Tak jest w większości przypadków w Polsce. Podopieczni ośrodka, to osoby pochodzące tylko z gminy Rzepin. – Jeśli rodziny tych osób wyrażają wolę, żeby gmina przejęła ośrodek, ja chętnie to zrobię. Gmina jest w stanie wspomóc ośrodek, a nawet go powiększyć. Infrastruktura jest za mała dla 22 uczestników i całego personelu. Gmina ma pomysł i pieniądze na jego rozbudowę – mówi burmistrz Dudzis.
Powodów, dla których opiekunowie walczą w tej sprawie jest wiele. Jednym, a może już kolejnym wymienionym przez opiekunów powodem jest brak empatii pani dyrektor do uczestników pobytu w placówce.
– Kiedy kierownikiem była pani Kasia Misztak te dzieciaki emanowały szczęściem, były rozkrzyczane, wesołe, śpiewały piosenki, na ich twarzach wiecznie malowała się radość. Teraz w ośrodku jest smutno i cicho, mam wrażenie, że są niespokojne – mówi nasza rozmówczyni.
– Marzy mi się, żeby ośrodek zaczął funkcjonować tak, jak funkcjonował przed zmianami personalnymi. Mamy porównanie jak funkcjonował za czasów pani Kasi Misztak i jak funkcjonuje teraz. Zmian jest bardzo dużo. Przede wszystkim postawiono na dyscyplinę, postawiono na pracę z tymi bardziej sprawnymi i samodzielnymi osobami – mówi inny opiekun osoby, która uczęszcza do ośrodka. ( również prosi o anonimowość). – Grupa mniej sprawnych fizycznie i intelektualnie jest jakby to powiedzieć pomijana. Widać to chociażby w sposobie organizowania wycieczek. 2 lata temu, pomimo wielu głosów sprzeciwu ze strony rodziców, zorganizowano wycieczkę do W-wy, na którą pojechała grupa 9 uczestników. Rok później powtórka – na wycieczkę do Krakowa znów grupa 8 czy 9 samodzielnych uczestników. A co z pozostałymi? Dlaczego o nich się nie myśli, nie uwzględnia? W odpowiedzi pani kierownik Rudzińskiej usłyszałam że „trzeba się piąć w górę”. Tylko, że zapomniano, że dla każdego ta góra może mieć inną wysokość. Prowadząc tak specyficzny ośrodek powinno się myśleć o wszystkich i szukać tzw. „złotego środka” – choć wiem, że jest to trudne – mówi nasza rozmówczyni.
Opiekunce nie podoba się też to, że za pozwoleniem terapeutów, sprawniejsi uczestnicy, kierują tymi słabszymi. – Osobiście miałam dwie takie sytuacje, gdy po takich interwencjach jednej z uczestniczek, moje dziecko odebrałam z ośrodka zapłakane, a pani kierownik nie widziała w tym problemu – mówi kobieta.
Obecna pani kierownik Arleta Rogowska nie komentuje sprawy. – Niestety nie jestem upoważniona do kontaktów z mediami. Bardzo proszę kierować pytania w tej sprawie do rzecznika prasowego starostwa – odpowiada na prośbę o komentarz.
Rodzice i opiekunowie już trzy lata temu, kiedy starostą był jeszcze Marcin Jabłoński, występowali z pismem o przekazanie ośrodka gminie. Burmistrz zorganizował wtedy spotkanie w gminie. – Kompletnie nic się nie zadziało. Pomimo spotkania nasz apel pozostał bez odpowiedzi – mówi jedna z pań.
Ja się nie godzę!
Do placówki uczęszcza 22 podopiecznych. Większość tych osób jest za tym, by ośrodek przejęła gmina, natomiast jest też kilku, którzy są temu przeciwni.
– Ja nie zgadzam się, żeby placówką zarządzała gmina. Uważamy, że starostwo prowadzi ośrodek bardzo dobrze. Nasze dzieci są również zadowolone. Odmówiłem podpisania listu, w którym rodzice proszą powiat o oddanie ośrodka gminie – mówi Zbigniew Stojanowski, którego córka jest podopieczną ośrodka wsparcia w Rzepinie. – Mam klika przykładów na to, że burmistrz wcale nie jest taki święty, jak to opisują. 2,5 roku temu, kiedy placówkę zalało pani dyrektor zwróciła się do burmistrza o pomieszczenie zastępcze. Burmistrz, choć takie miał, odmówił pomocy. W ostateczności podopieczni – za zgodą proboszcza – zostali umieszczeni na plebani – dodaje pan Stojanowski. I podaje kolejny przykład:
– Za ośrodkiem była kotłownia, która należała do gminy. Kiedy dyrektorka poprosiła burmistrza, żeby ją odstąpił na pomieszczenie rehabilitacyjne, też nie wyraził zgody – dodaje pan Zbigniew.
– Na wyżywienie miesięczne 22 podopiecznych zostaje 700 zł na miesiąc, czy to nie jest argument, który przemawia za tym, by zaczął zarządzać placówką inny samorząd? – dopytujemy pana Zbigniewa.
– No takie są sytuacje, że pieniędzy brakuje. Co poradzić? Wszędzie brakuje, nie tylko w ośrodku… – odpowiada pan Stojanowski.
Poprosiliśmy burmistrza S. Dudzisa o odniesienie się do zarzutów pana Stojanowskiego.
– Pomieszczenia, które zajmuje Powiatowy Ośrodek Wsparcia w Rzepinie należą do szkoły, która podlega gminie. Kiedy doszło do zalania tych pomieszczeń okazało się, że ośrodek nie ubezpieczył pomieszczeń. Nie dostał więc też żadnego odszkodowania. My jednak zaproponowaliśmy, że odremontujemy ośrodek – mówi burmistrz. – Problemy zaczęły się wtedy, kiedy kierownictwo zaczęło stawiać warunki, że ma być taka podłoga, takie ściany itp. Wycofaliśmy się z tego pomysłu, bo to miała być przysługa, nie mamy obowiązku remontować czegoś, co należy do powiatu – dodaje burmistrz.
Włodarz odnosi się także do tematu pomieszczenia po byłej kotłowni. – Pan Stojanowski jest w błędzie. Nie odmówiliśmy przekazania pomieszczenia, wręcz przeciwnie. Byłą kotłownię oddaliśmy ośrodkowi, ale pod warunkiem, że ją wyremontuje na pomieszczenie rehabilitacyjne. Kiedy po czasie zapytaliśmy, co zostało zrobione, okazało się koszty były za duże, w związku z czym ośrodek już nie chciał pomieszczenia – mówi burmistrz. – Koszt remontu byłej kotłowni to około 400 tys. zł. My takie pieniądze jesteśmy w stanie zainwestować, ale wtedy, kiedy ośrodek będzie nasz. Nie możemy zapłacić takiej kwoty za remont pomieszczenia, w którym jest podmiot powiatu. Nie pozwala na to prawo – dodaje.
Podopieczni nie są traktowani równo
– Córka pana Stojanowskiego jest jedną z podopiecznych najpóźniej przyjętych do ośrodka, w związku z czym nie ma on porównania jak było za czasów, kiedy kierownikiem była pani Kasia Misztak. Po jej odejściu, odeszły też terapeutki, które były uwielbiane przez dzieci i rodziców. Odeszły, bo nie mogły się pogodzić z atmosferą panującą w ośrodku – mówi jedna z naszych rozmówczyń.
– Ja już mówiłam o tym na spotkaniu z panem Włodkiem, że część opiekunów, tak jak pan Stojanowski, mogą być zadowoleni, bo ich dzieci potrzebują mniej wsparcia ze strony terapeuty. Wystarczy im rzucić hasło czy pomysł i one są w stanie takie zadanie realizować bez udziału terapeuty. A właśnie tym osobom czas poświęcają terapeuci. Problem jest z tymi wszystkimi, którzy takiego zaangażowania i terapeuty potrzebują, a nikt z nimi nie pracuje – dodaje druga pani.
Jak wynika z relacji rodziców w plany zajęć uczestników wpisuje się zajęcia, których ośrodek w ogóle nie prowadzi. Chodzi m. in. o zajęcia komputerowe, których nie ma od 3 lat, czyli od czasu zalania ośrodka i hortiterapie – działka na której wcześniej uczestnicy bywali 2 razy w tyg. od ponad roku jest nie uprawiana. – I po co to wszystko? Żeby ładniej wyglądało w dokumentacji! – złoszczą się opiekunowie.
Jeden z rodziców zwraca również uwagę na stosowanie kar w ośrodku.
– Stosowane są kary. Dwóch uczestników za to, że się pocałowali na tydzień zostali wykluczeni z zajęć. W ramach kary nie zabiera się również na imprezy wyjazdowe poza ośrodkiem – mówi. – A jeszcze wspomnę o zdjęciach na Facebooku, na których na przykład widzimy na ścieżce na równowagę dwie osoby zupełnie sprawne, które kompletnie takiej potrzeby nie mają, żeby uczyć się utrzymania równowagi. I proszę zobaczyć: z nimi się pracuje, a te dzieci, które są na wózku, bo nie potrafią utrzymać równowagi, przewracają się siedzą w ośrodku i oglądają telewizję, bo wtedy nikt się nie musi napracować. Mi nie chodzi o to, żebym ja „wypchnęła” swoje dziecko na kilka godzin z domu, by w ośrodku oglądało telewizję, czy kolorowało malowankę, ja chcę, żeby to dziecko z ośrodka czerpało pełnymi garściami, żeby tam było wszystko to, co w takim ośrodku ono powinien dostać, żeby byli tam ludzie, którzy będą je odpowiednio traktować, zajmować się nim, którzy będą odnosić z nim sukcesy. Ja od ośrodka oczekuję tego, czego sama w domu nie jestem w stanie z nim zrobić.
Czasami mam wrażenie, że pani kierownik i terapeuci zapominają, że pracują z osobami niepełnosprawnymi- mówi nam kolejna mama uczestnika pobytu w ośrodku. – Często słyszę, że moje dziecko czegoś nie rozumie, że nie wykonuje poleceń albo, że wykonuje je źle itp. Ale czy można się dziwić osobie niepełnosprawnej intelektualnie w stopniu znacznym, że czegoś nie rozumie. To ja się dziwię tym, którzy się dziwią. Chciałabym, żeby w ośrodku Wsparcia – na co wskazuje nazwa – nasze dzieci to wsparcie otrzymywały, tylko tyle i aż tyle – dodaje.
– Powiat w ogóle nie daje pieniędzy na ośrodek, a w ośrodku aż piszczy bieda. Zupa gotowana jest na dwa dni. Jeśli komuś nie smakuje, nie dostanie nic w zamian, choćby szklanki mleka. Jestem pewien, że gdyby ośrodkiem zajęła się gmina byłoby całkiem inaczej. Burmistrz na tą chwilę nie przekazuje już pieniędzy na ośrodek, bo po pierwsze atmosfera jest nie do zniesienia, a po drugie dlaczego ma finansować coś, co nie należy do gminy, a do powiatu. A ten nie daje ze swojego budżetu nawet złotówki na ośrodek – mówi jeden z ojców podopiecznego ośrodka. – W ogóle traktowanie uczestników, ale też i nas rodziców przekracza wszelkie granice. Jak jechaliśmy z dziećmi na wycieczkę dostaliśmy regulamin, w którym było wypunktowane jak mamy się zachowywać. To już przesada, my nie jesteśmy dziećmi! – dodaje mężczyzna.
Przykład nierównego traktowania podaje kolejny rodzic.
– Tegoroczna wycieczka do Mrzeżyna. Osoby bardziej samodzielne były pod opieką pracowników ośrodka, natomiast te z większą niepełnosprawnością pojechały z rodzicami. Wieczorem podopieczni, którzy byli z rodzicami musieli zostać w ośrodku na kolacji, a pozostali poszli z opiekunami powiatowego ośrodka poszli do miasta. Kiedy poszłam na spacer ze swoimi dziećmi zobaczyliśmy grupę z opiekunami ośrodka w restauracji na kebabie – relacjonuje mama podopiecznych ośrodka. – Dziewczynki były złe, oburzone, było im bardzo przykro, że koledzy i koleżanki są w restauracji. Czy to nie jest wyróżnianie jednych, kosztem drugich? Tak robią osoby, które mają wspierać niepełnosprawnych? – pyta kobieta.
Starostwo niestety nie chce sprawy komentować. – O jego funkcjonowaniu rozmawiamy z rodzicami i personelem, a nie z mediami – odpowiada na zadane pytania rzecznik powiatu Wojciech Obremski.
Na spotkaniu z opiekunami starosta Leszek Bajon powiedział, że kwestia tego, czy Powiatowy Ośrodek Wsparcia w Rzepinie zostanie w powiecie czy też przejmie go gmina zdecydują radni. Jaki będzie finał? O tym Państwa poinformujemy zaraz po podjętych decyzjach.