Dzisiaj jest dzień szczególnie bliski mojemu sercu. Dziś jest dzień Pracownika Socjalnego. Jestem z zawodu Pracownikiem Socjalnym.
Pomijając inne pokrewne stanowiska pracy jako Pracownik Socjalny pracowałam w tym zawodzie trzy lata. Ale te trzy lata pozwoliły mi na wyciągnięcie bardzo wielu wniosków i tak jak powiedziała mi na samym początku koleżanka po fachu M.: „Gabrysia jak przetrwasz w tym zawodzie i wyjdziesz z niego nieporaniona emocjonalnie to przetrwasz tak naprawdę wszędzie i wszystko”. Z perspektywy czasu myślę sobie, że dziewczyna wiedziała co mówi.
Pracownik Socjalny…
Jeden z najbardziej niewdzięcznych zawodów na rynku pracy.
Praktycznie bez możliwości awansu, z ogromną odpowiedzialnością za drugiego człowieka, wymagający niezwykłej empatii, wrażliwego serca, jednocześnie twardych czterech liter i do tego bardzo marnie wynagradzany…
Tak w wielkim skrócie!
A w szczegółach? Zacznę od początku…
Kiedy stanęłam przed wyborem kierunku studiów miałam do wyboru: nauczanie wczesnoszkolne i przedszkolne, resocjalizację, poradnictwo zawodowe, coś tam z mediami ? i właśnie pracę socjalną. Wybrałam pracę socjalną, bo mnie zawsze „ciągnęło” do tego żeby ludziom pomagać. Bo miałam w sobie ogromny zapał by idealistycznie „zmieniać świat” na lepszy. Byłam młoda, byłam nieokrzesana i byłam momentami też bardzo naiwna, choć ta naiwność nie do końca mi jeszcze minęła ?,
Wybór był więc oczywisty! Studia same w sobie były ciekawe. Mnóstwo zajęć z psychologii, socjologii, przeróżnych gałęzi edukacji sprawiały, że zdobywana w teorii wiedza utwierdzała mnie w przekonaniu, że to jest to.
A potem przyszła praca w zawodzie i wielki kubeł zimnej wody, a może nawet permanentnie trwający zimny prysznic.
Już to raz tutaj, gdzieś na blogu pisałam, ale przytoczę jeszcze raz. Studia choć są ogromnie ważne i potrzebne to jedno, a namacalny, żywy, drugi człowiek stawający ze swoimi problemami przed tobą twarzą w twarz to drugie.
Nie będę zdradzać szczegółów związanych z tym zawodem, bo to są naprawdę rzeczy nie „do ogarnięcia” w jednym wpisie i nie chcę też wzbudzać niepotrzebnych emocji. Ale chciałbym, bardzo bym chciała żeby może chociaż niektórzy spojrzeli na pracowników socjalnych od tej „cieplejszej” i bardziej ludzkiej strony.
W każdej grupie zawodowej są tacy pracownicy, którzy przykładają się do swoich obowiązków i tacy co odhaczają osiem godzin dziennie i idą do domu.
To jest przykra, ale jednak częsta „oczywistość”. Wśród Pracowników Socjalnych nie brakuje także tych drugich. Ale jest mi przykro, kiedy słyszę, że moje koleżanki lub koledzy po fachu siedzą tylko i piją kawę, a ich praca polega tylko „na rozdawaniu” pieniędzy albo na zabieraniu dzieci…
Po części poza tą kawą jest też i tak, bo to istotna część specyfiki tego zawodu, ale ja pracując przez te moje krótkie trzy lata w zawodzie nie zabierałam tylko dzieci i nie naliczałam tylko i wyłącznie zasiłków. Często płakałam z moimi podopiecznymi, często cieszyłam się z ich sukcesów. Pomagałam im w wyjaśnianiu różnych skomplikowanych spraw, a czasem wysłuchiwałam niekiedy bardzo traumatycznych historii i czerpałam z ich przeżyć…
Nie jest prawdą, że do Ośrodka Pomocy Społecznej przychodzi tylko tzw „patologia”. Oj nie! Przychodziły bardzo często osoby, które gdzieś utknęły na swoim życiowym zakręcie i potrzebowały zwyczajnie zasięgnąć pomocy, bo nie zawsze rodzina czy bliscy są w stanie nam pomóc.
Zawsze czułam ogromną radość i satysfakcję kiedy realnie udało mi się komuś pomóc. Nie każdemu jednak zawsze umiałam i potrafiłam, a przynajmniej nie tak bardzo jakbym tego chciała.
Trzeba w człowieku wyzwalać jego potencjał, bazować na jego możliwościach i zasobach, a nie każdy chce współpracować i wyrwać się z matni własnych problemów.
Zarobki? Pominę ten fakt. Chociaż nie! Nie będę pisać jak wygląda comiesięczny pasek z wynagrodzeniem, ale odpowiem tym, którzy będą chcieli radzić przebranżowienie dla niezadowolonych.
To jest teraz taka bardzo modna argumentacja „jak ci się nie podoba ile zarabiasz i jak w tej robocie masz to się przekwalifikuj”.
Ok, proszę mi wierzyć, mam mnóstwo znajomych, którzy to zrobili, z różnych powodów i tych finansowych i tych emocjonalnych jak i tych, że ten zawód w praktyce okazał się inny niż sobie wyobrażali. Ale wracając do „przebranżowienia”. Już nie chodzi tylko o Pracowników Socjalnych, ale o każdą grupę zawodową. Gdyby nagle wszyscy wzięli sobie te rady do serca, to prawdopodobnie zostalibyśmy bez nauczycieli, bez policjantów, bez lekarzy, bez pielęgniarek, bez górników i bez Pracowników Socjalnych także.
Niektórzy po prostu chcą pozostać w swoim zawodzie, ale walczą o lepsze wynagrodzenia, o lepsze warunki pracy, o większe poszanowanie… Czy jest coś w tym złego?
Zapytałam na okoliczność dzisiejszego wpisu dwie koleżanki, dwie cudowne kobiety, które w pracy socjalnej są nie od dziś.
Ela pracuje od ponad 18 lat, a Maria od 27 (!) Są to osoby, które można śmiało i kolokwialnie napisać, że „zęby zjadły” na pracy z drugim człowiekiem. Zapytałam wprost co czuje Pracownik Socjalny z tak ogromnym stażem pracy? Oto odpowiedź Elżbiety:
„Gabrysia, co ja czuję? Wciąż satysfakcję kiedy komuś pomogę, wciąż jeszcze mam tę radość w sercu kiedy ktoś przyjdzie i powie „Pani to jest taka swojska kobita, rozumi pani człowieka”. Wciąż ludzie mnie wzruszają i potrafią zaskoczyć… Ale też już wiem, że nie zbawię całego świata, że zawsze znajdą się ci co przyjdą, nakrzyczą, postraszą telewizją i naubliżają, bo wciąż panuje przeświadczenie, że do „opieki” trzeba iść z gębą.
Już wiem, że nie każdy wyjdzie ze swoich traum i problemów i wiem też, że odwrotnie jak człowiek uprze się z całego serca i zechce bardzo mocno, to odbije się nawet z najgłębszego dna. I co jeszcze czuję? Potworne momentami zmęczenie i zniechęcenie. Zwłaszcza jak przychodzi dzień wypłaty. I te komentarze typu „taki zawód wybrałaś, taki se masz”. Jakby to była zbrodnia, że człowiek chce godziwie zarabiać. Ja nie siedzę i nie piję kawy przez osiem godzin. Czasem nie mam czasu zjeść śniadania.
Kiedy idę na wywiady, zwłaszcza do nowego klienta to wchodzę do czyjegoś domu tak naprawdę nie mając pewności czy z niego wyjdę. Bo skąd mam wiedzieć jak kto mnie tam potraktuje? Ciągle wypomina nam się zaniedbania i takowe są na pewno. Ja nie mówię, że nie. Nie powinny mieć one absolutnie miejsca. Ale to jest też to, że my jesteśmy przeładowani liczbą klientów. Ja mam około 80 rodzin do odwiedzenia miesięcznie. Muszę zrobić 80 szczegółowych wywiadów. To trochę tak jakby jedna matka miała osiemdziesięcioro dzieci i z każdym dzieckiem musiała przez miesiąc wykonać to co normalnie rodzic robi z jednym, z dwojgiem albo z trojgiem dzieci. No na pewno nie z osiemdziesiątką!
Staram się być z każdym człowiekiem na moje pełne 100 % ale mam świadomość, że nie wszystko wyłapię i zauważę. A jeszcze muszę odpowiedzieć na pisma z Prokuratury, Sądu czy innych instytucji, zrobić masę innych rzeczy dookoła.
Mimo wszystko uważam, za mój prywatny sukces to, że wciąż jestem ciekawa drugiego człowieka i że wciąż widzę w ludziach więcej dobra niż złego”.
Elu chylę czoła ? Ja po trzech latach czułam się… wypalona. Czułam, że nie mam wystarczająco twardo postawionych wewnętrznie granic takich żeby wyjść z siedziby ośrodka, zamknąć drzwi i przejść do porządku domowego, rodzinnego… Takich żeby oddzielić emocje z pracy i zostawić je choćby na klatce schodowej. Emocjonalnie byłam Pracownikiem Socjalnym nawet w weekendy nawet często w środku nocy myśląc jak rozwiązać pewne sytuacje.
18 lat… ogromny szacunek!!!
A teraz przepiękne słowa Pani Marii. Kobiety, która w tym zawodzie proszę mi wierzyć widziała wszystko!
Widziała ludzkie wzloty, upadki, ludzkie szczęście i równie ogromne nieszczęścia…
„W pracy socjalnej trzeba mieć to coś, co sprawia, że ludzie lgną do ciebie, bo mają zaufanie, bo są wysłuchani.
Nie zawsze oczekują pomocy, czasami pragną aby ktoś ich wysłuchał. Pracuje już 27 lat w pomocy społecznej, mówią o mnie kompendium wiedzy o ludziach, potrafię i przede wszystkim chcę patrzeć na ludzi sercem pomimo tego, że przez te 27 lat mogłabym na wielu zamknąć oczy, o sercu nie wspominając.
I powiem Ci, że nigdy mi nie obrzydło pomaganie, pomaganie takie bezimienne. Szewc w dziurawych butach chodzi. Z autopsji, pomagam, doradzam innym a sama w jakimś totalnym chaosie… Pamiętam o potrzebach innych.. A moje gdzieś daleko, w niebycie. Jestem tylko pracownikiem pomocy społecznej, chociaż przez wiele lat pracowałam, jako socjalny. Do dziś ludzie przychodzą do mnie po pomoc, poradę albo tylko po to, abym ich wysłuchała… Czasem nawet nie odezwę się ani razu, po prostu otwieram uszy, serce i słucham całą sobą. Fajne to jest… Pracownik socjalny to osoba która zawsze znajdzie człowieka w człowieku, wytłumaczy zachowania nawet najbardziej zdegenerowanych osobników. Uważam, że po prostu kocha ludzi bez względu na to kim się stali w zawirowaniach życiowych”.
Takich ludzi jak Elżbieta czy Maria naprawdę nie brakuje. Tacy pracownicy są! ??? SĄ!!!
Czy ja wrócę do zawodu? Nie wiem. Nie zarzekam się, że nie i nie twierdzę, że absolutnie tak.
Życie i czas pokażą.
Dziś wspominam czas mojej pracy zawodowej pomimo wielu popełnionych przeze mnie błędów bardzo dobrze. Poznałam wielu cudownych ludzi. W tym moje koleżanki, współpracowniczki. Takie relacje są bezcenne. Życie i moi podopieczni pokazali mi i nauczyli, że nie można nikogo oceniać pochopnie, że trzeba człowieka przede wszystkim wysłuchać. I co chyba bardzo ważne, nie da się pomóc komukolwiek jeśli ktoś tej pomocy nie będzie chciał przyjąć.
Dziś chciałabym życzyć każdemu Pracownikowi Socjalnemu oraz wszystkim pracownikom pomocy społecznej abyście byli traktowani sprawiedliwie. Żeby zaniedbania innych nie przesłaniały tego ile dobra każdego dnia czynicie. Żeby ten worek pod tytułem „nie chce im się robić” nie był jedynym wspólnym!
Życzę Wam potrzebnych sił i mocy! Niech Rząd zauważy w końcu jak bardzo jesteście spychani na margines potrzeb, żeby wysłuchał Was i wziął pod uwagę Wasze doświadczenie zawodowe i odpowiedzialne, pełne rozsądku głosy. To Wy pracujecie w tym zawodzie i Wy najbardziej wiecie co w temacie pracy socjalnej najbardziej kuleje i nie zdaje egzaminu. Życzę Wam wciąż pasji do zawodu. A tym, którzy zwątpili w to co robią znalezienia iskry, która roznieci dawny zapał.
Życzę Wam gorących serc, uważnych na drugiego człowieka i jednocześnie twardych pośladków.
I pamiętajcie robicie dużo dobrego nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego nie widać.
Wszystkiego dobrego dla wszystkich ?