Zgodnie z obietnicą powracamy dziś do życia w powojennych Słubicach. Jednym z pierwszych podstawowych problemów, który należało wówczas rozwiązać było stworzenie nowej przeprawy, która w miejsce dawnego wysadzonego mostu połączyłaby ponownie nowopowstałe miasto z Frankfurtem. W roku 1946 (wg. niektórych źródeł być może nawet i jeszcze w 1945) rozpoczęto budowę prowizorycznego drewnianego mostu, który na wysokości obecnej przychodni miał połączyć obydwa brzegi. Nadzorujący budowę Sowieci od początku traktowali tę przeprawę jako rozwiązanie tymczasowe, gdyż już w roku 1952 oddano do użytku zupełnie nową stalową konstrukcję zwaną potocznie „Mostem Przyjaźni”. Na tymże prowizorycznym, drewnianym obiekcie doszło jednak do niezwykle istotnego wydarzenia, jakim było spotkanie polsko-niemieckiej komisji, która podpisała akt o wytyczeniu państwowej granicy między Polską a NRD na Odrze i Nysie Łużyckiej. Parafowanie tego dokumentu było urzeczywistnieniem wspomnianych już wcześniej postanowień, które zapadły w Zgorzelcu w roku 1950.

27 stycznia 1951 roku: na tymczasowym radzieckim moście dochodzi na spotkania polsko-niemieckiej komisji, którego owocem było potwierdzenie postanowień zawartych rok wcześniej w Zgorzelcu. W tle m.in. dzisiejsza ulica Nadodrzańska. (Fot.- Bundesarchiv).

W suche i upalne dni, gdy poziom wody w Odrze jest wyjątkowo niski, to w dalszym ciągu można spostrzec pozostałości po tej dawnej konstrukcji. Wyrastają one z mulistego dna niczym pale przypominając o trudnej i burzliwej historii naszego regionu.

Pozostałości dawnego radzieckiego mostu, który po wojnie połączył prawy brzeg z lewym. Obiekt istniał przypuszczalnie do roku 1953 (Fot.- praca własna. Stan na lato 2015).

Nowonarodzone miasto potrzebowało jednak nie tylko przeprawy, ale również szkoły, czy biblioteki. Pierwsza w Słubicach placówka oświatowa, czyli popularna dziś „jedynka” została powołana do życia jeszcze w czerwcu 1945 roku. Na jej siedzibę wybrano gmach przy obecnej ulicy Wojska Polskiego numer 1, zaś jej zorganizowanie powierzono pionierowi słubickiej oświaty, jak i również późniejszemu burmistrzowi, Józefowi Magerowi. Początkowo zajęcia prowadzone były jedynie przez trójkę nauczycieli. Obok wspomnianego Magera lekcji udzielała również Eugenia Degórska i Stanisława Bojarowa, zaś liczba uczniów uczęszczających do szkoły wynosiła zaledwie 120 osób. W miarę napływu do miasta nowych osadników grupy podopiecznych stale się jednak powiększały. W ten sposób już rok później do słubickiej szkoły uczęszczało 254 uczniów, którzy mieli do swojej dyspozycji 12 sal lekcyjnych. Rok 1945 można również uznać za początek funkcjonowania słubickiej biblioteki, choć oficjalnie placówka rozpoczęła swą działalność w roku 1946. Niemniej już od grudnia 1945 rozpoczęto kompletowanie zbiorów, które jeszcze wówczas były najczęściej darami składanymi na potrzeby nowej biblioteki przez pierwszych słubickich osadników. Początkowo książki wypożyczano przy dzisiejszej ulicy Mickiewicza, następnie przy Chopina, a w aktualne miejsce placówka przeniosła się dopiero w połowie lat 70.

Jedna z klas Szkoły Podstawowej w połowie lat 50. (Fot.- ze zbiorów Jana Markiewicza).

W roku 1948 liczba mieszkańców Słubic przekroczyła przypuszczalnie po raz pierwszy pięć tysięcy. Wziąwszy jednak pod uwagę fakt, iż przed wojną Dammvorstadt zamieszkiwane było przez około 17 tysięcy osób, to uznać należy, iż nasze miasto po roku 1945 sprawiało wrażenie raczej opustoszałego. Potwierdzają to zresztą relacje najstarszych słubickich mieszkańców. W tym miejscu chciałbym oddać głos Panu Janowi Markiewiczowi:

Wspomnę, że również wraz z innymi trafili do Słubic po wojnie z prac przymusowych w Niemczech moi rodzice. Byli pod francuską granicą, statkiem zostali przywiezieni do Szczecina i nie mając już wyboru, musieli jechać pociągiem – nie pamiętam do jakiej miejscowości, z niej natomiast samochodem do Słubic i się tutaj osiedlić. Taki był przymus. Pochodzili z lubelskiego i tam chcieli powrócić. Rodzice opowiadali o pustostanach, nawet umeblowanych. Urodziłem się w Słubicach w 1947 roku i później jako młody chłopak wraz z innymi po tych pustostanach jeszcze ganialiśmy, znajdując wiele ciekawych rzeczy, jak meblowe starocia, zegary, srebrne pieniądze, dawne książki, gazety, zdjęcia – wszystko niemieckie. Najciekawiej było w blokach na Małej Moskwie, którą później zajęli repatrianci. Nikt wówczas nie myślał, jak bardzo są to wartościowe rzeczy. Wiele można było wykopać z ziemi – piękną ceramikę, ubrania w skrzynkach i walizkach, sprzęt kuchenny. Niemcom nie wszystko udało się zabrać ze sobą, więc ukrywali mając nadzieję na powrót. Po wielu latach po wojnie przyjeżdżali zobaczyć swoje stare śmieci i straszyli, że oni tu jeszcze wrócą, kazali dbać i niczego nie szukać.

Panorama Słubic w pierwszej połowie lat 60. W opinii starszych mieszkańców krajobraz miejski przypominał wówczas raczej obszary wiejskie. Na zdjęciu nie zauważymy już choćby dawnej fabryki jedwabiu, która została rozebrana w początkach poprzedniej dekady.

Sprawdź inne części opowieści traktującej o powstaniu Słubic:

Cud narodzin Słubic cz. 1 – Świt nowego porządku, czyli jak wyznaczono granicę na Odrze

Cud narodzin Słubic cz. 2 – Nowi ludzie i nowa rzeczywistość

Cud narodzin Słubic cz. 3 – Geneza nazwy

Cud narodzin Słubic cz. 5 – Pionierzy

W kolejnej i już ostatniej odsłonie naszego cyklu przyjdzie czas na przyjrzenie się sylwetkom słubickich pionierów – ludzi dzięki, którym powstało to miasto. Do następnego razu!