Około godz 10 rano syn zauważył pod gniazdem młodego przestraszonego boćka. Widzieliśmy, że bociek jest jeszcze maleńki, z czarnym dziobem, nie potrafił latać, stał wystraszony pod gniazdem. Natychmiast zaczęliśmy działać – tak zaczyna się historia boćka, którą opowiada nam Ilona Rasińska z Nowego Lubusza.

Gniazdo jest w centrum wioski od zawsze i co roku każdy mieszkaniec wyparuje czy już przyleciała rodzina bocianów. Miejscowi spoglądają w górę czy są młode, ile jest sztuk, jak uczą się latać…

Kiedy syn pani Ilony Rafał poszedł odwiedzić bocianie gniazdo, zobaczył pod nim bezbronnego, wystraszonego boćka. Wiedział, że nie ma możliwości, żeby bociek sam lub z pomocą rodziny wszedł tam z powrotem. To jest dla nich fizycznie niemożliwe, bo nie potrafią się wspinać. Nie mógł go też wsadzić do gniazda człowiek, bo groziło to wyrzuceniem boćka z gniazda przez rodziców, a także wypchnięciem z gniazda innych maleństw. Nie ulegało więc wątpliwości, że potrzebna jest w tej sytuacji pomoc.

Ponieważ pani Ilona nie mogła się dodzwonić na żaden alarmowy numer (niemiecka sieć-cały czas łączyło ją tylko z niemiecką strażą pożarną) poprosiła o pomoc sołtysa. Sołtys zadzwonił do gminy. Niestety nie było reakcji. Kobieta poprosiła więc swojego męża, by udał się w tej sprawie do gminy.

– W gminnej straży miejskiej nie wykazali entuzjazmu. W odpowiedzi mąż usłyszał, że może by zadzwonił do ochotniczej straży do Starościna, bo tam jest jakiś ośrodek dla dzikich ptaków, zaznaczając, że straż miejska pracuje tylko do 15.00 – mówi pani Ilona. – Kiedy mąż wrócił, wściekłam się i nagłośniłam sprawę przez Facebook.

Poradzono jej, żeby zadzwonić do burmistrza. Tak też zrobiła.  – No i tu muszę pochwalić pana burmistrza. W ciągu 30 minut zorganizował całą akcję: straż pożarną, pogotowie energetyczne, gdyby trzeba było prąd odłączyć – relacjonuje pani Ilona.

Przyjechał też weterynarz i zawiózł boćka do ośrodka rehabilitacji dzikich ptaków w Nowej Soli, z którymi pani Ilona cały czas była w kontakcie. – Wieczorem dostałam informację ze zdjęciem i wszystko się dobrze skończyło, najlepiej dla boćka – cieszy się kobieta.

Podobał Ci się artykuł? Polub nas na Facebooku.

Czytaj też: We frankfurckim zoo zwierzęta mają opiekę, a niepełnosprawni pracę