Ryszard Pawlukowski, kandydat na burmistrza Słubic, już na samym początku stawia sobie wyzwanie. Gdy skontaktowaliśmy się z nim w sprawie wywiadu, usłyszeliśmy: „Odpowiem tylko na pytania trudne”. Dla Pawlukowskiego rozmowa o rzeczach prostych to marnowanie czasu. „Proszę o pytania, które wyciągną ze mnie pot i sprawią, że naprawdę się zastanowię” – dodaje. Przygotowani na wyjątkowe podejście, zaczynamy naszą rozmowę z kandydatem. Zapraszamy!
Renata Hryniewicz: Dlaczego zdecydował się Pan kandydować?
Ryszard Pawlukowski: Chcę kandydować, bo przekonywał mnie do tego przez 5 lat marszałek Marcin Jabłoński (uśmiech -red.) Wskazywał, że obecny burmistrz Słubic jest słaby, a żeby nie być gołosłownym przytaczam wypowiedzi Marcina Jabłońskiego z telewizji HTS: „Słubice owszem mają burmistrza, ale nie mają głowy miasta”, „miasto musi się rozwijać, do tego potrzebny jest gospodarz, który jest dynamiczny i odważny, który podejmuje działania, a nie czeka i się przygląda”, „burmistrz nie ma pomysłu na przyszłość Słubic” – podobnych cytatów jest mnóstwo. Ale odnosząc się właśnie do tych słów, uważam, że jestem przeciwieństwem przedstawianego w taki sposób burmistrza. Słubice miałyby głowę miasta, dynamicznego i odważnego burmistrza, który podejmuje działania z pomysłem na przyszłość Słubic.
Czy jest Pan związany z jakąś partią polityczną, jeśli nie, to do jakiej jest Panu najbliżej?
Nie jestem związany z żadną partią i do żadnej nie jest mi najbliżej. Będę współpracował z każdą partią, która będzie pomagała miastu. Z każdą. Czy marszałek i wojewoda będzie z Platformy, czy z SLD, czy z Trzeciej Drogi czy z PIS-u, ja z każdym dla dobra Słubic będę współpracował.
Czyli nie byłoby problemu z pozyskaniem pieniędzy od władz wojewódzkich?
Nikt nie może odmówić przyznania środków finansowych na dofinansowanie projektu, na który są przeznaczone pieniądze, jeśli wniosek zostanie właściwie złożony, nawet jeśli niektórzy nie przepadają za sobą. Nie ma możliwości, że miasto przez pięć lat nie otrzyma środków, tylko dlatego, że ktoś ma do kogoś uprzedzenia. Władze wojewódzkie, bez względu na to, czy darzą mnie sympatią, czy nie, muszą przyznać miastu należne środki.
Czy gdyby został Pan burmistrzem, próbowałby Pan zrealizować swoje inwestycje, które w tej chwili nie są możliwe do realizacji? Mam na myśli na przykład teren po przedszkolu Pinokio, na którym planował Pan postawić stacje paliw i KFC.
Działki, o których tu jest mowa kupiłem w przetargach. Czy to były przetargi, czy zamiany na inne działki nabyłem je legalnie. Kupiłem je po to, żeby tam zainwestować, nie rozumiem, dlaczego będąc burmistrzem miałoby tam nadal być śmietnisko. Żona będzie tam inwestowała. I to nie będzie tak, ze szybko wydam decyzję czy WZ. Zawsze będziemy ostatni. W pierwszej kolejności dostaną je ludzie i przedsiębiorcy. Ja płacę za wywożenie śmieci z tej działki co kilka miesięcy po 3 tys. zł, a to dlatego, że miasto nie chce wydać mi pozwolenia. Jako burmistrz będę chciał, żeby miasto było ładnie zagospodarowane. Działka w tej chwili szpeci. Ale zaznaczam, ja nie będę dla żony, dzieci czy kogoś z rodziny dawał działki. Te działki są nasze, nabyte prawnie i mają takie stać? Wszystkie zgody na budowę stacji paliw i KFC – tj. od wód polskich, od ochrony środowiska, wstępna zgoda od GDKKiA – są przedłożone w Urzędzie Miejskim, nie ma tylko zgody burmistrza.
Czym różniłyby się rządy Pana od obecnego burmistrza Mariusza Olejniczaka?
Po pierwsze, żeby rządy były udane powołałbym rade burmistrzów, którzy piastowali tę funkcję wcześniej, żeby skonsultować co zrobili dobrze, co źle, a co się nie udało. Raz w miesiącu bym się spotykał i szukalibyśmy wspólnie pomysłów na miasto. Co ważniejsze powołałbym też radę przedsiębiorców. To oni tworzą gospodarkę miasta, to im trzeba pomóc rozwiązywać problemy, nie pozwalać na to, że zaczynają jakąś inwestycję i czekają po trzy miesiące na jakieś zgody by ruszyć. Oni muszą wiedzieć, że mają we władzach wsparcie. Powołałbym też radę sołtysów, bo Ci z kolei wiedzą, jakie są potrzeby na wsiach.
Trzy najważniejsze umiejętności, które uważa Pan za kluczowe dla pełnienia funkcji burmistrza?
Zarządzanie zasobami – budżet roczny miasta jest w okolicach 150-160 milionów zł. Ja obracam rocznym zasobem około 1,5 miliarda zł. Posiadam więc umiejętność zarządzania zasobami, planowania ich, inwestowania.
Drugą umiejętnością może być pewność podejmowania decyzji i szanowania czyichś pieniedzy – w tym wypadku pieniędzy podatników. Chodzi mi o to, że jeśli jest jakaś inwestycja, załóżmy słynna wieża Kleista wstępnie oszacowana na około 6,5 mln zł, a nie zamknie się w 20 mln. Podobnie jest z innymi inwestycjami w Słubicach. Trzeba mieć umiejętność do podpisywania takich umów, żeby urząd nie mógł stracić. Na szkody może sobie pozwolić prywatny inwestor, nie urząd, który inwestuje pieniądze mieszkańców. Taką złotówkę trzeba obracać na każdą stronę.
Trzecią umiejętnością może być wyciąganie wniosków i podejmowanie kroków, by zapobiec stratom nie tylko finansowym, ale też tych związanych z zaufaniem do urzędu. To nie może być tak, że ludzie boją się urzędników. To właśnie ludzie ich utrzymują, to właśnie z podatków od ludzi i firm są pieniądze na wypłaty. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że urzędnik, który wiele lat pracuje na danym stanowisku, wbrew przepisom robi coś, z czym nie zgadza się mieszkaniec. W momencie kiedy taki petent idzie do sądu i sprawę z urzędem wygrywa z kretesem, pracownik powinien ponieść konsekwencje, nawet włącznie ze zwolnieniem go z pracy. To urzędnicy są dla ludzi nie odwrotnie. Powinni im pomagać, a nie robić problemy.
Jest Pan świetnym inwestorem, bogatym przedsiębiorcą, czy wynagrodzenie burmistrza będzie adekwatne do Pana wymagań?
(śmiech) Nawet nie wiem ile burmistrz zarabia i szczerze mnie to nie interesuje, bo nie zamierzam brać wynagrodzenia. Przeznaczę je na cele charytatywne. Mówię naprawdę poważnie.
Moje wady…
Mam wady jak każdy mieszkaniec Słubic. Nie jestem ideałem, jak każdy mam coś za uszami, każdy kiedyś coś tam złego zrobił.
Moje zalety…
Mam zalety jak każdy. No może jest jedna, którą należałoby się pochwalić: Nigdy się nie poddaję!
W kosmos posłałbym…
…Wieżę Kleista
Na bezludną wyspę zabrałbym…
… hmm, jeżeli jest to bezludna wyspa i nie ma tam ludzi, to jest najprawdopodobniej takie miejsce, gdzie nie ma co jeść, nie ma warunków bytowych, zabrałbym więc … wędkę. Uwielbiamy ryby, potrafię zjeść wiadro ryb (śmiech).