Pandemia Covid-19 wywraca nasze życie do góry nogami. Codzienne doniesienia o kolejnej fali zainfekowanych oraz nowych obostrzeniach dopełniana ogólna atmosfera strachu oraz niepewności. Okazuje się jednak, że z punktu widzenia historii obecna sytuacja nie jest niczym szczególnie nadzwyczajnym. Dzieje Słubic i Frankfurtu usiane są bowiem przykładami epidemii, które nierzadko okazywały się być znacznie groźniejsze od tej, z którą obecnie przychodzi nam się mierzyć.

Generalnie należy zauważyć, że niemal cała historia ludzkości to w rzeczywistości -obok wojen- historia właśnie epidemii. Masowe choroby pojawiały się na każdym etapie naszego rozwoju cywilizacyjnego i towarzyszyły człowiekowi od zarania jego dziejów wpływając jednocześnie na ich bieg. Również i nasze obecne pogranicze nie uchowało się od nieszczęść masowych epidemii, dlatego też pozwolę sobie zaprosić dziś Państwa na króciutką, epidemiczną podróż w naszą lokalną przeszłość…

Apokalipsa „czarnej śmierci”

Dla ludzi żyjących w XIV stuleciu wydarzenia, które zastały w owym czasie Europę mogły zwiastować prawdziwy kres dziejów. Zmiana klimatu (nastanie tzw. małej epoki lodowcowej), a także idące z nimi w parze klęski głodu, jak i również wojny już w same w sobie były odczytywane jako znak gniewu bożego. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Pod koniec pierwszej połowy wspomnianego stulecia kontynent europejski stanął być może przed największym wyzwaniem w swych dziejach. Z Azji, przez m.in. Krym, a następnie Półwysep Apeniński do Europy dotarła zaraza dżumy, która znana jest również pod nazwą „czarnej śmierci”. Objawy tej makabrycznej choroby przypominały najgorszy i najbardziej odrażający koszmar. Najpierw wysoka gorączka, nudności, następnie plucie obfitą ilością krwi, a także czarne krwawiące plamy i krosty na powierzchni rozkładającego się ciała! W końcu i również nieuchronna śmierć, często w niewymownych męczarniach. W wyniku tylko pierwszej fali „czarnej śmierci” na „tamten świat” przeniosło się ponad 30% ówczesnej populacji Europy, choć nie brakuje opinii mówiących, iż w rzeczywistości liczby te były jeszcze wyższe. Przed epidemią nie uchował się również XIV-to wieczny Frankfurt, który był już wówczas istotnym ośrodkiem na szlaku tranzytowym wiodącym z ówczesnych Niemiec przez Polskę i dalej aż na Ruś. Do miasta dżuma dotarła przypuszczalnie w 1351 roku przybywając do niego wraz z kupcami oraz grupami biczowników. Co prawda nie są znane dokładne szacunki, które wskazywałyby choćby na przybliżoną ilość ofiar śmiertelnych, ale można założyć, że Frankfurt –podobnie jak wiele innych miast w Niemczech- został zdziesiątkowany. Apokalipsa dżumy nie ominęła również ówczesnego Ośna, Rzepina czy choćby Górzycy. Warto podkreślić, że epidemie „czarnej śmierci” powracały do Europy falami aż do początków XX wielu. Wbrew wielu przekazom i opiniom nie ominęły one również obszarów ówczesnego Królestwa Polskiego.

Epidemia dżumy w XIV wieku (fot. pinterest)
Epidemia dżumy w średniowiecznej Europie  (fot. pinterest)

 

Nikt nic nie wie, czyli epidemie doby PRL-u

W latach 50. i 60. Polskę nawiedziły dwie poważne epidemie dwóch groźnych odmian grypy: tzw. azjatyckiej oraz typu Hong Kong (obydwie w skali globalnej pochłonęły kilka milionów ofiar). Przygraniczne, jeszcze wówczas marginalne Słubice nie były tutaj żadnym wyjątkiem. Chorowali wszyscy- i młodzi i starzy. Bardziej leciwi mieszkańcy naszego miasta podkreślają jednak, że nie wiązało się to z żadną paniką. Po pierwsze dlatego, że nie do końca wiedziano z czym ma się do czynienia, a po drugie dlatego, że nie istniały media, które przekazywałyby na bieżąco informacje dotyczące zagrożenia. Władza też nie była zainteresowana, aby wieści o prawdziwej skali epidemii rzetelnie przekazywać opinii publicznej w efekcie czego ludzie żyli (przynajmniej do pewnego czasu) w błogiej nieświadomości. Na początku lat 60. gdy epidemia wybuchła również w Słubicach nie podjęto żadnych działań. W szkołach dzieci uczęszczały normalnie na lekcje, nie zamykano również zakładów pracy. W Szkole Podstawowej numer 1, w roku 1963 w jednej z klas na 35 uczniów tylko pięciu było zdrowych. Nie są znane dokładne szacunki jaką ilość ofiar w Słubicach i okolicy pochłonęły obydwie odmiany grypy. Władze, które na początku bagatelizowały problem dopiero w późniejszej fazie epidemii zdecydowały o wprowadzeniu obostrzeń polegających na m. in. odwołaniu imprez masowych, zgromadzeń publicznych czy zamknięciu wybranych lokali gastronomicznych. 

Jedna z klas słubickiej Szkoły Powszechnej w latach 50. Epidemia nie była żadnym powodem, aby przerywać zajęcia
Jedna z klas słubickiej Szkoły Powszechnej w latach 50. Epidemia nie była żadnym powodem, aby przerywać zajęcia

 

A gdyby epidemia Covid-19 wybuchła 50 lat temu?

Wziąwszy pod uwagę, że Covid-19 przechodzi się w dużej mierze bezobjawowo, to podejrzewam, że przynajmniej przez jakiś czas w ogóle by o sprawie nie mówiono. Dopiero przy zwiększonej ilości chorych i przy niewydolności służby zdrowia władze zdecydowałyby się na lakoniczne komunikaty i podjęcie jakichkolwiek działań. Ofiary najczęściej byłyby przypisywane zwykłej grypie, zaś w telewizji sprawie epidemii poświęciłoby się dosłownie chwilę. Czy zatem Covid-19 to jedna z najgroźniejszych epidemii w historii? Wydaje się, że nie, ale niewątpliwie jest ona najbardziej medialną zarazą w całych naszych dziejach.