Zgłosiła się do nas Czytelniczka, która poprosiła o nagłośnienie tematu pochówku swojej matki. Twierdzi, że zakład pogrzebowy nie zakopał urny z prochami w dniu, w którym odbyła się ceremonia pogrzebowa. – Byliśmy pewni, że mama spoczywa w grobie, a okazało się, że wcale tak nie było – mówi pani Ewa z Górzycy. 

15 lutego na cmentarzu komunalnym w Górzycy odbyła się ceremonia pogrzebowa mamy pani Ewy. Po ceremonii wszyscy rozeszli się, a zakład pogrzebowy miał zakopać urnę z prochami. Pani Ewa twierdzi jednak, że tak się nie stało.

Co się stało z urną? 

– Na drugi dzień około południa brat pojawił się na cmentarzu i pomimo tego, że padał śnieg i był mróz, zobaczył świeży piach. Było widać, że w ziemi było kopane dosłownie przed chwilą, a nie dzień przed, czyli w dniu pogrzebu. Więc pytanie brzmi: co się działo z prochami naszej mamy od momentu, kiedy się rozeszliśmy z cmentarza do dnia następnego? – pyta kobieta.

Pani Ewa zadzwoniła do zakładu pogrzebowego.

– Odebrała jakaś pani. W pierwszej chwili twierdziła, że nic się nie wydarzyło. Udawała, że nie wie o co mi co mi chodzi. Dopiero gdy opisałam, jak wygląda grób, kobieta  poinformowała mnie, iż dzień wcześniej był mróz i pracownicy zakładu nie mogli zakopać urny. Uczynili to z samego rana dnia następnego – relacjonuje rozmowę pani Ewa. – Zrobiło mi się słabo… Jak to? To mamy nie pochowaliśmy na pogrzebie? Pytałam sama siebie…  – dodaje.

Zakład: „Urna cały czas była w grobie”

Zadzwoniliśmy do zakładu pogrzebowego w Słońsku, który zajmował się pogrzebem i sprawami z nim związanymi.

Dowiedzieliśmy się, że zawsze urny z prochami są zakopywane zaraz po ceremonii pogrzebowej. Tak też było w tym przypadku, choć nie do końca odbyło się to tak, jak zawsze.

– Mamy windę do opuszczania urn, która podczas ceremonii się chowa. Po pogrzebie urnę wyciągamy, kopiemy dziurę i umieszczamy urnę w dole. W tym dniu było minus piętnaście stopni. Niestety, z powodu takiego mrozu, nie było możliwości wykopania dołu. Pracownicy próbowali na różne sposoby, ale naprawdę nie szło. Dodatkowo natknęli się na pręty i kawałki betonów, które jeszcze bardziej utrudniały pracę. Udało się wykuć jedynie niewielki dół, w którym umieścili urnę.  Na drugi dzień zabrali agregator i młot udarowy, wykopali większy grób i umieścili urnę tak, jak być powinno – tłumaczy Marcin Ralko, właściciel zakładu.

– Pracujemy w branży 20 lat. Rocznie mamy około 280 pogrzebów i nigdy żadnej skargi nie było, wręcz przeciwnie, każdy nas poleca. Staramy się zawsze godnie pochować, niezależnie czy zleca nam to Ośrodek Pomocy Społecznej, czy osoba prywatna. Przez tyle lat swoją uczciwością i rzetelnością zapracowaliśmy na swoją markę. Czasami za swoje pieniądze wzywam księdza, żeby poświęcił grób, jak zmarły nie ma rodziny, która by się zajęła pochówkiem. W przypadku pogrzebu w Górzycy sytuacja faktycznie miała miejsce, ale nieprawdą jest, że nie wiadomo gdzie była urna, bo wciąż pozostawała w grobie, tyle że na drugi dzień zakopaliśmy ją głębiej, oczywiście z należytym szacunkiem – dodaje M. Ralko.

Pani Ewa twierdzi jednak, że właściciel zakładu mija się z prawdą.

– Zakład naciąga swoją wersję, bo wcale nie było minus piętnaście stopni, a w dzień pogrzebu nie było nawet wbitego szpadla – odbiera kobieta.

Policja: „Nie było znamion znieważenia”

Pani Ewa postanowiła sprawę zgłosić na policję. Poszła na komisariat w Słubicach 16 lutego i opowiedziała o tym, co się stało. Policjant nie przyjął jej zgłoszenia.

– Kobieta zgłosiła się na policję i poinformowała o znieważeniu prochów przez zakład pogrzebowy. Policjant poinformował, że opisywane zdarzenie nie wyczerpuje znamion zbezczeszczenia. Poinformował też, że jakby doszły jakieś inne okoliczności, to pani może przyjść ponownie – mówi oficer prasowy powiatowej policji w Słubicach Magdalena Jankowska. –  Jeżeli zakład zakopał urnę, to wywiązał się z umowy. Przekazano także, że jeśli rodzina uważa, że zakład nie wywiązał się należycie z umowy, można to zgłosić, lub też założyć sprawę cywilno-prawną – dodaje.

Czytaj też: Czy w dawnej Górzycy grasował „Dracula”? Oczywiście, i to nie jeden!