Czy to można nazwać bohaterskim czynem? Na pewno zdania byłyby podzielone, ale niewątpliwie jest to dobry uczynek i dowód na to, że są ludzie, którym los zwierząt nie jest obojętny. 

Historia wydarzyła się w Lubiechni Wielkiej (koło Kowalowa). To maleńka, klimatyczna wioska. Jej sołtysem jest 69-letni Jan Hańbicki. I to właśnie jemu młodziutka sarenka zawdzięcza życie. Akcja działa się wczoraj wieczorem.

– Około 20.00 wracałem rowerem od kolegi. Usłyszałem przeraźliwe głosy zwierząt. Zostawiłem rower w domu i poszedłem w stronę głosów – opowiada pan Jan. – Przeskoczyłem przez płot i szedłem do celu. Kiedy się zbliżałem słyszałem jakby wołanie zwierzęcia o pomoc i przerywający głos sarenki. Doszedłem do miejsca, patrzę, a zwierzątko próbuje wyskoczyć z bagna, ale nie ma na tyle sił. Podszedłem do szamba i zacząłem wyciągać zwierzę. Po paru minutach sarenkę wyciągnąłem.

Umorusany sołtys zabrał sarnę do domu. – Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu. Troszkę ją obmyłem. Odkąd odszedłem z sarenką z miejsca, ciągle słyszałem płacz matki zwierzęcia. Sprawdziłem dokładnie czy młodemu zwierzakowi nic nie jest i zaniosłem na pole do matki. Schowałem się i obserwowałem. Radość matki była nie do opisania – cieszy się pan Jan – Ja cuchnący jak szambonurek długo moczyłem się w wannie.

Później położyłem się spać, lecz długo myślałem nad tym zwierzęciem. Widać było jak ono chciało żyć i to się udało. Mogłem dać sarence młodej żyć dalej. Mogę powiedzieć, ze jestem z siebie dumny – dodaje sołtys.

110231636 755711088511167 6888532037114580024 N