Jeszcze raz postanowiłem przejrzeć ekspertyzę kancelarii prawnej profesora Jędrzeja Śniadeckiego. Przejrzeć bardzo spokojnie, aby mieć pewność, czego zdecydowanie się trzymać. I tak punkt po punkcie, kancelaria twórcy ustawy samorządowej ocenia zarzuty województwa: Województwo nieprawidłowo utożsamiło zwołanie sesji z uchwałą o terminie wyborów zarządu powiatu. Przypisanie zwołania sesji uchwale jest absolutnym błędem. Zebranie zwołał przewodniczący i właśnie to ma skutek prawny. Przepisy ustawy nie wymagają żadnej szczególnej formy zawiadomienia o zwołaniu sesji. Materiały (listy wyborcze) radni otrzymali od przewodniczącego, co niezbicie wynika z protokołu obrad. Rozdanie planowanego porządku obrad kolejnej sesji i projektów uchwał o wyborze zarządu nastąpiło przed zamknięciem sesji I. W związku z tym, w majestacie prawa samorządowego oceniamy, że sposób zwołania II sesji nie narusza tegoż prawa w żadnym wypadku, a już na pewno nie w sposób istotny, jak uważa organ wojewódzki.

W tym stanie rzeczy należy stwierdzić, że rozstrzygnięcie wojewódzkiego sądu oparto wyłącznie  na subiektywnym poglądzie tego organu, nie popartym żadnym innym orzecznictwem sądowym (tego typu spraw było w kraju kilkadziesiąt) czy choćby literaturą przedmiotu. Narusza to w sposób przeraźliwie rażący akty prawne ustawy samorządowej. Bezsprzecznie stwierdzamy, że taka niewłaściwa interpretacja przepisów statutu, zastosowana przez wojewódzki sąd świadczy fatalnie o znajomości prawa przez ten organ i jego pomocniczy aparat. Podsumowanie i wnioski:
– Zwołania II sesji rady powiatu dokonał podmiot uprawniony, tj. przewodniczący, a materiały zostały doręczone radnym podczas trwania I sesji.
– Uchwały rady powiatu nie są sprzeczne z prawem, a w szczególności nie naruszają go w sposób „istotny”, jak błędnie określił wojewódzki sąd.
– Orzeczenie sądu województwa zostało wydane z rażącym naruszeniem prawa krajowego i pozostaje w sprzeczności z ustawą samorządową.
Podpisał: prof. Jędrzej Śniadecki (twórca ustawy)

Patrzyłem na te konkretne fragmenty ekspertyzy. No, na napletek Jowisza, jakby nie patrzeć, to czarno na białym widać, kto ma rację. No, cholera, widać. To my mamy rację, tak prawną, jak i moralną, więc powinniśmy w cuglach wygrać. No tak, musimy, ale czy jest to takie stuprocentowo pewne? Dlaczego przegrywamy? Już jeden sąd przecież był i dobitnie pokazał, że prawda i wygrana to nie są pojęcia równoznaczne. Życie rzeczywiście dowodzi, że wszystko jest do załatwienia, a w naszym przypadku wyraźnie widać, że ktoś nas załatwia. Jak to możliwe, że nic o tym nie wiemy, ba, radośnie oczekujemy egzekwowania prawa, a tu z zaskoczenia spadają na nas nieuczciwe wyroki? Co to jest? Po głębokim zastanowieniu postanowiłem jednak zaufać prawdzie, być konsekwentnym i zawierzyć instytucji Najwyższego Sądu. Przecież jego orzeczenia obejmują cały kraj, tak daleko cała ta nieznana mi sitwa nie może sięgać. Ale jeżeli się mylę?

Kolejne zebranie, tym razem rady powiatu. Atmosfera jest znowu bardzo gorąca, radni chcą jeszcze raz omówić naszą sytuację prawną oraz zdecydować, czy powiat będzie wysyłał wniosek kasacyjny do Najwyższego Sądu. Ekspertyza profesora Śniadeckiego jest bardzo mocnym atutem, ale są wśród radnych i głosy przeciwne. Radna Wasilewska twierdzi wprost, że czas najwyższy dać sobie spokój i przestać się ośmieszać. Ja, Boguś Szlachcic, Struga i jeszcze paru innych uważamy, że albo trzeba było spasować od razu (wtedy niestety prawie cała rada chciała iść do sądu) i przeprowadzić wybory równocześnie ze złożeniem odwołania, ale teraz, jeżeli już doszło do dzisiejszej sytuacji, walczyć o naszą sprawę do końca. Uznaliśmy, że w tej chwili, dysponując dodatkowo takim atutem, powinniśmy być konsekwentni.

Rozpoczęła się dyskusja, z każdą minutą coraz bardziej gwałtowna i ostra. Nasza grupa chciała poczekać przynajmniej do otrzymania uzasadnienia wyroku wojewódzkiego sądu, aby potem zadać miażdżący sztych, wysyłając ekspertyzę razem z wnioskiem o kasację. Oponenci gardłowali za pogodzeniem się z orzeczeniem województwa i przeprowadzeniem jak najszybciej ponownych wyborów zarządu. Rozumiałem motywację takiej Wasilewskiej (strach o utratę pracy przez męża), Dzierżyńskiego czy Łabęckiej, ale zdziwiła mnie wolta Kargusia. Przecież to on był sprawcą całej tej afery, powinien więc bronić wniosku o kasację jak lwica swoich młodych. Szlachcic wygarnął mu to prosto w oczy:
– Jak pan może optować za rezygnacją z naszych praw? Najpierw ze łzami w oczach dziękuje pan radzie, że stanęła murem przeciwko kwestionowaniu przez województwo sposobu zwołania sesji, sam pan też prosił o udzielenie pełnomocnictwa na sprawę, a potem w sądzie wojewódzkim śmie zeznawać, że druga sesja powinna być unieważniona! Teraz znowu odwraca pan kota ogonem. Pan powinien ze wstydem natychmiast podać się do dymisji i odejść. Jeszcze do tego, jako zakała rady, przeprosić wyborców za swoje postępowanie. Jestem pewien, że zrobił pan to wszystko specjalnie. Albo sam, albo z czyjejś namowy. To czysta perfidia, wykorzystać własne celowe potknięcie do ośmieszenia całej rady powiatu. Teraz, kiedy grozi nam kilkumiesięczna luka prawna, pan mówi o powtórnych wyborach. Czy po to wpakował pan radę w ten cały cyrk, właśnie naszym kosztem? Co lub kogo chce pan załatwić? Obrzydzenie mnie bierze, jak na pana patrzę. Tfu!

Teraz jedyną naszą szansą jest opcja, że sąd województwa sam skazał się na kasację, bo przy naszych atutach nie potrafię wyobrazić sobie przegranej. Najwyższy Sąd nie może przecież zadać ciosu prawu i logice.
– Dobrze, dobrze – wtrącił Czapliński – ale co będzie, jeżeli jednak znowu przegramy? W województwie też byliśmy pewni swego i co? Nie mamy żadnej gwarancji, więc musimy brać pod uwagę i taką możliwość.
– Ty kołtunie – pomyślałem – już nie pamiętasz, jak najbardziej ze wszystkich gardłowałeś za oddaniem sprawy do sądu? Z jaką pewnością siebie i butą krzyczałeś: „Samorządny organ!”.
– Musimy coś wybrać – podsumował Michorowski – albo brniemy dalej, albo pasujemy. Nie pozostało nam nic innego, jak zarządzić ostateczne głosowanie.

Stosunkiem głosów 9:8 rada postanowiła powtórzyć wybory i nie wysyłać wniosku o kasację orzeczenia sądu województwa. Poczułem w gardle gorzki smak porażki. O dziwo, rada nie anulowała uprzednich wyborów rady powiatu ani całej nieszczęsnej sesji.

<- Poprzednia strona

Rozdział 1: Lokalna klasa polityczna, czyli jak się niszczy porządnych ludzi

Rozdział 2: „Jak nie jesteś ze mną, to już nie żyjesz” – takie realia brutalnego świata lubuskiej polityki.

Rozdział 3: „Ludziom, którzy chcą nas opuścić, zdarzają się dziwne, spowodowane na ogół depresją wypadki”. Polityka to nie żarty!

Rozdział 4: Jak opłacony dziennikarz manipuluje opinią publiczną

Rozdział 5: Co? Komu? I za co? – jak partie rozdają sobie stanowiska. Lubuska polityka 2005-2011.

Rozdział 6: Polityka to gra pozorów. Jeśli jest za dobrze, to znaczy, że gorzej być nie może.

Rozdział 7: Sesja nie ważna! Powód? Przewodniczący zamiast ją zwołać, użył słowa: „zapraszam”. Takie rzeczy naprawdę dzieją się w polityce!

Strony: 1 2