W 3 rozdziale książki Zbigniewa Kozłowskiego „Hokka hey – taniec z kołtunerią” jeden z polityków wręcza łapówkę dziennikarzowi, który od tej pory działa na jego zlecenie. W dzisiejszym odcinku przeczytamy o bezkompromisowej i zajadłej rywalizacji o fotel burmistrza, w której ów dziennikarz manipuluje faktami i oczernia jedną ze stron. Obok brutalnej gry politycznej przewija się wątek miłosny. Główny bohater przeżywa uniesienia erotyczne, których nigdy wcześniej nie miał szczęścia doświadczyć. Przypominamy, że książka jest napisana na podstawie wydarzeń w lubuskiej polityce lat 2005-2011.
Rozdział 1: Lokalna klasa polityczna, czyli jak się niszczy porządnych ludzi
Rozdział 2: „Jak nie jesteś ze mną, to już nie żyjesz” – takie realia brutalnego świata lubuskiej polityki.
Rozdział 3: „Ludziom, którzy chcą nas opuścić, zdarzają się dziwne, spowodowane na ogół depresją wypadki”. Polityka to nie żarty!
Rozdział 4
Z Gosią związałem się mniej więcej rok po rozwodzie. Niejako pamiątką mojego zakończonego małżeństwa został dorosły już w zasadzie, bo dziewiętnastoletni mój kochany syn Łukasz, który jakby na ironię miał być jego fundamentalnym zwieńczeniem.
Początkowo wydawało mi się, że pozostanę już sam, odejście mojej żony było wielkim ciosem, zdawało mi się, że już nikt inny tej pustki zapełnić nie potrafi. Próbowałem jeszcze skleić nasz związek powtórnie, niestety przegrałem z determinacją eksżony. W miarę upływającego w samotności czasu poczęła odzywać się natura, jej zew był coraz silniejszy, coraz bardziej potężniał, aż w końcu mój umysł i organizm zaakceptowały prawo do korzystania z pełni życia.
Najpierw jakoś tak od niechcenia spoglądałem na otaczające mnie oraz spotykane okazjonalnie kobiety, później spróbowałem bliższych kontaktów, aż któregoś dnia trafił mnie grom Gośka. Gośka była w trudnej sytuacji, jej mąż wyjechał za chlebem do Hiszpanii i od dwóch lat nie dawał znaku życia. Ona pozostała w kraju z dwuletnią córeczką i kiedy życzliwi ludzie donieśli jej, że mąż już nie wróci, mało tego, związał się tam z jakąś tancerką flamenco, wystąpiła o rozwód.
Ze względu na, jak to sąd ujął – chroniczną nieobecność powoda, sprawa się przeciągała i chociaż finał był z góry wiadomy i jasny, w statusie Gosi stało jak byk: mężatka. I pewnie dlatego teraz Zbigniew chciał to w wywiadzie wykorzystać, wplątując mnie w jakieś niemoralne związki.
A moje genderowskie molestowanie? Tutaj także znalazłem źródło. Córeczka Gosi, Ewa, jest uroczym i rozkosznym berbeciem. Bardzo rzadko kaprysi, jest ciekawa świata i co tu gadać, przylepa, nie tylko ja ją bardzo lubię. Przepada za nią również brat Gosi, Heniek. Zawsze, kiedy tylko siostrę odwiedza, ma dla Ewuni jakiś smakołyk, za co łasa na słodycze dziewczynka go uwielbia.
Byłem świadkiem zabawnej scenki, kiedy to Henryk odwiedził siostrę. Gosia przywitała się z Heniem i zwróciła potem żartobliwie do Ewy:
– Córeczko, popatrz, kto to nas odwiedził? Córeczka wsadziła palec do buzi, zaczęła wiercić tułowiem w obie strony, patrzyła i milczała. – No, znasz go, kto to? – powtórzyła Gosia. – Przecież wiesz… Na to Ewunia podparła lewą ręką bok, prawą wyjęła z ust i pokazując zaślinionym paluszkiem, wyrecytowała:
– Chujek Weniek.
No i sami powiedzcie, jak tu takiego berbecia nie lubić? Byłem kiedyś z Gosią i Ewą na spacerze w parku. Przypomniałem teraz sobie taki moment, gdy wziąłem dziewczynkę na ręce i siarczyście ucałowałem. Zauważyłem, że po parku kręcił się również redaktorek Tomaszek. Pewnie właśnie wtedy zrobił mi zdjęcie, którym chciał postraszyć świat mną – pedofilem – w wywiadzie z Kozłowskim. Eh, wy kołtuny…
Wczorajszy wieczór, to jedna z naszych piękniejszych intymnych chwil. Gosia opadła na łóżko, klęknęła z szeroko rozstawionymi kolanami, łokcie oparła o poduszkę, ja zaś wśliznąłem się pod nią pomiędzy rozwartymi udami.
Najpierw całowałem i pieściłem jej piersi, ślicznie zawieszone na sklepieniu klatki, potem zacząłem powoli przesuwać głowę coraz niżej wzdłuż jej ciała, ciągle całując i smakując językiem. Ręce na razie pozostawiłem na jabłuszkach jej biustu, delikatnie masując brodawki. Moje usta dotarły do pępka. Zatrzymałem się tam na chwilę, wkładając koniuszek języka w zagłębienie. Gosia westchnęła. Przesunąłem się jeszcze bardziej i zatrzymałem twarz na początku jej włosów łonowych, rękami zaś zacząłem głaskać wewnętrzną część jej ud.
Oddech Gosi stał się szybszy, dałbym głowę, że zamknęła oczy. Jej ciałem wstrząsnęło drżenie, była już cała wilgotna, wręcz mokra, a ja naprężony do granic możliwości. Z ust Gosi wydobyło się coś jakby jęk: – A… A… A… Aaa… Nagle jej uda zaczęły drżeć. Nigdy przedtem nie czułem się tak usatysfakcjonowany, oto cudowna kobieta odbiera tak otwarcie rozkosz, dawaną moimi pieszczotami. Jeszcze chwila i wybuchnę, już za moment… Szybko wysunąłem się spod Gosi, klęknąłem tuż za nią i z całym zapamiętaniem, zapomnieniem, nieprzytomny z pożądania, połączyłem nasze ciała. Po chwili oboje trafiliśmy do nieba. Właśnie z nią przeżywałem cudowne sny na jawie.
Prawie zawsze było bosko, bez przerwy siebie pragnęliśmy, niemal jak zwierzęta podczas rui. Nie potrafię wyrazić, w którym niebie bywałem. Do tego dochodziła jeszcze tak mi bliska i pełna empatii osobowość mojej dziewczyny. Mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów i podobne zdania we wszystkich podstawowych kwestiach. Chyba byliśmy właśnie tymi połówkami jabłka, które odnalazły się i połączyły. Kiedy Gośka była przy mnie, otwierały się wrota raju. Zaprawdę powiadam wam, że dla takich chwil też warto żyć. Wstyd przyznać, ale z moją byłą żoną nie było mi aż tak dobrze, choć bardzo ją kochałem. Cóż, może byłem za młody…
Głos Żurawia: Drugie koło Rampy
– Kozłowski to człowiek, który nie umie z godnością przegrać, szuka dziury we wszystkim, co mu jest nie na rękę – mówi szef miejskiego z kolei koła burłaków, Stanisław Woszulski. – Jego decyzja o założeniu drugiego koła, to ewidentny sabotaż. Oczywiście wiąże się to z nadchodzącymi wyborami burmistrza Żurawia. Pan Kozłowski, który po przegranych wyborach we własnej partii został „przytulony” przez aktualnego burmistrza i usadowiony na stołku jego zastępcy, będzie teraz w kampanii wyborczej działał przeciwko macierzystej Rampie, ale na korzyść obecnego pryncypała. Dodajmy, że Kozłowski został zastępcą burmistrza po odwołaniu Józefa P. z Woli Ludu, który uprzednio sprawował tę funkcję i któremu prokuratura postawiła właśnie zarzuty korupcyjne.
Burmistrz Abelard stwierdził, że o owych działaniach korupcyjnych nic nie wiedział, oczywiście je potępił, a ponieważ pragnie być burmistrzem przez drugą kadencję, sprzymierzył się z ambitnym Kozłowskim.
Od Redakcji: Jak to skomentować? Zbigniew Kozłowski, wysadzony z siodła lider burłaków przekonuje teraz, że drugie koło wzmocni Rampę. Sam jednak w przeszłości, jeszcze jako powiatowy szef partii storpedował podobną inicjatywę T. Cichego, uznając ją właśnie za sabotaż. Czyżby pan Kozłowski chciał naśladować premiera i jego słynne o 180 stopni wolty w sprawie radarów, abonamentu i referendum? Cóż, o poglądach obydwóch decyduje punkt siedzenia w danym momencie.