23 czerwca w słubickim sądzie odbyła się ostatnia sprawa z powództwa byłej pracownicy słubickiego starostwa Anny Pietrow przeciw starostwu. – Wzięłam urlop na żądanie informując o tym – jak dotychczas w takich sytuacjach – bezpośredniego przełożonego. Ten nie poinformował kadr i dostałam naganę. W ślad za tym wręczono mi wypowiedzenie – mówi pani Anna. 

Anna Pietrow pracownicą starostwa była od lutego 2015 r. do listopada 2020 r. Była sekretarką byłego starosty Piotra Łuczyńskiego, który został odwołany przez radę powiatu. Zastąpił go Marcin Jabłoński. Współpraca pani Anny i starosty Łuczyńskiego była bardzo dobra, zresztą do dziś utrzymują ze sobą kontakt. – Starosta Jabłoński nie tolerował moich stosunków z Łuczyńskim. Dawał mi to odczuć. Traktował mnie bezosobowo – mówi pani Anna.

Na stanowisku sekretarki M. Jabłońskiego pracowała tydzień. Na krótki czas przeniesiona została do Biura Rady, a potem do wydziału komunikacji na stanowisko pomocy administracyjnej. Jak twierdzi, swoje obowiązki wykonywała poprawnie. W tym czasie zmienił się starosta. Został nim Leszek Bajon, partyjny kolega Marcina Jabłońskiego.

Od 12 lutego 2019 pani Anna zaczęła pracować również w okienku do obsługi klienta, obsługując rejestrację samochodów. Nigdy do niej nie dotarły uwagi, by nienależycie wykonywała swoje obowiązki. W grudniu 2019 roku starosta przyznał jej nawet nagrodę pieniężną za szczególne zaangażowanie w wykonywaniu obowiązków służbowych oraz wykazanie inicjatywy w realizacji postanowień programu postępowania naprawczego.

Nagana i wypowiedzenie

6 sierpnia 2020 starosta wręczył jej naganę i zagroził zwolnieniem dyscyplinarnym o ile nie zgodzi się rozwiązać umowy o pracę za obopólnym porozumieniem. Ona odmówiła i po 20 minutach dostała wypowiedzenie pracodawcy, choć już w trybie zwyczajnym. Z jakiego powodu?

– Odkąd pracuję w wydziale komunikacji zawsze informowałam o tym, że muszę wziąć wolne, wiadomością SMS naczelnika wydziału P. Glinkę, który był moim przełożonym. On przekazywał informację do kadr. SMS wysłałam w niedzielę wieczorem, bo wiedziałam, że w poniedziałek muszę z córką do szpitala jechać. We wtorek przyszłam do pracy. Wtedy dostałam telefon z kadr z zapytaniem, dlaczego nie było mnie w pracy – relacjonuje pani Anna. – Dziś wiem, że wszystko było ukartowane. Chcieli mnie zwolnić i znaleźli pretekst – dodaje.

W czwartek o po godz.14 naczelnik Glinka oznajmił, że jest wezwana do starosty. Poszli razem. W gabinecie siedziała już pani sekretarz i mecenas świadcząca usługi dla starostwa. W obecności świadków starosta wręczył naganę i wypowiedzenie.

Sprawa sądowa: Zeznania starosty

Podczas rozprawy sędzina poprosiła starostę Bajona o to, by wymienił argumenty, które były przyczyną zwolnienia.

– Gdy zostałem starostą musiałem przyjrzeć się pracy całego wydziału i poszukać najsłabszego ogniwa. Wydział funkcjonował źle, co z resztą opisywała obecna tu dziennikarka – starosta wskazał na dziennikarkę I Love Słubice obecną na sali. – Przyglądałem się rok czasu, rozmawiałem z pracownikami i najsłabsze ogniwo znalazłem. To pani Pietrow – odpowiadał starosta Bajon. – Korzystając ze swoich praw, jako pracodawca rozwiązałem umowę z tą panią.

– Co to znaczy „przyglądałem się”, czy robił to pan przez monitoring, czy chodził pan do wydziału komunikacji by obserwować działania pracowników? – prosił o sprecyzowanie adwokat pani Anny Maksymilian Wanago.

– Rozmawiałem z pracownikami – odpowiedział starosta

– Rozmawiał pan w tym czasie z panią Pietrow? – zapytał Wanago.

– Nie – padła odpowiedź.

– Czy pan wie, w jakim okresie przed rozwiązaniem umowy o pracę powódka korzystała z opieki, która przysługiwała na dzieci w czasie pandemii? – nie odpuszczał mecenas.

– Nie mam pojęcia – odpowiedział starosta.

Okazało się, że pani Pietrow nie pracowała od marca do lipca 2020, czyli w okresie pięciu miesięcy przed rozwiązaniem umowy. Czy w tym czasie mogła pracować źle, skoro nie pracowała wcale? Podobne pytanie zadał mecenas Wanago.

– Wiem, że popełniała błędy, natomiast nie interesuje mnie to, jaka to była data i godzina. Bez przesady, od tego mam naczelnika wydziału – mówił starosta na sprawie.

Słów starosty o złej pracy kobiety, nie potwierdzają żadne dokumenty. Nie ma skargi pisemnej od żadnego petenta, nie ma też kopii dokumentów, które miały być nieprawidłowo zakończone podczas obsługi klienta przez panią Annę. Dochodzi jeszcze notatka służbowa naczelnika, która miała być sporządzona, a nie została przedstawiona pani Pietrow, a na temat rzekomej złej pracy nie były przeprowadzone z panią Anną żadne rozmowy.

Świadkowie

Zdania świadków podczas rozpraw były podzielone. Interesanci, których obsługiwała pani Anna zeznawali na jej korzyść, natomiast pracownicy starostwa (ci, którzy nadal w nim pracują) mieli inne zdanie.
– Zawsze miałam serce do petentów. Często im pomagałam w wypisaniu wniosku itp. Było mi szkoda, kiedy taki klient brał urlop, stał o świcie w kolejce, by potem odejść z niczym, tylko dlatego, że był jakiś problem, który można było rozwiązać od razu. Robiłam co w mojej mocy, by mógł załatwić sprawę i odejść zadowolonym. Sam naczelnik nigdy osobiście nigdy mi nie powiedział, że ma jakieś uwagi do mojej pracy, o czym mówił na rozprawie. Myślę, że bał się, ze jeśli zezna na moją korzyść, poniesie konsekwencje – mówi kobieta. – Natomiast z dwiema osobami, które również zeznawały przeciwko mnie, miałam bardzo sporadyczny kontakt.

Sprawę przegrała

Sąd oddalił powództwo Anny Pietrow nie obciążając jej kosztami procesu.
– Sąd w swojej argumentacji nie podniósł w ogóle tematu nieobecności, za co była nagana, tylko zarzuty dotyczące braku kompetencji, skarg i nieprawidłowo prowadzonej dokumentacji, na co nie ma żadnych dowodów w postaci dokumentów. Sąd wydał wyrok na podstawie zeznań starosty i części współpracowników – komentuje wyrok mecenas Wanago.

Powódka nie wyklucza złożenia apelacji. Decyzje w tej sprawie podejmie po otrzymaniu uzasadnienia wyroku i po konsultacji ze swoim pełnomocnikiem.

Komentarz autora

Skoro starosta szukał słabego ogniwa rozmawiając z pracownikami, to dlaczego nie rozmawiał z panią Pietrow? A może starosta od razu założył, że słabym ogniwem jest pani Anna i na niej trzeba było skupić „obserwacje”? Jest jeszcze jeden dość istotny punkt w tych „obserwacjach”. Pani Anna przez pięć miesięcy przed rozwiązaniem umowy nie pracowała, jak więc mogła pracować źle? I jak to jest możliwe, że pracownik źle wykonuje swoje obowiązki, jego przełożony sporządza na ten temat notatkę, zgłasza do starosty, a sama „winna” nie ma o tym pojęcia? Jak miała pracować dobrze, skoro nie wiedziała, że pracuje źle? Sąd jednak nie wziął tego pod uwagę i wydał wyrok oddalający powództwo pani Anny. Moje wątpliwości budzi także kwestia ławnika, który jest byłym pracownikiem starostwa. Na portalu społecznościowym widnieją zdjęcia ze wspólnych spotkań pracowników starostwa, na których jest ławnik i starosta Bajon. Czy wobec takich okoliczności ławnik nie powinien złożyć wniosku o wykluczenie ze sprawy?

P.S. Panie Starosto pisząc tematy złego funkcjonowania wydziału komunikacji – co parokrotnie Pan zaznaczał podczas rozprawy wskazując na mnie  – nie miałam na celu podjęcia działań skutkujących zwolnieniem żadnego pracownika. Bardziej chodziło o wprowadzenie jakiegoś porządku, zatrudnienia więcej pracowników, czy choćby po prostu ludzkiego podejścia i pomocy tym ludziom, którzy czekali od świtu, by potem odejść z przysłowiowym kwitkiem. Z tego, co udało mi się ustalić – w tej kwestii niewiele się zmieniło.

Czytaj też: Plakaciarze! To jest naprawdę słabe! [FELIETON]

207275084 1156778264788020 636378083810004263 N