W rozdziale 12 książki Zbigniewa Kozłowskiego „Hokka hey – taniec z kołtunerią” pojawia się nowa postać lubuskiej sceny politycznej. Jest nią Lukrecja Gehenna, kobieta, która za wszelką cenę chce dojść do władzy, zazwyczaj kosztem innych. Także w 12 rozdziale z radnym powiatowym spotyka się pojawiający się już wcześniej tajemniczy Józef. – Tak, twój tatuś razem z kumplami z gestapo, Hellerem i Gancwajchem, licytowali się w okrucieństwie wobec rodaków z inną policją żydowską. Niemcy zamordowali około stu pięćdziesięciu tysięcy Polaków za pomaganie Żydom? Otóż drugie tyle naszych rodaków pomogli wymordować Żydzi w służbie gestapo i NKWD. Taki, kurwa, wdzięczny naród – mówi Józef do radnego, żądając absolutnego posłuszeństwa od radnego, w zamian za zachowanie rodzinnej tajemnicy.
Rozdział 1: Lokalna klasa polityczna, czyli jak się niszczy porządnych ludzi
Rozdział 2: „Jak nie jesteś ze mną, to już nie żyjesz” – takie realia brutalnego świata lubuskiej polityki.
Rozdział 3: „Ludziom, którzy chcą nas opuścić, zdarzają się dziwne, spowodowane na ogół depresją wypadki”. Polityka to nie żarty!
Rozdział 4: Jak opłacony dziennikarz manipuluje opinią publiczną
Rozdział 5: Co? Komu? I za co? – jak partie rozdają sobie stanowiska. Lubuska polityka 2005-2011.
Rozdział 6: Polityka to gra pozorów. Jeśli jest za dobrze, to znaczy, że gorzej być nie może.
Rozdział 7: Sesja nie ważna! Powód? Przewodniczący zamiast ją zwołać, użył słowa: „zapraszam”. Takie rzeczy naprawdę dzieją się w polityce!
Rozdział 8: Absurdy, manipulacje, nieczyste zagrywki polityki lubuskiej.
Rozdział 9: Opozycja zdradziła! Postawiła na układ, a nie na dobro powiatu i jego mieszkańców. Tymczasem starostów jest dwóch!
Rozdział 10: Układy polityczne sięgają Sądu Najwyższego. Praworządność nie ma racji bytu!
Rozdział 11: Jak rada miejska pozbywa się ośrodka kultury. Zmusza radnych (!) do przegłosowania uchwały o jego sprzedaży
Rozdział 12
Na swoim nowym stanowisku, to jest przy biurku przewodniczącej Rampy w regionie, siedziała Lukrecja Gehenna. Brodę podparła rękami, wzrokiem wodziła po ścianach gabinetu i dumała. Analizowała swoje dotychczasowe działania, obmyślała i przygotowywała następne, ale przede wszystkim z satysfakcją wspominała drogę, która doprowadziła ją do tego fotela. Właśnie te wspomnienia dodawały jej sił, motywowały do dalszej walki, umacniały twardość i bezwzględność. Droga, którą przeszła, ukształtowała jej charakter.
Gehenna nauczyła się zakładania koalicji, które, kiedy tylko przestawały być użyteczne, zamieniała na kolejne. Docierać do celu, to było najważniejsze. I właśnie dzięki takiej postawie znalazła się aż tutaj, na samym szczycie regionalnej partyjnej drabiny. Powszechnie uważano, że to ona trzęsie całym województwem. Ha, piękna była ta droga. Uśmiechnęła się i zaczęła wspominać początki, pełne nie całkiem jeszcze sprytnych układzików, symulowanej sympatii i antypatii, patetycznych deklaracji, a wszystko po to, by upragniony cel osiągnąć.
Jak to było? Zapisała się do burłaków, gdy była już absolutnie przekonana, iż to właśnie oni zdobędą władzę w kraju. Obijała się o ściany lokalnych struktur, sondowała, koniecznie chciała wskoczyć chociaż na pierwszy szczebel drabiny z awansami. W końcu uzyskała wpis na trzecie miejsce listy partyjnych kandydatów do sejmu. Miejsce to gwarantowało nominację na posła, więc skupiła wszystkie siły na jego utrzymaniu. Niezbędnym i praktycznie jedynym pomocnym dla osiągnięcia tego człowiekiem był ówczesny szef partii w regionie – Kordian Fiedorf. Gehenna zrobiła wszystko, by ją zauważał, zabierała głos na zebraniach, szermowała hasłami reform – a był to konik Fiedorfa – aż wreszcie udało się zdobyć jego zaufanie. Wtedy to została umieszczona na pierwszym szczeblu drabiny, którym było to upragnione trzecie miejsce na liście.
Niestety, każda droga posiada jakieś wyboje, więc tak było i tym razem. Otóż przysłano ze stolicy dyrektywę, by na pierwszym miejscu listy umieścić Nikodema Dyzmaka. Była to postać już w kraju znana, niestety od strony nie najlepszej, więc w macierzystym regionie nie miał on żadnej szansy awansu do sejmu. Ponieważ tutaj ludzie go jeszcze dobrze nie poznali, a społeczeństwo u nas nie jest tak samodzielne i świadome, zapadła odgórna decyzja, by kandydował z listy naszego regionu. Polecenie stolicy trzeba było wykonać, w związku z czym Gehennę przesunięto na pozycję czwartą, a ta praktycznie eliminowała ją z możliwości zostania posłanką. Przerażona utratą szansy zostania kimś ważnym i wpływowym, widząca zniweczenie tylu trudów i poświęceń, zdobyła się Gehenna na wyrafinowany gest desperacji.
Zadzwoniła do Fiedorfa.
– Kordianie – łkała do słuchawki – zrób coś, bym pozostała na „trójce”, tak bardzo bym chciała działać dla dobra kraju. Zrobię wszystko, dosłownie wszystko, co tylko zechcesz – łkanie przeszło w szloch – proszę, błagam, wpisz mnie na tę trójkę, przesuń kogoś niżej. Odwdzięczę ci się, odwdzięczę wam wszystkim, ale tobie w szczególności, zobaczysz. Zaufaj mi, Kordianie, przecież wcześniej obiecałeś, że zostanę posłanką, dałeś słowo – tu trochę przesadziła, ale przecież liczy się efekt. – Powiedz, co mam zrobić, czego pragniesz, ja wszystko spełnię i jeszcze będę wdzięczna. Błagam… Kordianie…
I ten głupi idealista, kiedy stolica twardo powtórzyła żądanie umieszczenia Dyzmaka pod numerem pierwszym, honorowo wycofał na czwarte miejsce listy swoją kandydaturę. Bo wmówiła mu, że obiecał…
– Cóż, użyteczny idiota – pomyślała z satysfakcją Gehenna – jak to dobrze, że na takiego poczciwego trafiłam, tylko z nim mógł udać się ten komediowy spektakl. Podwójny frajer – dodała trochę ze złością – przecież mógł w nagrodę pieprzyć mnie, kiedy i jak by chciał. Ale nie, on myślał, że ja dla partii… Takiemu palantowi nawet nie przyszło do głowy, że może za friko mieć kochankę. Wystarczyło obiecać i nie dotrzymać, Gehenna przecież właśnie tak by zrobiła.
No nie, Fiedorfa należy pozbyć się przy najbliższej okazji, jaka się tylko trafi. Wcale nie będzie to trudne, facet z takimi poglądami naiwnie sam się podłoży. Tak, tak, no i zostałam wówczas posłanką – uśmiechnęła się Gehenna. Wspomniała swoje początki w stolicy. Najpierw było trudno. Pierwszą rzeczą, którą uświadomiono jej w poselskim klubie partyjnym, była potrzeba znalezienia „umocowania”. Każdy nowy poseł pragnący zostać znaczącą postacią w klubie, powinien postarać się o tak zwane podwieszenie pod kogoś ważnego z kierownictwa partii. Gehenna zrozumiała te sugestie prawidłowo i dosłownie, a że nie chciała zostać burłacką kobietą rotacyjną, postanowiła przeto znaleźć sobie tylko jednego promotora. Optymalnym okazał się właśnie Dyzmak, z którym i tak musiała kontaktować się służbowo. Uważano go wprawdzie za największego chama w całym kraju, ale to Gehenny nie zrażało. Owszem, brutale, traktujący kobiety obcesowo, jakoś ją szczególnie podniecali. „Podwiesiła się” więc i „umocowała” pod Nikodemem już po tygodniu, chociaż satysfakcji erotycznej nie zyskała żadnej. Facet był dużo starszy i jako mężczyzna mógł już niewiele, dochodziły do tego braki w wyszkoleniu, mankamenty te jednak rekompensował Gehennie użytecznością w poznawaniu labiryntu sejmowych koterii. Dyzmak był na „ty” z samym premierem Dylantem Sowizdrzałem, mówił mu po prostu „Dylek”, a raz nawet włączył swoją „podwieszoną” do grupy kobiet wręczających bossowi kwiaty.
Rozgrywki sejmowe jednak Gehennie nie bardzo odpowiadały, nie rozumiała wielu zawiłych niuansów, nie potrafiła rozeznać się w zmieniających jak w kalejdoskopie szczegółach, zresztą, nawet nie miała takich ambicji, a przede wszystkim potrzebnej do tego inteligencji. Postanowiła więc skoncentrować swoją uwagę na macierzystym regionie, w którym znała ludzi oraz czuła się swojsko i pewnie. Umocowanie i podwieszenie w centrali powinno służyć tylko zapewnieniu poparcia u góry, co przy Nikodemie bez trudu, choć z ukrywanym politowaniem dla jego męskości, osiągała.
Nadeszła wreszcie tak przez Gehennę oczekiwana chwila. Zbliżały się wybory przewodniczącego partii w regionie. Początkowo murowanym kandydatem był aktualnie pełniący tę funkcję Kordian Fiedorf, jednak w końcowej fazie kampanii znalazła się konkurencja, właśnie w osobie Lukrecji Gehenny. Zgłosiła ona swoją kandydaturę szumnym hasłem: „Posłanka na sejm, jako przewodnicząca zarządu regionu, zrobi dla was więcej”. Było to z jej strony nieco przewrotne, gdyż wszyscy wiedzieli, jak honorowo zachował się wobec niej Fiedorf, utraciwszy przez to właśnie pewny już poselski mandat. Lukrecja tym faktem absolutnie się nie przejmowała. Natychmiast zaczęła kokietować i kaptować partyjne koleżeństwo, wykorzystując w tym celu cały swój nabyty i wrodzony kobiecy spryt. W tych działaniach bardzo wspierały ją telefony z centrali, w której różni ważni działacze partii właśnie Gehennę na stanowisko przewodniczącej zalecali. Te niby delikatne sugestie, że czas na zmiany, babę z ikrą, trzeba iść do przodu, okraszone obietnicami kolejnych środków pieniężnych dla regionu w przypadku jej zwycięstwa, bardzo elektorów poruszały. Zwłaszcza zaś sugestie, iż gdyby koleżanka Gehenna przegrała wybory, to te wszystkie dotacje owieje mgła ograniczeń, a kto wie, mogą być wręcz zablokowane przez niezadowolonych notabli.
Takowe dictum wywierało wrażenie naprawdę silne, w związku z czym Gehennie przybywało coraz to więcej zwolenników i coraz więcej osób dokonywało przeniesienia sympatii oraz zapragnęło być możliwie najbliżej protegowanej przez centralę. Ukazały się im nowe horyzonty, nowe możliwości realizowania swoich ambicji, oczywiście tylko w połączeniu z dobrem regionu. Kiedy jeszcze na kilka dni przed wyborami województwo odwiedził poseł Nikodem Dyzmak i przedstawił partyjnym kolegom świetlaną wizję przyszłości pod zarządem Lukrecji, sprawa zdawała się być definitywnie przesądzona, a dotychczasowe wielkie zasługi imć Kordiana jakoś bardzo przyblakły. No i w dniu wyborów Fiedorf głosowanie nieznacznie, ale jednak przegrał i nową szefową partii została Gehenna. Jakby na ironię, osłodziła konkurentowi porażkę propozycją jego kandydatury na przewodniczącego sądu koleżeńskiego.
Następna strona ->